- PO chroni biznesmena Ryszarda Krauzego przed przesłuchaniem przez komisję - uważają posłowie z sejmowej komisji śledczej ds. nacisków, przed którą zeznaje b. minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Posłowie PiS zapowiedzieli, że ponownie złożą wniosek o przesłuchanie biznesmena.
Sejmowa komisja śledcza ds. nacisków przed piątkowym przesłuchaniem Ziobry zdecydowała o wykreśleniu z listy świadków biznesmena Ryszarda Krauzego. Głosowali za tym parlamentarzyści PO i Lewicy. Kilka miesięcy temu prokuratura umorzyła przeciw niemu sprawę o domniemany przeciek z akcji CBA w resorcie rolnictwa.
Szef komisji Andrzej Czuma uzasadnił, że komisja, zgodnie z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, nie powinna badać mechanizmu przecieku z akcji CBA w ministerstwie rolnictwa, ale ewentualne nieprawidłowości i nielegalne naciski w sprawie tzw. afery gruntowej. Jak uznał, wobec tego wzywanie Krauzego jest niepotrzebne.
PiS krytykuje
Członek komisji z PiS Arkadiusz Mularczyk ocenił w czasie konferencji prasowej, że "komisja staje się po prostu farsą". - Nie może być ważny raport czy przesłuchanie, jeśli nie są słuchani kluczowi świadkowie, którzy występują w aktach sprawy - przekonywał Mularczyk.
W ocenie posłanki PiS Marzeny Wróbel, PO "chce pokazać wyłącznie jedną stronę medalu".
- PO nie zależy na żadnym obiektywizmie, zależy tylko na tym, aby w sposób bezwzględny atakować PiS, nie dając żadnej możliwości stworzenia pełnego, panoramicznego obrazu i nie dając żadnej możliwości obrony - stwierdziła.
- Mamy pytanie: dlaczego PO chroni pana Ryszarda Krauzego przed przesłuchaniem w komisji śledczej? - pytała Wróbel. Jej zdaniem raport, który powstanie na zakończenie prac komisji, "nie będzie raportem w pełni obiektywnym".
Wróbel zapowiedziała też, że zwróci się do marszałka Sejmu ze skargą na szefa komisji Andrzeja Czumę, który - jak mówiła - wielokrotnie obrażał ją i Mularczyka. "Ja jestem szczególnym podmiotem ataków" - oceniła.
Umorzone śledztwo
Nazwisko biznesmena pojawiło się w kontekście domniemanego przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa. Miał on być jednym z ogniw. O akcji CBA miał się dowiedzieć podczas spotkania z ówczesnym szefem MSWiA Januszem Kaczmarkiem 5 lipca 2007 r w hotelu Marriott. Tak przynajmniej sugerował na słynnej multimedialnej konferencji ówczesny wiceprokurator generalny Jerzy Engelking.
Bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry przedstawił też wtedy podsłuchy rozmów Janusza Kaczmarka, byłego szefa policji Konrada Kornatowskiego i ówczesnego szefa PZU Jaromira Netzla. Wszyscy trzej pod koniec sierpnia 2007 r. zostali zatrzymani - na wniosek prokuratury - przez ABW. Postawiono im zarzuty m.in. zatajenia spotkania Kaczmarka z Krauzem w hotelu Marriott oraz wzajemnego nakłaniania się do fałszywych zeznań.
Kaczmarek zapewniał wtedy że nie był źródłem przecieku i zapewniał, że nie łączy z Krauzem żaden układ - ale nie wyjaśnił, czemu nie ujawnił faktu spotkania z nim.
W listopadzie 2009 r. prokuratura umorzyła śledztwo przeciwko Kaczmarkowi, Kornatowskiemu i Krauzemu w sprawie utrudniania wyjaśniania domniemanego przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa.
Na linii Ziobro-Netzel
Ziobro powiedział w piątek, że zgodę na operację specjalną CBA w resorcie rolnictwa w związku z aferą gruntową wydał któryś z jego zastępców. Dodał, że sam był przekonany, że są podstawy do jej przeprowadzenia.
Dopytywany przez posłów z komisji naciskowej, dlaczego osobiście nie podjął decyzji w tej sprawie, podkreślił, że jako prokurator generalny nie mógł zajmować się wszystkimi operacjami, ponieważ było ich bardzo dużo.
Zaznaczył, że gdy była wydawana zgoda na operację nikt nie wiedział, że akcja CBA "może mieć tak dalekosiężne skutki dla całego państwa".
Pytany, kiedy dowiedział się o planowanym zatrzymaniu Leppera, stwierdził, że dzień przed akcją.
Ziobro odniósł się też do swoich kontaktów z Netzlem. Powiedział, że w lipcu 2007 r. zadzwonił do ówczesnego szefa PZU z prośbą, by przyjechał do CBA i złożył zeznania.
- To było działanie nadzwyczajne, ale zgodne z prawem - uznał.
Były szef PZU zeznał w lipcu przed komisją, że prokuratura objęła go postępowaniem ws. przecieku z tzw. afery gruntowej, ponieważ wszedł w posiadanie wiedzy, która była niekorzystna dla byłego ministra sprawiedliwości. Według Netzla, ABW nie przekazała wszystkich rozmów z telefonów objętych podsłuchem - m.in. jego rozmowy z Ziobrą z 13 lipca 2007 roku.
Zdaniem b. szefa PZU Ziobro zadzwonił wówczas do niego z prośbą, by przyjechał do CBA w Gdańsku. Ziobro powołał się wówczas na ówczesnego premiera; miał mówić, że "bardzo mu na tym zależy". Później - jak zeznał Netzel - Ziobro połączył się z nim jeszcze raz i powiedział, żeby jednak nie jechał do Gdańska. Mimo to Netzel dotarł do siedziby CBA przed godz. 23 i złożył pierwsze zeznania w charakterze świadka.
Ziobro potwierdził w piątek, że zadzwonił do Netzla i prosił go o to, żeby "stawił się jak najszybciej do CBA i złożył zeznania". Zaznaczył, że nie pamięta szczegółów rozmów, jakie prowadził z Netzlem. "To powinny wyjaśnić bilingi" - podkreślił. Nie krył zdziwienia, gdy przytoczono mu fragment zeznań Netzla, w którym ten zasugerował, że bilingów w tej sprawie może już nie być.
"Bo jestem bardzo zajęty..."
Ziobro pytany czy podpisał protokoły poprzednich zeznań, które składał przed komisją, stwierdził, że jeszcze ich nie podpisał. Przypomniał jednocześnie, że w tej sprawie miał miejsce spór sadowy pomiędzy nim a poprzednim szefem komisji naciskowej. Sąd wówczas orzekł, że komisja nie może wnosić o ukaranie świadka, jeśli ten nie podpisuje protokołu swoich zeznań, które są traktowane jak materiał dowodowy.
Na koniec zapowiedział, że wkrótce ten podpis złoży. - Przyczyna leżąca po mojej stronie, tkwiła w tym, że jestem człowiekiem bardzo zajętym i nie jest to z mojego punktu widzenia czynność pierwszoplanowa - powiedział.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24