"Nożem zadawał ciosy z góry. Bił w siedzących na krzesłach, nie wybierał miejsca", później w lesie "zwłoki chłopców układa w trójkąt, oblewa benzyną i podpala". Podczas procesu słucha opisów zbrodni, "jakby to była opowieść dotycząca kogoś innego, może nawet fikcja literacka pełna okrucieństwa" - w ten sposób Eugeniusz Iwanicki w książce "Proces szatana?" opisuje zabójstwa i proces Mariusza Trynkiewicza skazanego za zamordowanie czterech chłopców. Poniżej publikujemy jej fragmenty. Artykuł zawiera drastyczne opisy.
Przestępca do zabójstw przyznał się już podczas jednego z kilku przesłuchań. Te w swojej książce dokładnie opisał Eugeniusz Iwanicki.
Trynkiewicz przyznał, że trzech chłopców zamordował 29 lipca 1988 roku. "(...) Siedział długo i obserwował kąpiących się chłopców. Zawsze lubił patrzeć na chłopców, to go uspokajało, rozładowywało. W pewnym momencie jego uwagę zwróciło trzech chłopców chodzących wzdłuż brzegu" - opowiada w książce o zachowaniu przestępcy autor.
Chłopcy sami podeszli do mężczyzny, zaczęli rozmawiać, m.in. o motorze, na którym przyjechał Trynkiewicz. Gdy chłopcy powiedzieli, że muszą wracać mężczyzna zagaił: "Jestem nauczycielem, więc nie musicie się niczego obawiać". Później dodał: "Jeśli pójdziecie do mnie, to coś wam dam, ale to niespodzianka". Zachęcał ich też, że w domu ma płyty "i jeśli któryś interesuje się heavy-metalem, będzie mógł posłuchać".
"Twierdzi, że naszło go zamroczenie, amok, trans"
Mężczyzna zaprosił chłopców do swojego domu, powiedział jaką drogą będą mogli do niego dotrzeć, gdy on będzie jechał motocyklem.
Morderca, jak relacjonuje Iwanicki, w czasie przesłuchania "raz mówi, że nie dopuszczał możliwości zabicia któregokolwiek z nich, jednak w następnych dniach, podczas kolejnych przesłuchań przyznaje, że zakładał, że jeśli przyjdą do niego, do jego mieszkania, to ich zabije".
Nie udało ustalić się, czy mężczyzna czekał na swoje ofiary w mieszkaniu. "Twierdził, że w jego pamięci nie zachowały się tego typu szczegóły - jak nie zachował się wygląd chłopców, ich twarze, ich imiona. Byli po prostu chłopcami, do których zawsze lgnął, chciał mieć obok siebie, nigdy się z nimi nie rozstawać" - czytamy w publikacji.
Gdy chłopcy dotarli do mieszkania Trynkiewicza, ten pokazywał im znaczki, okładki płyt, papugi. Przestępca początkowo przekonywał, że nie pamięta w jaki sposób doszło do zabójstwa.
"Twierdzi, że naszło go zamroczenie, amok, trans. (...) Podczas kolejnych przesłuchań zaczyna jednak przypominać sobie coraz więcej szczegółów. Przede wszystkim nóż, myśliwski o dwudziestocentrymetrowym ostrzu, które z jednej strony miało piłę. Zawsze leżał na biurku i służył do przecinania papieru. Tym nożem zadawał ciosy z góry. Bił w siedzących na krzesłach, nie wybierał miejsca, nie myślał nad tym" - pisze Iwanicki.
"Zwłoki układa w trójkąt, oblewa benzyną i podpala"
Po zamordowaniu Trynkiewicz wyszedł z mieszkania i jak gdyby nigdy nic poszedł na obiad do rodziców. Tam miał zobaczyć krew pod paznokciami. "Nie mówi, że 'zrobił coś potwornego' czy 'przerażającego', ale właśnie 'coś bardzo złego'" - wspomina autor.
Po powrocie do swojego mieszkania ostatecznie "zrozumiał, wszystko, pojął, że popełnił przestępstwo". "Ciała chłopców nadal leżały obok krzeseł" - czytamy. Zwłoki "pakował w co się dało: w prześcieradła, ręczniki, zasłony".
"Po północy zaniósł ciała do piwnicy, a drzwi (zbite z pionowych desek, z prześwitem) zasłonił lustrem. Przez kolejne dni rozlewał tam lizol, bo zaczynało cuchnąć i sąsiedzi mogliby coś podejrzewać" - opisuje Iwanicki.
Ciał chłopców Trynkiewicz pozbywa się dopiero nocą z 3 na 4 sierpnia w lesie. "Zwłoki chłopców układa w trójkąt, oblewa benzyną i podpala" - czytamy w "Procesie szatana?".
Morderca zostaje zatrzymany 11 sierpnia. W czasie przesłuchań potwierdza, że niespełna miesiąc przed zabójstwem trzech chłopców, zabił jeszcze jednego, 13-letniego Wojciecha. Przekonuje też, że nie planował kolejnych morderstw, gdyby został zatrzymany.
Trynkiewicz: nie jestem satanistą
Proces Trynkiewicza rozpoczyna się ponad rok później - 12 września 1989 roku w Sądzie Rejonowym w Piotrkowie Trybunalskim. Morderca składa wniosek, by rozprawa toczyła się przy drzwiach zamkniętych. Sąd nie przychyla się do wniosku.
"Mariusz Trynkiewicz siedzi nieruchomo, nie wykazując specjalnego zainteresowania. Słucha opisów zbrodni, jakby to była opowieść dotycząca kogoś innego, może nawet fikcja literacka pełna okrucieństwa i przemocy. Siedzi lekko odwrócony, z twarzą skierowaną w stronę zespołu orzekającego" - opisuje zachowanie przestępcy Iwanicki.
Trynkiewicz podczas procesu powiedział, że nie będzie składał wyjaśnień, ponieważ rozprawa - wbrew jego woli - jest jawna. Sąd odczytuje zeznania przestępcy, a on słucha ich "uważnie, ze skupieniem".
Morderca głos zabiera tylko, by odpowiedzieć na pytanie, czy należał do sekty satanistów. Trynkiewicz zaprzecza i tłumaczy, że tatuaż przedstawiający miecz przebijający koronę, na której jest litera "S" to po prostu "pamiątka z wojska".
"Wyroku słucha ze spokojem, nawet jakby obojętnie"
Proces kończy się po ośmiu rozprawach 29 września. "Mariusz Trynkiewicz słucha wyroku ze spokojem, nawet jakby obojętnie. Jak gdyby obojętnie. Jak gdyby rzecz dotyczyła kogoś innego, kogo za ileś tam dni zaprowadzą do pomieszczenia bez okien, ze zwisającą z sufitu pętlą i zapadnią w podłodze. Reakcję na wyrok można było jedynie zauważyć wśród ludzi wypełniających salkę" - czytamy w książce.
Trynkiewicz zostaje skazany na karę śmierci. Jednak zanim wyrok uprawomocnia się, Sejm uchwala amnestię na mocy której kara śmierci zostaje zmieniona na 25 lat więzienia.
Autor: nsz//tka / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24