Naruszył zasady bezpieczeństwa, bo leciał zbyt nisko. Zdaniem prokuratury wojskowej, m.in. właśnie takie przewinienie popełnił mjr Marcin G. - dowódca śmigłowca Mi-24D, który rozbił się 27 lutego na poligonie koło Torunia. Prokuratura postawiła podejrzanemu zarzut spowodowania wojskowego wypadku komunikacyjnego, w którym zginął człowiek.
- Mjr Marcin G. naruszył zasady bezpieczeństwa. Wykonywał lot poniżej bezpiecznej wysokości, wynoszącej w konkretnych warunkach 150 metrów. Nieprawidłowo rozłożył też uwagę podczas poszukiwania celu naziemnego, zbytnio obniżył lot maszyny, która zahaczyła o drzewa - powiedział płk Paweł Portała, szef Prokuratury Garnizonowej w Bydgoszczy.
Podejrzanemu grozi kara pozbawienia wolności do 6 miesięcy do 8 lat. Płk Portała podkreślił, że prokuratura zamierza sporządzić akt oskarżenia w ciągu dwóch tygodni. Prowadzący postępowanie wszystkie dowody zebrali w pierwszym miesiącu po wypadku, a poźniej tylko czekali na raport komisji badania wypadków lotniczych. Ostatecznie ogłoszono go 1 lipca.
Dowódca: "No i ch..."
Bezpośrednią przyczyną katastrofy było nieprawidłowe rozłożenie uwagi przez dowódcę podczas wzrokowego poszukiwania celu naziemnego, co (...) doprowadziło do niekontrolowanego zniżania śmigłowca, na co nie zareagowali pozostali członkowie załogi. Komija Badania Wypadków Lotniczych
Komisja badania wypadków lotniczych ustaliła, że przyczyną katastrofy były błędy dowódcy maszyny, która leciała za nisko. Według raportu w pewnym momencie lotu dowódca, który nie widział celu naziemnego, wypowiedział słowa: "No i ch...", co - zdaniem raportu - "może świadczyć, że coś nie poszło po jego myśli lub zaskoczyło go". Wtedy dowódca - by odnaleźć cel - zniżył lot z "dużą prędkością opadania, nie rejestrując tego faktu". Skoncentrował się on bowiem na poszukiwaniach celu, obserwując przestrzeń poza kabiną, nie kontrolował zaś położenia maszyny według przyrządów pilotażowych - stwierdza raport.
"Brak współpracy załogi i nieodpowiedni nadzór"
Gdy 23 m nad ziemią zadziałała sygnalizacja tzw. niebezpiecznej wysokości, dowódca maszyny usiłował przeciwdziałać temu, zwiększając skok wirnika, co nie uchroniło go jednak przed zderzeniem z drzewami.
Komisja nie wykluczyła, że dowódca wykonywał lot w goglach noktowizyjnych, co "zdecydowanie utrudniło" pilotowanie śmigłowca nieprzystosowanego do lotów w noktowizji. Według komisji, dowódca mógł przypuszczać, że gogle te ułatwią mu odnalezienie celu - on sam zaprzeczał, by je założył.
W konkluzji komisja stwierdziła, że bezpośrednią przyczyną katastrofy było "nieprawidłowe rozłożenie uwagi przez dowódcę podczas wzrokowego poszukiwania celu naziemnego, co (...) doprowadziło do niekontrolowanego zniżania śmigłowca, na co nie zareagowali pozostali członkowie załogi".
Ponadto komisja ustaliła inne nieprawidłowości, takie jak np. brak współpracy załogi, nieodpowiedni nadzór, niewłaściwe zabezpieczenie meteorologiczne.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Komisja Badania Wypadków Lotniczych