Odwołania szkalujących wypowiedzi, publikowanych od 15 lat na forach internetowych oraz przeprosin domaga się przed sądem pogotowie ratunkowe w Bydgoszczy od Andrzeja Kanieckiego. Mężczyzna stracił w wypadku w 1997 roku syna i uważa, że przyczyniło się do tego pogotowie, którego pracownicy byli pijani.
O sprawie wojny W pozwie, skierowanym do sądu w Bydgoszczy, dyrekcja Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy zarzuca Andrzejowi Kanieckiemu, że od lat pomawia tę instytucję o "zatajanie dokumentacji medycznej, udział w zorganizowanej grupie przestępczej i działalność spiskową". Mężczyzna nazywać miał także pracowników pogotowia "łowcami skór", a samo pogotowie "pijacką meliną".
Pijani pojechali ratować życie
Konflikt Kanieckiego z bydgoskim pogotowiem zaczął się od wypadku samochodowego, do którego doszło 1 listopada 1997 roku na przedmieściu Bydgoszczy. W rozbitym samochodzie zginął 19-letni Dawid Kaniecki - syn mężczyzny.
Załoga wezwanej na miejsce karetki stwierdziła zgon chłopaka i szybko odjechała, bo świadkowie wypadku spostrzegli, że lekarz i sanitariusz sprawiają wrażenie pijanych. Jeden ze strażaków, obecnych na miejscu zdarzenia, zauważył jednak, że Dawid daje oznaki życia. Kolejna wezwana karetka dotarła jednak dopiero po godzinie i na ratunek było za późno.
Zaalarmowana policja ustaliła, że lekarz i sanitariusz faktycznie tego dnia byli nietrzeźwi podczas dyżuru. W ukryciu prawdy nie pomogła nawet próba oszustwa: na badanie trzeźwości stawił się początkowo inny lekarz pogotowia, podający się za osobę poszukiwaną przez policję, by "chronić" kolegę.
Po kilku latach lekarze i sanitariusz zostali prawomocnie skazani za pijaństwo w pracy i próbę oszustwa, ale wyroki więzienia zostały warunkowo zawieszone.
Ojciec nie odpuszcza. Pogotowie też
Nie mam zamiaru psuć wizerunku pogotowia, ale kiedy ktoś mnie zapyta o wypadek Dawida oraz losy ludzi, którzy mu wtedy nie pomogli, to mówię prawdę. Moje postępowanie ma zapobiec podobnym zdarzeniom w przyszłości Andrzej Kaniecki
Dyrekcja WSPR w Bydgoszczy oszacowała, że Kaniecki zamieścił w internecie nawet kilkanaście tysięcy wpisów na temat tej instytucji i uważa, że wiele z nich jest bezpodstawnym szkalowaniem.
Pogotowie zgłaszało już swój problem do prokuratury, ale ta nie znalazła podstaw do wszczęcia sprawy karnej i zasugerowała dochodzenie sprawiedliwości w sądzie cywilnym. Nie powiodła się także próba mediacji, bo Kaniecki odmówił zamieszczenia przeprosin w lokalnych mediach.
- Nie mam zamiaru psuć wizerunku pogotowia, ale kiedy ktoś mnie zapyta o wypadek Dawida oraz losy ludzi, którzy mu wtedy nie pomogli, to mówię prawdę. Moje postępowanie ma zapobiec podobnym zdarzeniom w przyszłości - podkreślił Andrzej Kaniecki.
Czy mężczyzna przekroczył granice krytyki i dopuścił się szkalowania pogotowia oceni sąd, który wyznaczył pierwszą rozprawę na 31 stycznia.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24