W Polsce nie istnieje realny system nadzoru nad produkcją i obrotem materiałami wybuchowymi – alarmuje Najwyższa Izba Kontroli w swoim najnowszym raporcie. System ten jest tak dziurawy, że wg autorów dokumentu nie stanowi żadnej zapory dla grup przestępczych czy terrorystów. A setki ciężarówek każdego roku wyładowanych np. trotylem krążą po centrach miast bez żadnego nadzoru.
Inspektorzy NIK przeanalizowali, jak wygląda nadzór państwa nad „wytwarzaniem i obrotem materiałami wybuchowymi do użytku cywilnego” – czyli np. tych używanych na potrzeby firm budowlanych czy górników. I wnioski autorów dokumentu są wybuchowe: system jest fikcją, ograniczoną do biurokratycznych procedur, a praktyka stosowania prawa w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych jest „korupcjogenna”.
Jak na Dzikim Zachodzie
- Obecnie w Polsce dużo łatwiej legalnie kupić dowolną ilość materiałów wybuchowych niż dostać pozwolenie na broń - brzmi jedna z konkluzji raportu.
Według Izby żadna z kontrolowanych instytucji, ministerstwo spraw wewnętrznych, ministerstwo gospodarki, nie prowadziła rzetelnie postępowań w sprawie wydawania koncesji i pozwoleń uprawniających do dostępu do materiałów wybuchowych. Praca armii urzędników ograniczyła się wyłącznie do formalnej strony dokumentów.
Jak wskazuje NIK, gdy firmy zwracały się np. o koncesję na handel materiałami wybuchowymi, urzędnicy nie sprawdzali prawdziwości załączanych dokumentów – np., że prezesi nie widnieją w rejestrze dłużników. Urzędnicy resortów nie sprawdzali również, czy prezesi firm, które chcą handlować materiałami wybuchowymi, stanowią zagrożenie dla państwa i obywateli i są rozpracowywani przez policję lub służby specjalne.
- W ocenie NIK takie działania (ministerstw, urzędów wojewódzkich, urzędów górniczych - red.) nie zapewniają bezpieczeństwa państwa, obywateli oraz nie gwarantują, że dostęp do materiałów wybuchowych zyskają jedynie te podmioty i osoby, dla których jedynym celem jest prowadzenie legalnej działalności gospodarczej – piszą NIK-owcy. Inspektorzy odkryli również lukę w dzisiejszym prawie: urzędnicy nawet gdyby chcieli, nie mogą wykorzystać wiedzy zgromadzonej przez funkcjonariuszy policji lub służb, by odmówić firmie wydania koncesji. Dlatego, że mogą sięgnąć jedynie do Krajowego Rejestru Karnego, gdzie umieszczane są nazwiska osób już skazanych przez sądy. Gdy prezesi firmy ubiegającej się o koncesje są dopiero podejrzewani i rozpracowywani w związku z działalnością w grupach przestępczych czy nawet terrorystycznych, taka wiedza nie może zostać użyta do odmowy wydania koncesji. Przyczyna leży w obowiązujących regulacjach prawnych: urzędnicy nie mogą wydać negatywnej opinii bez jej uzasadnienia. A nie mogą użyć w uzasadnieniu informacji niejawnych.
Ale oprócz tych prawnych barier inspektorzy NIK-u wykryli również dużą dowolność w decyzjach urzędników MSW. W jednych przypadkach MSW kierowało do prokuratury doniesienia, a w innych nie. To wskazuje na możliwość występowania mechanizmów korupcjogennych – ocenili NIK-owcy i złożyli doniesienie do prokuratury.
Brak kontroli
Inspektorzy wykryli, że MSW i Ministerstwo Gospodarki niemal w ogóle nie kontrolowały firm działających na rynku materiałów wybuchowych. Tylko w 2013 roku wytwarzaniem i handlem zajmowało się niemal 170 firm w całym kraju. W tym samym roku MSW przeprowadziło jedną kontrolę, a resort gospodarki żadnej. W następnym roku kontroli było dwukrotnie więcej – ale żaden z urzędników je przeprowadzających nie miał przeszkoleń z zakresu „wytwarzania i obrotu materiałami wybuchowymi”.
Bomby w centrach miast
Podobnie dramatycznie ma wyglądać sytuacja z nadzorem nad transportem już wytworzonych materiałów wybuchowych. Główna rola spoczywa tu na ministrze gospodarki – szczególnie w określaniu tras, po których mogą być przewożone. – W konsekwencji transporty z materiałami wybuchowymi mogą przejeżdżać swobodnie przez centra miast lub w pobliżu obiektów ważnych dla bezpieczeństwa publicznego – stwierdzają NIK-owcy.
A takich transportów jest nawet kilkanaście tysięcy rocznie. I ma dziać się to po trasach, które w żaden sposób nie są wcześniej analizowane lub nadzorowane przez policję.
Papierowy bałagan
Inna z odkrytych przez NIK nieprawidłowości dotyczy sytuacji gdy materiały wybuchowe zostaną np. ukradzione z legalnie je posiadającej firmy. Policja nie jest w stanie szybko określić grona osób, które miały do nich dostęp – brak jakichkolwiek elektronicznych rejestrów, a istnieją wyłącznie papierowe. Tymczasem obowiązek zbudowania takiego systemu spoczywał na Ministrze Gospodarki a „deadline” upłynął w 2013 roku.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl