Polska finansowała manifestację na Białorusi?

 
Z depesz wynika, że grudniowa manifestacja opozycji była sfinansowana z funduszy polskiej ambasady
Źródło: TVN24
Anonimowy nadawca rozsyła depesze polskiego MSZ, które rzekomo ujawniają politykę zagraniczną Polski wobec Białorusi - ujawnia "Rzeczpospolita". Z informacji zawartych w depeszach wynika m.in. że Radosław Sikorski wysyłał do polskich przedstawicieli dyplomatycznych w Mińsku zalecenia, by "mieszać się w wewnętrzne sprawy Białorusi" - ustaliła gazeta. Depesze wyglądają jak prawdziwe clarisy, rzecznik MSZ zapewnia jednak: - To fałszywki.

Z rozsyłanych depesz wynika też m.in. że tuż przed wyborami na Białorusi, w listopadzie 2010 roku, Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych nakazał polskiej ambasadzie, by ta wypłaciła z własnych funduszy liderowi opozycyjnej organizacji "Ruch naprzód" 80 tys. euro na powyborczą manifestację, która odbyła się 19 grudnia.

MSZ chce sterować białoruską opozycją?

Co więcej, z depesz można wywnioskować, że po wyborach na Białorusi, polskie MSZ chciało mieć wpływ na opozycję.

- W związku z aresztowaniem przez białoruskie władze liderów opozycji należy natychmiast zaktywizować współpracę ambasady z Aleksandrem Milinkiewiczem. Jego osoba prawdopodobnie wydaje się najbardziej wiarygodnym kandydatem na lidera opozycji - miał napisać w korespondencji do polskich dyplomatów w Mińsku Radosław Sikorski.

Sikorski kazał zerwać kontakty ze Związkiem Polaków?

Z innej depeszy wynika natomiast, że Sikorski kazał zerwać kontakty z działaczami Związku Polaków na Białorusi. - Zwracamy uwagę na konieczność wstrzymania się funkcjonariuszy Konsulatu Generalnego w Brześciu od współpracy z działaczami ZPB Andżeliką Borys, Andżeliką Orechwo, Andrzejem Poczobutem - czytamy w liście MSZ z 5 stycznia 2011 roku do konsulów generalnych.

- W związku z działalnością Andrzeja Poczobuta godzącą w interesy kraju należy zrezygnować ze wspierania wymienionej osoby - napisano także.

Prowokacja służb specjalnych?

- To fałszywki - zapewnia Marcin Bosacki, rzecznik MSZ. I dodaje, że "służby państwowe już zajęły się ta sprawą".

- To z pewnością prowokacja służb specjalnych - mówi natomiast w rozmowie z "Rzeczpospolitą" białoruski politolog. Według niego "mogły to zrobić służby białoruskie, ale mogły tez rosyjskie".

Źródło: Rzeczpospolita

Czytaj także: