Prokuratura wojskowa postawiła zarzut dezercji chorążemu Stefanowi Z. szyfrantowi wywiadu wojskowego, po którym słuch zaginął przed rokiem.
Jednocześnie prokuratura postanowiła, że w najbliższych dniach zawiesi trwające od maja śledztwo, ponieważ nie ma możliwości przesłuchania szyfranta. Za "uchylenia się od służby wojskowej przez opuszczenie jednostki lub wyznaczonego miejsca przebywania, lub pozostawania w takim celu poza nim" szyfrantowi grozi mu od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Śledztwo jest tajne.
Chorąży zapadł się pod ziemię wiosną zeszłego roku. Szyfrant wyszedł z domu w pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych, kilka dni później jego zaginięcie zgłosiła policji żona. Jak donosiła prasa, przełożeni szyfranta przez dwa tygodnie nie wiedzieli o zaginięciu człowieka, który dysponował niebezpieczną i bardzo interesującą dla obcych służb wiedzą. Służba Wywiadu Wojskowego zaprzeczyła jednak tym doniesieniom.
Różne scenariusze
Policja od roku bezskutecznie poszukuje zaginionego szyfranta. Według mediów, poszukiwania utknęły tymczasem w martwym punkcie, a policji brakuje nowych tropów.
Polskie służby wywiadowcze wciąż nie potrafią jednak przekonywająco wyjaśnić, co stało się z chorążym. Rozważane są różne scenariusze: zdrada na rzecz obcego mocarstwa czy samobójcza śmierć. Za tą pierwszą opcją przemawia fakt, że według ustaleń śledczych szyfrant - tuż przed swoim tajemniczym zniknięciem - zabrał z domu swoje najcenniejsze rzeczy osobiste. Nie chodzi jednak o paszport czy inne dokumenty - te zostały w mieszkaniu Stefana Z. Wraz z nim znikła natomiast część jego osobistych pamiątek, do których był mocno przywiązany.
Łakomy kąsek
Do teorii o zdradzie przychyla się też wielu specjalistów. Polski szyfrant mógł bardzo wiele zaoferować obcym służbom. Doskonale znał metody komunikacji państw NATO - informował "Dziennik Gazeta Prawna. Szyfrant brał udział w szkoleniach tzw. nielegałów, czyli agentów wysyłanych w świat bez dyplomatycznego statusu. Przez wiele lat szyfrował depesze wojskowego wywiadu.
- Najbardziej prawdopodobna jest hipoteza, że Z. dał się zwerbować przez obcy wywiad. Myślę, że służby liczyły się z tym od samego początku - mówił w TVN24 były szef UOP Gromosław Czempiński. Podobne zdanie wyraził też były szef Wojskowych Służb Informacyjnych Marek Dukaczewski. - Nie chciałem dopuszczać myśli o tym najgorszym wariancie. Ale przemawia za nim wiele czynników - przyznał w TVN24. Dodał też, że gdyby jako szef służb miał wydać polecenie zwerbowania pracownika obcego wywiadu, "to na pewno byłby to szyfrant i pracownik operacyjny".
Sprawy osobiste?
Oficjalne stanowiska polskich służb w tej sprawie zaprzecza jednak tym spekulacjom. Szef MON Bogdan Klich przekonywał, że bardziej prawdopodobna jest hipoteza problemów osobistych szyfranta. - Zaginięcie nie wpływa ani na bezpieczeństwo Służby Wywiadu Wojskowego, ani tym bardziej bezpieczeństwo państwa - zapewniał. Jacek Cichocki, który w kancelarii premiera odpowiada za służby specjalne, również uznawał, że najbardziej prawdopodobną hipotezą zaginięcia szyfranta jest "czynnik osobisty".
Szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego płk Janusz Nosek, pytany w grudniu 2009 r. o medialne doniesienia o ewentualnym przejęciu Z. przez obce służby, mówił dziennikarzom, że zakładane są wszystkie warianty, także zdrada lub pozyskanie przez inne służby ale dodał, że prawdopodobieństwo takiego scenariusze jest "mniejsze niż jeden promil".
Według RMF FM, chorąży leczył się na depresję. Po likwidacji WSI dwa lata czekał na weryfikację. Złożył rezygnację, bo miał już prawa emerytalne, ale namówiono go na pozostanie w służbie.
Źródło: PAP, lex.pl