Lubuska policja i prokuratura wyjaśniają okoliczności śmierci 15-letniego Dawida, którego we wtorek na przejściu dla pieszych potrącili policjanci, gdy chłopak szedł do szkolnego autobusu. Według dziadka Dawida, gdyby funkcjonariusze jechali z przepisową prędkością nie doszłoby do nieszczęścia. A jak mówi, powołując się na świadków, jego wnuk po potrąceniu poleciał na trzy metry w górę i odbił się od dwóch innych aut.
- Ze wstępnych ustaleń jawią się dwie przyczyny. Pierwsza to ewentualne wtargnięcie na jezdnię pieszego, a druga dotyczy tego, czy funkcjonariusz jechał z dozwoloną w tym miejscu prędkością (50 km na godz. - red.). Tym bardziej, że do zdarzenia doszło na przejściu do pieszych, gdzie obowiązuje zasada szczególnej ostrożności - powiedział TVN24 rzecznik prasowy prokuratury okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim, Dariusz Domarecki.
Jak dodał wobec funkcjonariusza nie zastosowano żadnych środków zapobiegawczych. - Badanie wykonało jednoznacznie, że kierowca był trzeźwy, a po drugie, po zdarzeniu nie próbował opuścić miejsca wypadku - wyjaśnił.
50 km, czy wiecej?
Zdaniem dziadka Dawida, gdyby policjanci jechali z dozwoloną prędkością, to do wypadku by nie doszło. Jak dodaje, siła, z którą został uderzony nastolatek byłą najprawdopodobniej bardzo duża. - Dzieci, które to widziały, mówiły, że jak uderzył go samochód, to poleciał ok. trzech metrów w górę. Potem spadł na przyczepkę samochodu, który jechał z naprzeciwka, odbił się od niego i spadł na jeszcze jeden samochód - mówi Tadeusz Kowalski.
Jako zawodowy kierowca przekonuje, że przy prędkości 50 km\h na takim odcinku drogi, na jakim zdarzył się wypadek, kierowca ma dużo miejsca na manewry. - Tym bardziej, że Dawid został uderzony lewą stroną auta, gdy już zbliżał się do osi jezdni. Wystarczył lekki ruch kierownicy w prawo, a samochód jechał jakieś pół metra od krawężnika i w takiej samej odległości się zatrzymał - mówi.
Jak podkreśla, nie ma też żadnych świadków badania trzeźwości policjanta.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24