Rodziny kilkunastu dowódców polskiej armii, którzy zginęli w katastrofie wojskowego samolotu CASA nie mogły liczyć na pomoc państwa. Nawet za pochówek płaciły same, z zasiłku pogrzebowego. Dopiero po Smoleńsku państwo uznało, że wypłaci im odszkodowania takie same, jak bliskim ofiar z 10 kwietnia. Co jednak z wdowami po pilotach Iskry i innych podobnych wypadków na służbie? Materiał magazynu "Czarno na białym".
Podział na "lepszą" i "gorszą" śmierć pierwszy raz pojawił się w związku z tragedią wojskowej CASY. W 2008 r. podczas lądowania w Mirosławcu zginęło 20 wojskowych. W większości byli to dowódcy jednostek, którzy wracali z konferencji o bezpieczeństwie lotów.
Kilka lat temu dziennikarze "Superwizjera" TVN ujawnili niewygodne fakty dotyczące pochówków. Zorganizowała je armia, ale sfinansowała - z zasiłków pogrzebowych rodzin ofiar.
Wdowy nie mogły wtedy liczyć na żadne zadośćuczynienie i odszkodowanie. Samolot nie był ubezpieczony. Żołnierze mieli polisy, ale ubezpieczyciel stwierdził, że samolot wojskowy to nie jest zwykły środek transportu i odszkodowania nie wypłacił. Po rozliczeniach pogrzebów z zasiłków zostały grosze. Ówczesny minister obrony Bogdan Klich odmówił wtedy komentarza w tej sprawie, teraz też nie chce wracać do katastrofy, która skończyła się publicznymi oskarżeniami ze strony niektórych rodzin. Winą za katastrofę obarczono przede wszystkim pilotów, zabraniano rodzinom ofiar kontaktu z mediami. Zarzuty podczas programu "Teraz My" w TVN odpierał ówczesny dowódca sił powietrznych gen. Andrzej Błasik.
Stowarzyszenie "W cieniu Orła"
Trzy miesiące później z inicjatywy Andrzeja Błasika i jego żony powstało stowarzyszenie "W cieniu Orła", które ma łączyć rodziny ofiar lotniczych katastrof w wojsku. Wiceprezesem została Iwona Piłat, której mąż zginął w katastrofie CASY. To między innymi to stowarzyszenie - po tym, jak członkom rodzin katastrofy smoleńskiej wypłacono po 250 tys. zł odszkodowania - upomniało się, by tyle samo dostali też bliscy ofiar z CASY. Udało się to w 2011 roku. Po 250 tysięcy zł dostały żony i dzieci, ale nie wszyscy rodzice.
O pomoc zwróciły się też rodziny ofiar innych wcześniejszych wypadków, ale spotkały się z odmową. - Jeżeli jest duża katastrofa - a taka była w Mirosławcu - emocje publiczne są ogromne i jest zgoda, by stosować nadzwyczajne rozwiązanie, przyzwolenie. A jeśli ginie jedna, dwie, trzy osoby to opinia publiczna zajmuje się tym jeden dzień i o sprawie zapomina - tłumaczy w rozmowie z reporterem "Czarno na białym" były minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak.
Pytany przez reportera, czy stąd wzięła się decyzja rządu PO-PSL, by bliskim ofiar ofiar katastrofy pod Mirosławcem wypłacić odszkodowanie, a rodzinom ofiar innych katastrof nie, odparł: - Nie byłem przy tej decyzji . Trudno mi powiedzieć jakie były przesłanki do tej decyzji natomiast na pewno było tak, że krewni ofiar katastrofy pod Mirosławcem natychmiast zwrócili uwagę na podobieństwo tych katastrof.
Nowe wnioski o odszkodowania
Teraz z podobnymi decyzjami będzie musiał sobie poradzić minister obrony w rządzie PiS. Po tym, jak podpisano kolejne ugody ws. wypłat powtórnych odszkodowań rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej, inne też upomną się o swoje. Stowarzyszenie "W cieniu Orła" już napisało wniosek w imieniu kilkunastu rodzin o ugody w starych niezałatwionych sprawach. MON na pytania reportera "Czarno na białym", czy uda się pomóc finansowo tym rodzinom, nie odpowiedziało. Osobny wniosek o odszkodowanie piszą adwokaci Agnieszki Pajórek i Hanny Oliwy, które straciły mężów w katastrofie samolotu Iskra w 1998 roku.
Maszyna lecąca z Mińska Mazowieckiego na dodatkowy zwiad pogody przed warszawską w Święto Niepodległości, rozbiła się po locie w bardzo trudnych warunkach.
Piloci nie chcieli się zgodzić na przelot. Rozkaz wydano im z trybuny honorowej. Dowódca sił powietrznych generał Kazimierz Dziok uniknął odpowiedzialności, ale w procesie sądowym w 2004 roku skazano kilku innych przełożonych i wina armii była bezsporna. Mimo tego wdowom wypłacono tylko renty rodzinne, i to w okrojonej wielkości. W prywatnych procesach sadowych po sześciu latach sporu z armią wywalczyły po 100 tysięcy złotych. W kolejnych procesach i po kilku odwołaniach biura prawnego Ministerstwa Obrony Narodowej w 2008 roku odszkodowania wypłacono również dzieciom - po 70 tysięcy złotych. Nie było mowy o dodatkowych ugodach i zadośćuczynieniach, nikt nie powiedział słowa "przepraszam". Smoleńsk stał się punktem zwrotnym w traktowaniu rodzin ofiar wojskowych katastrof. Jednak odszkodowania podzieliły środowisko rodzin ofiar. To dlatego kobiety, które straciły mężów w poprzednich katastrofach, teraz milczą. Zgadzają się w jednym. Jeśli ministerstwo nie zawrze z nimi porozumienia, wtedy chętnie udzielą wywiadów.
Autor: js//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24