Jesteśmy jedną drużyną, która nie tylko musi być zwarta i lojalna wobec siebie, ale także zdyscyplinowana, bo tylko wtedy zrobimy to, co obiecaliśmy Polakom - mówiła w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" premier Beata Szydło.
Szefowa rządu była pytana, czy społeczny kredyt zaufania dla rządu PiS nie zaczyna się powoli wyczerpywać przez "popełniane błędy, wpadki Berczyńskiego, posadę Misiewicza czy rozbijane limuzyny". "Czas limuzyn się skończył" - podkreśliła premier.
"Ministrowie jasno ode mnie o tym usłyszeli. Podczas ostatniej odprawy z szefami resortów jasno powiedziałam, jakie są moje oczekiwania. Jesteśmy zespołem. Jeśli jeden zawodnik nie nadąża, to trzeba go wymienić. Jesteśmy jedną drużyną, która nie tylko musi być zwarta i lojalna wobec siebie, ale także zdyscyplinowana, bo tylko wtedy zrobimy to, co obiecaliśmy Polakom" - podkreśliła. Pytana, czy dojdzie do rekonstrukcji rządu, premier zaznaczyła, że dała czas swoim ministrom. "Jeśli nie wyciągną wniosków, to będę musiała podjąć decyzje i to egzekwować. Na razie uważnie się przyglądam" - powiedziała. "Nie chcę mówić o terminach, żeby nie zaczęły się dywagacje w mediach. Każdy z ministrów zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności za swój resort" - zaznaczyła.
Na pytanie o gwarancje, że będzie premierem przez pełną kadencję, powiedziała: "Nikt nie ma gwarancji, że będzie ministrem przez pełną kadencję. Premier również".
"Zależy mi na dobrych relacjach między rządem a Pałacem Prezydenckim"
Odnosząc się do pomysłu Andrzeja Dudy dotyczącego przeprowadzenia w przyszłym roku referendum konstytucyjnego, Szydło powiedziała, że prezydent ma prawo podejmować własne inicjatywy.
"Teraz czekamy na szczegółowy harmonogram zadań. Zależy mi na dobrych relacjach między rządem a Pałacem Prezydenckim. Wymiana informacji musi być bardzo ścisła - podkreśliła.
Pytana, czy wymiana listów między prezydentem i szefem MON nie była objawem bezradności głowy państwa wobec Antoniego Macierewicza, zaznaczyła, że prezydent "odpowiedzi na pytania uzyskał".
"Poza tym wymiana pism pomiędzy najważniejszymi osobami w państwie nie jest niczym nadzwyczajnym. Tak po prostu pracuje się w administracji" - dodała. Na pytanie, czy minister Macierewicz nie staje się obciążeniem dla gabinetu premier, Szydło zwróciła uwagę, że "jest jednym z najbardziej atakowanych ministrów mojego rządu".
Tłumaczyła, że powodem są "zmiany w armii, które nie wszystkim się podobają". "Odejścia dowódców nie okazały się problemem dla polskiej armii. Wręcz odwrotnie. Zresztą zmiany kadrowe w polskim wojsku były na porządku dziennym. Wystarczy spojrzeć na kilka ostatnich lat, gdzie odejścia z wojska były zdecydowanie liczniejsze i wtedy nikt nie protestował - zauważyła premier.
Odpowiedzialność szefa MON
Szydło odniosła się także do zamieszania wokół byłego już szefa podkomisji smoleńskiej Wacława Berczyńskiego po udzielonym przez niego wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej", w którym stwierdził, że to on "wykończył caracale".
Tę wypowiedź oceniła jako "bardzo mało szczęśliwą" i "niezrozumiałą".
"Przetarg na caracale był prowadzony przez Ministerstwo Rozwoju, a na czele zespołu negocjacyjnego stał ówczesny wiceminister Radosław Domagalski, którego bardzo cenię i do którego mam zaufanie. Wiem, jakie były przyczyny wycofania się strony francuskiej z przetargu. Francuzi nie chcieli zrealizować offsetu korzystnego dla Polski. Wiceminister Domagalski wielokrotnie mnie o tym informował. Dr Berczyński nie brał udziału w przetargu na caracale" - mówiła.
Pytana, na ile w związku z tym Berczyński, który mówił o bombie termobarycznej w tupolewie, jest wiarygodny jako członek podkomisji smoleńskiej, powiedziała, że to "pytanie do ministra Macierewicza".
Podkreśliła, że to szef MON "odpowiada za podkomisję smoleńską". "Jeśli szef MON uważa, że podkomisja w obecnym kształcie dobrze spełnia swoją rolę, to jest jego odpowiedzialność - dodała.
Premier stwierdziła, że Macierewicza się nie boi.
"Reforma Ziobry jest potrzebna i dobra"
Szydło odniosła się także do proponowanych zmian w Krajowej Radzie Sądownictwa. Na sugestie, że wątpliwości mają nawet prezydent Andrzej Duda i wicepremier Jarosław Gowina, oświadczyła: "reforma ministra Ziobry jest potrzebna i dobra. Każda zmiana wprowadzana przez PiS boli środowiska, którym są odbierane przywileje. Stawiamy na interes ogółu obywateli, nie wąskiej grupy elit. Chcemy, żeby sądy rzeczywiście spełniały swoją rolę, a ludzie szukający pomocy mogli liczyć na sprawne, uczciwe i sprawiedliwe rozstrzygnięcie swoich spraw. Sprawiedliwość musi wrócić do sądów".
Pytana o wątpliwości prezydenta i Gowina dotyczące propozycji wygaszania kadencji sędziów KRS Szydło powiedziała, że "w jej opinii po analizie przedstawionej jej przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę to rozwiązanie jest dopuszczalne".
"Polska praworządność ma się doskonale"
Premier nawiązała także do przyszłotygodniowego posiedzenia Rady do Spraw Ogólnych (posiedzenie ministrów odpowiedzialnych za sprawy europejskie), na której wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans chce poruszyć kwestię dotyczącą praworządności w Polsce. "Powiem szczerze, że nie wiem, dlaczego to robi. Nie widzę powodów. Polska praworządność ma się doskonale. Przypuszczam, że chce przerzucić nierozwiązywalny problem, który sam wygenerował, na kogoś innego. Jesteśmy otwarci na dyskusję. Dyskusję merytoryczną i uczciwą. Wykorzystywanie Komisji Europejskiej do walki politycznej prowadzi do kryzysu instytucjonalnego Unii Europejskiej" - powiedziała szefowa rządu.
Premier podkreśliła ponadto, że nie wyobraża sobie referendum o wyjściu Polski z UE. "Polska poza Unią Europejską to Polska słaba, to Polska, która ma dużo gorsze perspektywy rozwoju i bezpieczeństwa. Członkostwo w UE jest dla Polski korzystne. Co nie zmienia faktu, że moje środowisko polityczne uważa, że Unia powinna się zreformować. Ale to wynika właśnie z troski o przyszłość UE" - zaznaczyła.
Autor: js/sk/jb / Źródło: Rzeczpospolita, PAP