Kierowca, który rozmawia przez telefon komórkowy w czasie jazdy jest tak samo niebezpieczny, jak pijany. Dowodzą tego badania naukowe, opinie praktyków i orzecznictwo sądów. Dowodzi tego także niedawny przypadek z Anglii, gdzie polski kierowca tira, zapatrzony w smartfona, zabił kobietę i troje dzieci. W Polsce oficjalna skala korzystania z komórek w czasie prowadzenia samochodu z roku na rok nieznacznie się zmniejsza, nadal jest jednak ogromna.
Każdego dnia policjanci w Polsce karzą średnio 280 kierowców za używanie telefonów komórkowych w czasie jazdy. Używanie ich wbrew przepisom, czyli bez zestawów głośnomówiących lub słuchawkowych.
Są to tylko przypadki ujawnione. Pojawia się oczywiste pytanie: ilu rzeczywiście kierowców ma w czasie jazdy ręce zajęte nie kierownicą, ale telefonem i ilu udaje się uniknąć wzroku policjanta lub obiektywu urządzenia rejestrującego.
Tylko w pierwszych sześciu miesiącach tego roku policjanci wystawili mandaty lub skierowali wnioski o ukaranie do sądu wobec 51 317 kierowców, którzy niezgodnie z przepisami używali w aucie komórek. W całym 2015 roku było to 119 548 ukaranych za takie przewiny osób, a w 2014 nieco więcej, bo 120 588.
Ciemna liczba? Kilkadziesiąt tysięcy dziennie
Ilu kierowcom się "upiekło"? Można to jedynie ustalić jedynie w przybliżeniu. Według badań Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego trzy procent polskich kierowców korzysta w czasie jazdy w niedozwolony sposób z telefonu komórkowego. Najczęściej są to kierowcy ciężarówek, najrzadziej - motocykliści. Gdy przyłożyć tę miarę do natężenia ruchu na konkretnych odcinkach dróg, to można by oszacować, że:
- tylko na północnej obwodnicy Warszawy codziennie w niedozwolony sposób rozmawia przez telefon w czasie jazdy 4268 kierowców (czyli 15 razy więcej niż udaje się ukarać w skali kraju);
- na drodze S86 między Sosnowcem a Katowicami z komórką przy uchu albo w ręce jeździ codziennie średnio 3366 kierowców;
- w Katowicach na autostradzie A4, w okolicach bramek, średnio 3029 kierowców na dobę łamie zakaz używania telefonów komórkowych.
A to tylko trzy przykładowe odcinki dróg, na których administratorzy prowadzą doroczne pomiary natężenia ruchu.
Analizując te dane można pokusić się o stwierdzenie, że codziennie po polskich drogach jeździ kilkadziesiąt tysięcy kierowców zachowujących się, jakby mieli we krwi co najmniej 0,8 promila alkoholu. Badania naukowców z Great Britain's Transport Research Laboratory pokazały, że kierowcy używający telefonu komórkowego podczas jazdy wykazali się nawet o 30 procent wolniejszym czasem reakcji oraz wydłużoną drogą hamowania niż kierowcy będący pod wpływem alkoholu na poziomie 0,8 promila.
Równie dobrze mógł zamknąć oczy
Czym się kończy patrzenie w czasie kierowania samochodem na ekran smartfonu zamiast na drogę pokazał w ostatnich dniach wyrok brytyjskiego sądu, skazujący polskiego kierowcę na 10 lat więzienia za spowodowanie wypadku, w którym zginęły cztery osoby.
Sędzia Maura McGowan stwierdziła, że Polak prowadzący tira mógł równie dobrze "prowadzić z zamkniętymi oczami". "Każdy prowadzący samochód i jednocześnie korzystający z telefonu jest winny niebezpiecznej jazdy. Wystarczy tylko sekunda, aby zabić kogoś, zniszczyć komuś życie, życie swojej rodziny, ofiar i ich rodzin" - napisano w oświadczeniu sądu. W postępowaniu dowodowym wyszło na jaw, że kierowca był tak rozkojarzony, iż przez kilometr trasy tylko raz spojrzał na drogę.
Polska policja nie prowadzi statystyk, do ilu wypadków dochodzi wskutek rozproszenia uwagi wynikającego z korzystania z telefonu komórkowego w czasie jazdy. Według szacunków Instytutu Transportu Samochodowego może być to nawet co czwarty wypadek.
- Opieramy te szacunki na doświadczeniach policjantów, którzy zabezpieczają miejsca wypadków drogowych - mówiła psycholog transportu z ITS dr Ewa Odachowska w TVN24 BiS 12 września.
Za korzystanie z komórki bez zestawu głośnomówiącego lub słuchawkowego można dostać mandat w wysokości 200 złotych i pięć punktów karnych. W praktyce policja ma ograniczone możliwości dowodowe w takich sprawach. Najczęściej jest to osobista obserwacja lub zdjęcie z fotoradaru. Dopiero od stycznia, eksperymentalnie, śląska policja zaczęła fotografować kierowców za pomocą teleobiektywów. Dzięki tym trzem - jak nazywają je funkcjonariusze - zestawom optycznych w ciągu 10 miesięcy udowodnili 251 przypadków korzystania z komórek w czasie jazdy (poza tym 1804 niezapięte pasy, 651 przypadków niestosowania się do znaków i 346 nieustąpień pierwszeństwa pieszym na zebrach).
Komputer wcale nie pokładowy
- Używanie telefonów komórkowych w czasie jazdy jest ogromnym zagrożeniem. To oczywiste stwierdzenie nie jest odkryciem na miarę odkrycia Ameryki - mówi portalowi tvn24.pl podinspektor Włodzimierz Mogiła ze śląskiej drogówki. - Wprawdzie statystyki tego nie potwierdzają, ale moje osobiste doświadczenie mówi mi, że problem używania telefonów komórkowych za kierownicą narasta - dodaje.
Narasta również pod względem zakresu używania tych urządzeń. Jeszcze kilka lat temu komórki służyły głównie do telefonowania i wysyłania lub odbierania SMS-ów. Dziś smartfon to kompletny komputer osobisty, służący do przeglądania internetu, odbierania poczty, nawigowania, informowania o sytuacji na drodze czy odtwarzania muzyki. Każde skorzystanie z aplikacji to odwrócenie uwagi od sytuacji na drodze na co najmniej kilka sekund. W tym czasie przepisowo jadący samochód poza terenem zabudowanym pokonuje odległość około stu metrów.
Kierowcy, nawet przyłapani na gorącym uczynku, często bagatelizują zagrożenie. Próbują po swojemu interpretować zakaz korzystania z telefonu komórkowego w czasie jazdy. Rozwój techniki wyprzedził bowiem przepisy. Prawo o ruchu drogowym zabrania kierującemu pojazdem "korzystania podczas jazdy z telefonu wymagającego trzymania słuchawki lub mikrofonu w ręku". Czy zakaz ten obejmuje kierowcę, który wpatruje się w dotykowy ekran smarftonu umieszczonego na uchwycie i przesuwa po nim palcem?
Przepis tego nie rozstrzyga. Część kierowców zatem nie przyjmuje mandatów i sprawy trafiają do sądu. Jedną z nich rozstrzygał Sąd Okręgowy we Wrocławiu. Kierowca twierdził, że nie złamał prawa, wstukując coś do smartfonu przyczepionego rzepem do kierownicy. Sąd w druzgocący sposób obalił jednak jego rozumowanie.
W uzasadnieniu sąd napisał: "Rozmowa telefoniczna lub inny rodzaj manualnego użytkowania telefonu wyłącza jedną rękę, a tym samym utrudnione jest dokonywanie manewrów, a nadto rozmowa lub wpisywane albo wyszukiwane informacje rozpraszają uwagę. Zakaz używania podczas jazdy telefonów komórkowych jest poparty stosownymi badaniami przeprowadzonymi w krajach wysoko rozwiniętych. Dowodzą one, że prawdopodobieństwo spowodowania kolizji przez kierującego w trakcie prowadzenia przez niego rozmowy telefonicznej zwiększa się w stopniu porównywalnym do kierowania w stanie nietrzeźwości".
Jedna ręka nie wystarczy
- Kierowcy lekceważą zagrożenie, które stwarzają - mówi nam były radca warszawskiej drogówki insp. Wojciech Pasieczny, który na emeryturze wciąż niestrudzenie propaguje bezpieczeństwo na drogach. - Na spotkaniach z młodzieżą często pokazuję, że trzymanie telefonu w jednej ręce ogranicza sprawność również drugiej ręki, tej teoretycznie wolnej. Nie wierzą, dopóki sami nie przećwiczą. A przecież kończyny u człowieka to coś jakby naczynia połączone. Nie wie tego również większość kierowców, którzy używają komórek w czasie jazdy myśląc, że jedna ręka im wystarczy. A tak naprawdę mają do dyspozycji mniej niż jedną rękę - przekonuje.
W sprawie zagrożenia wywołanego używaniem telefonów komórkowych za kierownicą zgadza się z policją - choć na swój przewrotny sposób - stojący zazwyczaj po przeciwnej stronie barykady Tomasz Motyliński, założyciel serwisu "Nielegalne radary do kosza".
- Przepis jest oczywiście bez sensu, bo czym się różni trzymanie telefonu od trzymania za kierownicą kubka z gorącym rosołem? Uważam natomiast, że każde zachowanie, które odwraca uwagę kierowcy od toru jazdy jest nieodpowiedzialne i niebezpieczne, czy jest to poszukiwanie kanapki w torbie, czy podnoszenie portfela z podłogi, czy trzymanie w ręce komórki. Jest to problem, że tak powiem, głębszy - mówi nam Motyliński.
- W szkoleniu kierowców powinno poświęcać się więcej czasu i uwagi na tragiczne skutki nieodpowiedzialnych zachowań - zauważa Wojciech Pasieczny. - Bo, jak mawiał Kubuś Puchatek, wypadek to jest dziwna rzecz: nigdy go nie ma, dopóki się nie wydarzy. Jeśli komuś skutecznie uświadomiono skutki lekkomyślności nawet teoretycznie, to jest szansa, że w życiu zachowa się odpowiedzialnie - podkreśla.
Autor: jp//rzw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Policja, Wojciech Pasieczny