- Oświadczam przed komisją, że pan Zbigniew Chlebowski wyjątkowo interesował się Totalizatorem Sportowym - zeznał przed komisją hazardową Marek Przybyłowicz, były doradca Totalizatora i były prezes wyścigów na Służewcu. Chlebowski w swoich zeznaniach zapewniał, że "nie sięgał" w tamte "obszary". Co jeszcze mówił w piątek Przybyłowicz? Na przykład, że nie ma afery hazardowej, a "15-letnia hazardowa patologia".
Chlebowski odpowiadając w styczniu przed komisją na pytanie, czy interesował się sytuacją w Totalizatorze Sportowym będąc jeszcze wiceszefem komisji finansów publicznych (zanim Platforma doszła do władzy) zapewniał, że starał się "nie sięgać w obszary, które nie były w jego kompetencjach i w jego zakresie pracy parlamentarnej".
Przybyłowicz temu zaprzeczył: według niego polityk PO interesował się wszystkimi sprawami związanymi z Totalizatorem. Były prezes (w latach 1998-2001) spółki Służewiec Tory Wyścigów Konnych zeznał w piątek między innymi, że odbył z Chlebowskim, gdy jeszcze pracował w TS, co najmniej trzy spotkania, które dotyczyły nieprawidłowości w spółce.
Zaznaczył, że osobiście przekazywał posłowi Platformy segregatory z dokumentacją w tej sprawie. - Pan przewodniczący Chlebowski wyraźnie dał mi do zrozumienia, że jak dojdzie do władzy i będzie ministrem finansów, zrobi porządek z tym wszystkim - zeznał Przybyłowicz. Przyznał jednak, że po dojściu do władzy Platformy jego zainteresowanie skończyło się nagle.
Świadek zapewniał też, że wielokrotnie informował Chlebowskiego, że to, co się dzieje w Totalizatorze już po objęciu władzy przez koalicję PO-PSL, jest nieprawidłowe i może się zakończyć wybuchem afery hazardowej. - Mówiłem to rok wcześniej, nikt nie chciał mnie słuchać, nikt nie reagował na nic - ubolewał.
Zbyt łagodnie
Według Przybyłowicza między innymi ten fakt uprawnia do stwierdzenia, że sformułowanie "afera hazardowa" jest dziś zbyt łagodne, "nieprawdziwe". - Sprawa jest o wiele gorsza. Obserwujemy ponad 15-letni okres (...) patologii administracji państwowej w obszarze hazardu. Ta sprawa dotyczy walki interesów, (...) interesów państwa z interesem różnych grup związanych z interesem prywatnym - zaznaczał Przybyłowicz podczas przesłuchania.
Zapewniał przy tym, że on reprezentuje w tym konflikcie interes państwowy. I z tego powodu boli go jeszcze jedna rzecz - to, że przed siedmioma laty udział Totalizatora Sportowego w rynku hazardowym był szacowany na 50 procent, a obecnie tylko na około 18 procent. - Na tej podstawie można obliczyć straty dla budżetu państwa - podkreślał. Jak twierdził, wiceminister finansów Jacek Kapica zmniejszenie udziałów TS w rynku postrzegał jako sukces.
Nie pisał donosów
Przybyłowicz zapewniał też członków komisji, że nigdy na nikogo nie pisał żadnych donosów. Była to odpowiedź na stwierdzenie Marcina Rosoła, byłego szefa gabinetu politycznego Mirosława Drzewieckiego, który posłom śledczym mówił, że to właśnie informacje Przybyłowicza w sprawie nepotyzmu w TS zdecydowały o wycofaniu się Magdaleny Sobiesiak ze startu w konkursie na członka zarządu Totalizatora.
- Donos, denuncjacja to jest poufne lub tajne, anonimowe pismo oskarżające daną osobę lub instytucję, skierowane do osoby lub instytucji dysponującej sankcjami wobec oskarżonego. (...) W swoim życiu nie napisałem żadnego donosu, a wszystkie pisma, które kierowałem, były opatrzone imieniem, nazwiskiem, adresem, a nierzadko telefonem komórkowym - tłumaczył przed komisją były doradca prezesa TS.
"Donosami przykryli ewentualny przeciek"
Rzekome donosy i działalność Przybyłowicza wokół Totalizatora zostały jego zdaniem wykorzystane do przykrycia ewentualnego przecieku o akcji CBA, która doprowadziła do wybuchu afery. Były szef CBA Mariusz Kamiński zeznawał przed komisją, że "logika wydarzeń jednoznacznie wskazuje, iż przełomowym momentem, jeśli chodzi o przeciek" (z działań CBA ws. afery hazardowej) było spotkanie Rosoła z Magdaleną Sobiesiak.
Kamiński przywoływał wtedy m.in. stenogram rozmowy Sobiesiaka z Janem Koskiem z 27 sierpnia, gdy ten mówił: "wycofałem Magdę, bo tam KGB, CBA - jak się spotkamy to ci powiem - donosów było tyle, że k... wiesz.. ze względu na mnie oczywiście". Następnego dnia po spotkaniu z Rosołem Magdalena Sobiesiak wycofała swoją kandydaturę z konkursu. Jak powiedziała w lutym przed komisją, Rosół poinformował ją 24 sierpnia, że jej kandydowanie na członka zarządu TS "może uruchomić kampanię negatywną i donosy także w mediach". Oświadczyła, że Rosół miał jej powiedzieć, iż bez względu na to, że ma kwalifikacje, Przybyłowicz "zrobi wszystko", żeby podważyć jej kandydaturę do objęcia posady w zarządzie.
- Z jednej strony są podjęte starania zdyskredytowania mojej osoby - niewiarygodny, donosiciel, połączenie KGB z CBA - a z drugiej strony, jak słyszę ze zdumieniem, moje pisma są odbierane jako pretekst do podjęcia działań związanych z wycofaniem kandydatury (Magdaleny Sobiesiak) - dziwił się w piątek Przybyłowicz. Podkreślał też, że przysłuchując się zeznaniom Sobiesiak, "abstrahując od jej nazwiska rodowego, z wielką radością by ją widział w zarządzie TS w sytuacji, kiedy do tej pory nie było nikogo, kto miałby jakiekolwiek kwalifikacje związane z rynkiem hazardu". - Oczywiście podtekst związany z jej nazwiskiem rodowym jest piętnem, które się odbija i odbijać będzie" - zaznaczył.
Źródło: tvn24