21-letnia Anna została brutalnie zamordowana w sierpniu 2013. Jej chłopak poderżnął jej gardło, gdy chciała się z nim rozstać. Mężczyzna został skazany i powinien przebywać w więzieniu, ale mieszkańcy Lubartowa (woj. lubelskie) zobaczyli go spacerującego po ulicach. Wyszedł, bo tak zadecydował sąd.
W sierpniu 2013 roku Mateusz K. - jak informowały lokalne media - syn małżeństwa znanych lekarzy, poderżnął gardło swojej dziewczynie, która chciała zakończyć związek. 21-letnią kobietę znaleziono w kałuży krwi w mieszkaniu przy ul. Krętej w Lubartowie. Informację o brutalnym zabójstwie dostaliśmy wówczas na Kontakt 24.
Próbował popełnić samobójstwo
Mateusz K. został zatrzymany tego samego dnia, po tym jak po zabójstwie prawdopodobnie próbował popełnić samobójstwo w sąsiedniej miejscowości Tarło. Podpalił samochód, następnie wybiegł na ulicę wprost pod nadjeżdżające auta.
- Został potrącony przez kilka pojazdów. 21-letni mieszkaniec Lubartowa był poparzony w 40 procentach - poinformował wtedy Kontakt 24 sierż. sztab. Grzegorz Paśnik, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Lubartowie.
Mężczyzna został przetransportowany do szpitala i aresztowany.
Wyrok
W czerwcu 2015 roku zapadł wyrok. Mężczyzna został skazany za zabójstwo na karę 12 lat pozbawienia wolności oraz 50 tys. złotych nawiązki dla rodziców ofiary. Zdaniem prokuratury wyrok był zbyt niski, a matka zamordowanej dziewczyny chciała wyższego zadośćuczynienia. Obrońcy mężczyzny twierdzili z kolei, że wyrok jest zbyt wysoki. Wszystkie strony odwołały się od decyzji sądu.
Prawomocny wyrok zapadł w marcu 2016 roku. Sąd Apelacyjny utrzymał karę 12 lat więzienia i zwiększył kwotę nawiązki dla rodziny ofiary do 100 tysięcy złotych.
Wniosek o przerwę
Teraz jednak 24-latek wyszedł na wolność. Jak poinformował nas rzecznik Okręgowej Służby Więziennej w Lublinie mjr Jacek Zwierzchowski, sąd penitencjarny (wydział Sądu Okręgowego w Lublinie - red.) wydał zgodę na dwumiesięczną przerwę w odbywaniu kary ze względu na zły stan osadzonego.
Mateusz K. sam złożył wniosek o przerwę, by mógł udać się na operację. Ma ona związek z poparzeniami, jakich doznał podczas próby samobójczej - wyjaśnił Dariusz Abramowicz, rzecznik prasowy ds. karnych lubelskiego sądu okręgowego. Jak się dowiedzieliśmy, oprócz poparzonej skóry, mężczyzna ma również poparzenia układu oddechowego.
Po złożeniu wniosku przez osadzonego, sąd penitencjarny skierował się do aresztu śledczego w Lublinie pytanie, czy skazany wymaga leczenia i czy zabiegu nie można przeprowadzić w areszcie. Lekarz, który pracuje w areszcie, odpowiedział, że pacjent musi przejść operację, której nie można przeprowadzić w żadnym szpitalu więziennym w Polsce - poinformował Abramowicz. Osadzony miał wykazać, że może przejść zabieg "na własną rękę", we wrześniu tego roku.
Sąd penitencjarny zgodził się na dwumiesięczną przerwę w odbywaniu kary. Od początku września mężczyzna przebywa na wolności. Nie jest przez nikogo pilnowany, sąd nie przydzielił mu dozoru. Rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie wyjaśnił, że na taką przerwę może wyjść każdy, jeśli istnieje zagrożenie życia bądź zdrowia i że podobne przypadki zdarzały się już w przeszłości. Dodał, że sąd musi jedynie stwierdzić, że dana osoba "nie jest przestępcą niebezpiecznym i nie popełni zbrodni na wolności". Tak sąd uznał w tym przypadku.
Jak dodał Abramowicz, mężczyzna mógłby teoretycznie być operowany w asyście funkcjonariuszy więziennych, ale nie stało się tak, bo żaden szpital nie wyraził na to zgody.
Jak się dowiedzieliśmy, skazany jest już po operacji i przebywa w szpitalu w Łęcznej niedaleko Lublina.
Jego przerwa w odbywaniu kary kończy się 31 października - wówczas Mateusz K. powinien stawić się w zakładzie karnym. Jak powiedział rzecznik Okręgowej Służby Więziennej w Lublinie, jeśli tak się nie stanie, to służba więzienna poinformuje o tym sąd. Wtedy policja może zacząć go ścigać listem gończym.
Autor: mart/ja / Źródło: tvn24.pl, Kurier Lubelski, Kontakt 24
Źródło zdjęcia głównego: Lubelska policja