Prezydent Andrzej Duda podpisał nowelę ustawy o Odnawialnych Źródłach Energii - poinformowała w poniedziałek jego kancelaria. Główne założenie noweli to rezygnacja ze stałej wartości tak zwanej opłaty zastępczej i powiązanie jej z rynkowymi cenami świadectw pochodzenia energii z niektórych OZE. Branża apelowała do prezydenta o zawetowanie tej noweli. Krytykował ją również prezes Urzędu Regulacji Energetyki.
Zasadniczą zmianą w nowelizacji jest rezygnacja ze stałej wartości tak zwanej opłaty zastępczej, wynoszącej 300,03 złotych/MWh (megawatogodzin) i powiązanie jej z rynkowymi cenami świadectw pochodzenia energii z niektórych OZE - zielonych certyfikatów (w praktyce są to wiatraki) oraz błękitnych certyfikatów (czyli biogaz rolniczy). Opłata ma wynosić 125 procent średniej ceny danych certyfikatów z poprzedniego roku, ale nie więcej niż 300,03 złotych/MWh.
W opartym na prawach majątkowych (certyfikatach) systemie wsparcia dla OZE wytwórca energii w źródle odnawialnym otrzymuje za każdą MWh certyfikat, który jest prawem majątkowym i może być sprzedany - albo na giełdzie, albo w indywidualnej transakcji typu OTC (czyli na rynku pozagiełdowym). Cena sprzedaży jest tu wsparciem dla wytwórcy.
Z kolei sprzedawcy energii do odbiorców końcowych muszą się legitymować odpowiednią do wielkości sprzedaży liczbą certyfikatów, czyli muszą je kupić. Ewentualnie mogą uiścić tak zwaną opłatę zastępczą.
Branża apelowała o weto
Organizacje z branży "zielonej energii" apelowały do prezydenta o zawetowanie tej nowelizacji. W ich ocenie nowela nie poprawi złej sytuacji branży, a dodatkowo podważa zaufanie do państwa, bo jest zmianą reguł w trakcie gry.
Z apelem o prezydenckie weto zwróciły się główne organizacje branży OZE - Polska Izba Energetyki Odnawialnej i Rozproszonej (PIGEOR), Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej oraz Stowarzyszenie Małej Energetyki Wiatrowej.
Według nich przyjęte w nowelizacji rozwiązania nie zlikwidują w perspektywie kilku lat nadpodaży świadectw pochodzenia energii z niektórych OZE - tak zwanych zielonych certyfikatów - na rynku. Nadpodaż jest jedną z głównych przyczyn niskich cen certyfikatów, co przekłada się na niski poziom wsparcia źródeł odnawialnych i trudną sytuację inwestorów - wskazują przedsiębiorstwa z branży energii odnawialnej.
Tabele "pełne błędów i nieprawdziwych informacji"
Cena rynkowa zielonych certyfikatów, z powodu nadpodaży, w ciągu kilku lat spadła o 90 procent. Autorzy ustawy uważają, że powiązanie wysokości opłaty zastępczej z ceną rynkową spowoduje większe zainteresowanie certyfikatami i stopniowe rozładowanie ich nadpodaży.
Wiceminister energii Andrzej Piotrowski podkreślał podczas prac parlamentarnych, że w ostatnich dniach rynkowa cena certyfikatów gwałtownie wzrosła, właśnie dlatego, że rynek przewiduje już skutki ustawy.
Ustawę krytykował natomiast między innymi prezes Urzędu Regulacji Energetyki Maciej Bando. Podczas prac w Senacie oświadczył, że prezentowane w uzasadnieniu projektu tabele są "pełne błędów i nieprawdziwych informacji".
- Opieranie się na tych danych stanowi wręcz wprowadzanie wszystkich posłów, którzy głosowali za ustawą w błąd - mówił Bando. - Gdyż nie zdawali sobie sprawy z tego, że chociażby skutki dotyczące ceny, które konsumenci energii elektrycznej mogą ponieść, są dwukrotnie zaniżone - dodał. Uzasadnienie stwierdza, że skutki te to wzrost do 2020 roku obciążenia "standardowego gospodarstwa domowego o niecałe 10 złotych/rok".
Bando ocenił również, że ustawa nie przyczyni się do likwidacji nadpodaży szacowanej dziś na 20 TWh (terawatogodzin). Jego zdaniem pozostanie nadwyżka rzędu 8 TWh.
Prezes URE stwierdził też, że ustawa jest korzystna wyłącznie dla tych, którzy zawarli z producentami energii z OZE umowy na kupno zielonych certyfikatów po cenach odnoszących się do opłaty zastępczej. - Dzisiaj uważają oni, że należy doprowadzić do sytuacji, aby te umowy unieważnić - mówił.
Odpowiedź wiceministra
Wiceminister Piotrowski w odpowiedzi stwierdził, że kontrakty te nie były zawierane przez małych przedsiębiorców, bo z nimi duże koncerny umów nie chciały zawierać. - To jest tak naprawdę regulacja dotycząca niewielkiej grupy przedsiębiorców, dysponujących dużymi źródłami wytwórczymi, po kilkadziesiąt MW - mówił.
Argumentował też, że ogromną większością certyfikatów handluje się poza giełdą po cenach wielokrotnie wyższych niż rynkowe. - Być może coś zostało niewłaściwie sformułowane w prawie, że dało asumpt do takiego skrzywienia rynku. Jeżeli w oparciu o prawo rodzi się patologia, to należy podstawę tej patologii usunąć i to jest istota tej zmiany - wskazywał wiceminister Piotrowski.
Autor: azb//now / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Jakub Szymczuk/KPRP