"Super Express" ma przeprosić Weronikę Marczuk i zapłacić jej 50 tys. zł - orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie. Sprawa dotyczy obraźliwych informacji w związku z jej zatrzymaniem przez CBA w 2009 r., jakie opublikował tabloid.
W czwartek sąd uwzględnił pozew Marczuk wobec wydawcy gazety i nakazał opublikowanie na pierwszej stronie przeprosin oraz wpłatę żądanego przez powódkę zadośćuczynienia. Ponadto pozwani mają jej zwrócić 5,8 tys. zł kosztów procesu. Wyrok jest nieprawomocny, a ci zapowiadają apelację.
Sąd: gazeta naruszyła dobra osobiste Marczuk
Sąd uznał, że gazeta w sposób oczywisty naruszyła dobra osobiste Marczuk (która jest radcą prawnym), jeśli chodzi o treść i formę informacji o jej zatrzymaniu przez CBA pod korupcyjnymi zarzutami. Polegało to na publikacji obraźliwych i przesądzających winę powódki informacji (np. "Pazura wzięła 100 tys. łapówki" i "prawniczka zadarła z prawem"), podawaniu informacji z jej życia prywatnego oraz "zniekształcenia jej wizerunku".
Jak mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Rafał Wagner, chodziło o fotomontaż, w którym "wykreowano coś, czego nie było: kajdanki na rękach i zamknięcie w celi za kratami". Sąd uznał, że redakcja posłużyła się tym w celu "przyciągnięcia widza". Sędzia zwrócił uwagę, że przekaz ten kierowano do "prostego odbiorcy".
Będzie odwołanie
"SE utworzył obraz, który utrwalił się w świadomości ludzi" - oświadczył sędzia Wagner. Podkreślił, że informacja o umorzeniu śledztwa wobec Marczuk "nie znalazła się już na pierwszej stronie i nie dotarła do odbiorcy, który wcześniej czytał, że powódka wzięła łapówkę".
Ani Marczuk, ani nikogo od wydawcy gazety nie było na ogłoszeniu wyroku. Naczelny Sławomir Jastrzębowski powiedział, że strona pozwana czeka na pisemne uzasadnienie orzeczenia, ale - jak zapewnił - "z całą pewnością będziemy się odwoływać". Dodał, że "fotomontażu nie bronimy". Według Jastrzębowskiego redakcja działała w interesie publicznym.
Aby nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musi dowieść, że jego słowa były prawdziwe albo wykazać, że jego działanie nie było bezprawne, bo kierował się interesem publicznym.
Płatnej protekcji nie było
Weronika Marczuk (dawniej - Pazura) podejrzana była od 2009 r. o powoływanie się na wpływy oraz żądanie i wzięcie łapówki za pośredniczenie w korzystnym rozstrzygnięciu prywatyzacji Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Miało chodzić w sumie o 450 tys. zł, z których - według CBA - miała przyjąć pierwszą transzę 100 tys. zł. Groziło jej do 8 lat więzienia.
W styczniu br. Prokuratura Okręgowa w Warszawie uznała, że Marczuk nie dopuściła się płatnej protekcji i miała prawo do wynagrodzenia za doradztwo przy prywatyzacji WN-T. Śledztwo przeciw niej umorzono z braku znamion przestępstwa. B. szef CBA Mariusz Kamiński uznał umorzenie za wyraz niekonsekwencji i złej woli prokuratury. Prokuratura prowadzi obecnie śledztwo wobec działań CBA, bo ma "istotne wątpliwości" co do legalności działań Biura wobec Marczuk.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24