- Nie pójdę głosować - zapewniła w "Faktach po Faktach" w TVN24 prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Jej zdaniem "nie jest właściwe referendum na rok przed wyborami". W ten sposób prezydent stolicy skomentowała informację o terminie referendum w stolicy.
Gronkiewicz-Waltz zapewniła, że "referendum jako ocena pracy" ją interesuje, ale "referendum zakłada, żeby był pewien poziom frekwencji".
- Zatem ja podejmuję decyzję, że nie jest właściwe referendum na rok przed wyborami. W związku z tym nie ma powodu, żeby uczestniczyć w referendum, jak za rok będą mieli wyborcy różnych kandydatów, z różnymi programami - podkreśliła prezydent.
Odnosząc się do słów prymasa Józefa Kowalczyka, który w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" określił pomysł referendum jako akt polityczny, prezydent stolicy powiedziała: - Cieszę się, że prymas to powiedział, bo boję się, że ci, którzy są inicjatorami, będą ludziom wmawiać, że to jest demokratyczne. Tak nie jest, bo w takim referendum zawsze są aktywni ci, którzy są na nie, a ci którzy są pozytywni, wolą poczekać do wyborów - oceniła Gronkiewicz-Waltz.
O przegranej nie mówi
Prezydent Warszawy podkreśliła, że "tych, którzy się do niej rozczarowali" będzie prosiła o wyrozumiałość. - Warszawa rzeczywiście się rozwija. 25 mld zainwestowane w Warszawie bywa uciążliwe - dodała.
Za największy swój sukces uznała rozwój miasta. - To, co czyta się w różnych rankingach. Warszawa jest najbardziej atrakcyjnym miejscem w Europie Środkowej do inwestowania. Najtrudniejsze sprawy to służba zdrowia, trudne jest też to, że niektóre inwestycje się przeciągają - oceniła.
Jako swój błąd Gronkiewicz-Waltz określiła zbyt mały kontakt z mieszkańcami. - Za mało tłumaczyłam trudności. Uważałam, że jeśli były rzeczy trudne i nieprzewidywalne, to że mieszkańcy to rozumieją. Niedostatecznie tłumaczyłam też podwyżki, zamieszanie było też w związku ze śmieciami - podkreśliła.
- Trudno w tej chwili mówić, że przegram. Ale ja w życiu niczego nie wykluczam - podsumowała.
13 października
Referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz odbędzie się 13 października. Postanowienie w tej sprawie wydała we wtorek komisarz wyborcza w Warszawie sędzia Dorota Tyrała. Wcześniej o dacie referendum poinformował pełnomocnik referendalny Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej Marek Makuch. Dodał, że pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum jest 166 tys. 726 prawidłowo złożonych podpisów (wymagane minimum wynosiło 133 tys. 756).
Jeśli prezydent zostanie odwołana, stolicą będzie zarządzać tzw. komisarz, tj. osoba wskazana przez premiera. Sytuacje takie w Warszawie miały już miejsce w przeszłości. Referendum będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział 3/5 liczby wyborców, którzy wzięli udział w wyborze odwoływanego organu. W wyborach prezydenta Warszawy w 2010 r., w których zwyciężyła Gronkiewicz-Waltz, wzięło udział 649 049 osób. Oznacza to, że referendum w sprawie jej odwołania będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział co najmniej 389 tys. 430 osób. Koszty przeprowadzenia referendum pokryje miasto. Wynik referendum będzie rozstrzygający, jeżeli za jednym z rozwiązań w sprawie poddanej pod referendum oddano więcej niż połowę ważnych głosów. Jeśli większość opowiedziałaby się za odwołaniem Gronkiewicz-Waltz, jej mandat wygasłby wraz z ogłoszeniem wyniku referendum w dzienniku urzędowym województwa. Byłoby to jednoznaczne także z odwołaniem jej zastępców.
Protest możliwy
Zgodnie z prawem każdy mieszkaniec uprawniony do wzięcia udziału w referendum w ciągu 7 dni od publikacji wyników może wnieść protest, jeżeli uzna, że dopuszczono się naruszenia przepisów, a naruszenie to mogło wywrzeć istotny wpływ na wynik. Sąd okręgowy rozpatruje protest w ciągu 14 dni od dnia jego zgłoszenia. Gdyby ostatecznie Gronkiewicz-Waltz została odwołana, osobę pełniącą funkcję prezydenta miasta (tzw. komisarza) "niezwłocznie" wyznaczyłby premier. Swoją funkcję pełniłaby ona do czasu wyboru nowego prezydenta. W takich sytuacjach premier zarządza też przedterminowe wybory. Jednak zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym wyborów takich nie przeprowadza się, jeżeli ich data miałaby przypaść w okresie sześciu miesięcy przed zakończeniem kadencji prezydenta. Gdyby przypadła ona w okresie krótszym niż 12 miesięcy przed zakończeniem kadencji, decyzję o nieprzeprowadzaniu wyborów może podjąć rada miasta (PO ma w niej większość). Wówczas tzw. komisarz sprawuje władzę w mieście do końca kadencji samorządu.
Koniec kadencji za rok
Obecna kadencja samorządu kończy się 21 listopada 2014 r., więc jest raczej pewne, że termin wyborów przypadłby w okresie krótszym niż 12 miesięcy przed końcem kadencji, m.in. ze względu na terminy rozpatrywania skarg na wygaszenie mandatu prezydenta (w przypadku wniesienia protestu przeciwko ważności referendum do czasu rozstrzygnięcia sprawy nie zarządza się wyborów przedterminowych). Wybory przedterminowe zarządza premier w drodze rozporządzenia. Rozporządzenie to musi być ogłoszone w Dzienniku Ustaw przynajmniej na 80 dni przed dniem wyborów. Nie ma więc szansy, by wybory odbyły się przed 21 listopada tego roku.
Autor: mn//gak / Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24