Po serii pożarów na wysypiskach śmieci premier zapowiada zaostrzenie przepisów, monitoring składowisk, niezapowiedziane kontrole. Podpaleniami zajmie się też Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuratura. Co płonie na składowiskach, czego nie powinno tam być i jak duży to problem? Materiał magazynu "Polska i Świat".
Jeszcze we wtorek rano strażacy dogaszali pożar we wsi Wszedzień w województwie kujawsko-pomorskim. Całą noc paliły się tu beczki z chemikaliami.
O skali zagrożenia mówił st. kpt. Arkadiusz Piętak z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Toruniu: - W krytycznym momencie beczki i dekle tych beczek strzelały w powietrze, wybuchały. Pożar był bardzo rozwinięty, widać go było z kilkunastu kilometrów. Było duże zadymienie, było bardzo niebezpiecznie.
"Te działania wyglądają na skoordynowane"
Ewakuowani w nocy mieszkańcy mogli już wrócić do domów, bo według wstępnych analiz, powietrze nie zostało skażone. Choć nikt dokładnie nie wie, co spaliło się w beczkach. - Tylko możemy się spodziewać wstępnie, że z 860 ton odpadów, 560 to były odpady niebezpieczne - wskazała Elwira Jutrowska z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Bydgoszczy. To kolejny już w ostatnich dniach pożar składowiska śmieci - i znów podobny schemat. Brak ewidencji odpadów i kontaktu z firmą, która składowała w tym miejscu chemikalia. - Miarka się przebrała. Oczywiście te działania wyglądają na skoordynowane - podkreślił we wtorek premier Mateusz Morawiecki. Rząd zapowiada, że sprawą pożarów zajmie się ABW. Minister środowiska Henryk Kowalczyk za dwa tygodnie przedstawi swoje propozycje kompleksowych rozwiązań prawnych. Wyższe kary, monitoring składowisk, niezapowiedziane kontrole - to tylko niektóre z pomysłów.
- Chcemy leczyć nie tylko skutki, ale przede wszystkim przyczyny, a więc chcemy wprowadzić znacznie ostrzejsze rygory dla uzyskania zezwoleń dla firm, które zajmują się gospodarką odpadami - zapowiedział minister Kowalczyk.
"Nie ma takich miejsc"
Płoną głównie te odpady, które - zgodnie z prawem - powinny być poddawane dalszej obróbce i które w ogóle na składowiska nie powinny trafić. - Teoretycznie odpady powinny trafiać do instalacji, które je przetwarzają, czyli wybierają te, z których umiemy coś zrobić, a resztę przygotowują do tego, byśmy położyli na składowisku. To, co już trafia na składowisko, powinno być absolutnie niepalne - tłumaczy Michał Peca, ekspert branży gospodarki odpadami, autor bloga Sortownia opinii. Rzeczywistość wygląda jednak inaczej. Największy problem stanowi plastik trafiający na składowiska i do magazynów. - Jest w Polsce mnóstwo firm, które mają pozwolenia, które są słabo kontrolowane na to, że one mogą zmagazynować plastik, nim pojedzie on gdzieś, gdzie ktoś go przerobi, ale nie ma tych miejsc przerabiania plastiku i tu się zaczyna problem - dodaje Peca.
"Przetwarzanie to jednak są koszty"
Składowanie podrożało. Za tonę tzw. odpadów zmieszanych w 2007 roku firmy płaciły państwu 16 złotych. Od tego roku to 140 zł, a za dwa lata będzie to już 270 zł. Miało to zniechęcić do gromadzenia śmieci, a zachęcić do recyklingu.
- Problem (...) w Polsce polega na tym, że koszty recyklingu cały czas są wyższe niż koszty składowania - alarmuje ekolog Dominik Dobrowolski. - Najwygodniej firmom zajmującym się odpadami jest zebrać odpady i później je po prostu spalić i w ten sposób zutylizować, bo przetrzymywanie i przetwarzanie to jednak są koszty - zauważa Lech Magrel z Departamentu Ochrony Środowiska w Urzędzie Marszałkowskim w Białymstoku. Z drugiej strony Szymon Dziak-Czekan, prezes Stowarzyszenia "Polski Recykling", zauważa: - Z perspektywy firm recyklingowych jest bardzo duża potrzeba, wręcz niedobór, dobrze posortowanych odpadów, które nadają się do recyklingu. Zgodnie z unijną dyrektywą do 2020 roku powinniśmy poddawać recyklingowi 50 procent odpadów. W 2035 - 65 procent. Teraz w Polsce robimy to na poziomie zaledwie 26 procent.
Autor: ptd/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24