Dzisiaj mamy kwintesencję tego, nad czym rząd pracował przez ostatnie trzy lata. Wszyscy biliśmy na alarm, że reforma jest nieprzygotowana, nieprzemyślana i niepoliczona - mówiła Renata Kaznowska, wiceprezydent Warszawy do spraw oświaty. Zdaniem Krystyny Starczewskiej "ta sytuacja jest tragiczna i będzie miała nieodwracalne skutki dla psychiki" nastolatków. - Jest płacz, niezadowolenie uczniów, którzy się nie dostali do szkoły - opowiadał z kolei w "Faktach po Faktach" Marcin Konrad Jaroszewski, dyrektor XXX LO im. Jana Śniadeckiego w Warszawie o rekrutacji do szkół średnich.
Goście "Faktów po Faktach" w TVN24: Krystyna Starczewska (Krajowe Forum Oświaty Niepublicznej, współtwórczyni Zespołu Społecznych Szkół Ogólnokształcących "Bednarska"), Renata Kaznowska (wiceprezydent Warszawy do spraw oświaty) i Marcin Konrad Jaroszewski (dyrektor XXX Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Śniadeckiego w Warszawie) rozmawiali o sytuacji w polskich szkołach.
We wtorek podano wyniki pierwszego etapu rekrutacji do szkół średnich m.in. w sześciu miastach wojewódzkich: Warszawie, Poznaniu, Łodzi, Katowicach, Wrocławiu i Kielcach. Nie brakuje uczniów, dla których zabrakło miejsc w wymarzonych placówkach.
Największe problemy z rekrutacją do szkół średnich są w Warszawie. Aplikowało ponad 45 tysięcy absolwentów, z czego 33 tysiące do liceów - podała we wtorek wiceprezydent stolicy Renata Kaznowska.
46 procent uczniów dostało się do szkoły pierwszego wyboru, ale byli też tacy, którzy nie dostali się nigdzie.
To ponad trzy tysiące uczniów.
"Jest płacz, niezadowolenie uczniów, którzy się nie dostali do szkoły"
Marcin Konrad Jaroszewski pytany, jak wygląda sytuacja w jego liceum odpowiedział, że "w jednej klasie było tysiąc chętnych ze wszystkich preferencji".
Przyznał, że "wszystko jest pod kontrolą w zakresie przeprowadzania rekrutacji zasadniczej", ale "jest płacz, niezadowolenie uczniów, którzy się nie dostali do szkoły, a która była szkołą wymarzoną".
"Reforma nieprzygotowana, nieprzemyślana i niepoliczona"
Renata Kaznowska powiedziała, że "dzisiaj mamy kwintesencję tego, nad czym rząd pracował przez ostatnie trzy lata".
- Ja dzisiaj nie dyskutuję z tym, czy likwidowanie gimnazjów jest słuszne, czy niesłuszne, bo dzisiaj nie czas, aby o tym dyskutować. Ja mówię o tym, że trzy lata temu wszyscy biliśmy na alarm: samorządowcy, dyrektorzy szkół, pedagodzy, rodzice, uczniowie, że reforma jest nieprzygotowana, nieprzemyślana i niepoliczona. Dzisiaj mamy dokładnie tego owoce - mówiła.
- W ubiegłym roku do warszawskich szkół średnich przyjmujemy 19 tysięcy uczniów, a w wyniku tak zwanego podwójnego rocznika mamy do przyjęcia 43 tysiące uczniów. Tyle miejsc przygotowujemy. Okazuje się, że to nie wystarcza. Przygotowujemy 45 tysięcy miejsc, okazuje się, że to też nie wystarcza. Do warszawskich szkół aplikowało 47 tysięcy uczniów w miejsce 19 tysięcy w roku ubiegłym - zaznaczyła wiceprezydent Warszawy.
"Sytuacja będzie miała nieodwracalne skutki dla psychiki dzieci"
Zdaniem Krystyny Starczewskiej "ta sytuacja jest tragiczna, bo ona będzie miała nieodwracalne skutki dla psychiki dzieci, które przez to przeszły". - Wiemy o tym, że Polska zajmuje jedno z czołowych miejsc, jeśli chodzi o samobójstwa nieletnich. Fatalna jest opieka psychiatryczna dla dzieci, które mają depresję, a ta sytuacja jest źródłem tego, co się dzieje psychicznie z tymi dziećmi - oceniła.
- Przeładowane programy, uczenie tylko faktów ze świadomością, że jeżeli on (uczeń - red.) się nie nauczy na pamięć rozmaitych rzeczy, to prawdopodobnie będzie miał o jeden punkt, czy ileś punktów mniej i może się nie dostać, stres, lęk, przepracowanie, teraz brak wakacji - wymieniała skutki reformy dla nastolatków.
Przypomniała słowa poprzedniego Rzecznika Praw Dziecka.
- Marek Michalak zwracał uwagę, że ta reforma w realizacji występuje przeciwko elementarnym prawom dziecka - mówiła Krystyna Starczewska.
Według niej "pierwsze roczniki po reformie przechodzą przez fatalną sytuację, jeśli chodzi o ich rozwój". - Z powodu przeładowanych programów dzieciaki nie miały czasu ani możliwości chodzenia na zajęcia dodatkowe, rozwijające ich zainteresowania. Mówimy o wyścigu szczurów o to, żeby się dostać - skomentowała.
Jednocześnie - jak dodała - ma to fatalnie skutki społeczne. - Zamiast pracować wspólnie, zamiast uczyć się pracy zespołowej, jest rywalizacja, czyli ten, który ma o punkt więcej, to już się go nie znosi, bo on może zająć miejsce. Uczy się nie współpracy, nie życia społecznego, tylko uczy się rywalizacji, wzajemnego wrogiego napięcia - wymieniała.
"Skutki reformy będą długofalowe i mogą być opłakane"
Marcin Konrad Jaroszewski przyznał, że w tej chwili w szkole boryka się z "problemami organizacyjnymi, lokalowymi". - Dojdzie za chwilę układanie planu, być może dwuzmianowość, choć tego będziemy wszyscy starali się uniknąć - mówił.
- Skutki reformy będą długofalowe i obawiam się, że mogą być opłakane. Te roczniki, które w tej chwili rywalizują o każdy punkt, będą miały trudno. To nie będzie prawdziwa edukacja nastawiona na rozwój, na współpracę. To będzie mało efektywna praca w bardzo zatłoczonych szkołach - ocenił.
- Obowiązkiem dyrektorów, nauczycieli, samorządów jest zadbać o to, aby ta edukacja, pomimo tej reformy, była na jak najwyższym poziomie, żeby uczniowie mieli komfort pracy. Na pewno zrobimy wszystko, żeby ci uczniowie jak najmniej odczuli skutki tej reformy. Natomiast nie da się tego całkowicie wyeliminować - mówił.
Wiceprezydent Warszawy do spraw oświaty zaznaczyła, że "mamy w Warszawie szkoły i klasy, które składają się z samych olimpijczyków". - Pięć takich oddziałów w Warszawie. Wyobraźmy sobie, jak będzie wyglądała nauka w takich klasach - rywalizacja, rywalizacja i jeszcze raz rywalizacja - stwierdziła.
Jak dodała Renata Starczewska, "to buduje fatalne skutki społeczne". - Szkoła powinna uczyć współpracy. Dzieci o pewnych trudnościach edukacyjnych powinny być razem z tymi dziećmi bardzo zdolnymi, uczyć się wzajemnego pomagania sobie - podkreśliła.
Autor: KB/adso/kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24