|

O tym, że nie żyje, dowiedzieli się, bo znali jej login i hasło. Zaginiona Elżbieta od kilku dni leżała w szpitalnej kostnicy

Elżbieta przed zdiagnozowaniem nowotworu
Elżbieta przed zdiagnozowaniem nowotworu
Źródło: archiwum prywatne

- Historia jak z koszmaru - słyszę od moich rozmówców. - Bo proszę sobie wyobrazić: pandemia, schorowana mama trafia do izolatorium przez koronawirusa. I nagle dowiadujesz się, że… jej tam nie ma. A gdzie jest? Nie wiadomo.

Artykuł dostępny w subskrypcji

W izolatorium cisza. Przepadła. Jak kamień w wodę. Zaczynasz szukać. Dzwonić. Aż nagle przypominasz sobie: mamy hasło do jej Internetowego Konta Pacjenta. Logujesz się. Nie żyje. Od tygodnia.

Czy to w ogóle możliwe? Rodzina Elżbiety przekonuje, że tak. Kobieta zmarła w kwietniu 2021 roku. Jej bliscy od miesięcy domagają się, by prokuratura wyjaśniła, co się wydarzyło. Chcą, by ktoś za to odpowiedział. Bezskutecznie.

Paweł, zięć Elżbiety: - Gdybyśmy się nie zalogowali w Internetowym Koncie Pacjenta, może dziś teściowa pochowana byłaby w bezimiennym grobie.

Szpital odbija piłeczkę i zapewnia: - Dzwoniliśmy do rodziny, ale się nie dodzwoniliśmy.

Przez koronawirusa trafiła do izolatorium

Koniec marca 2021 roku. Od ponad roku w Polsce trwa pandemia, właśnie zaczyna się kolejna fala, szczepienia przeciwko koronawirusowi nie są jeszcze powszechnie dostępne. Ministerstwo Zdrowia codziennie informuje o ponad 30 tysiącach zakażeń, w tym o ponad czterech tysiącach na Mazowszu.

Elżbieta od wielu lat walczy z rakiem kości. 80-latka już sama nie je. Sama też nie przyjmuje leków. Jest pacjentką leżącą, ma problemy z pamięcią i komunikacją. Zdarza się, że nie poznaje najbliższych. Wcześniej opiekowali się nią córka i zięć, przez całą dobę. Ale ostatecznie stwierdzili, że w hospicjum opieka będzie lepsza. Decyzja została podjęta.

O sprawie opowiada mi zięć kobiety, bo to on wziął na swoje barki wyjaśnienie tego, co się stało. Dla córki Elżbiety to wciąż za duże emocje.

Paweł: - Kiedy teściowa została przetransportowana do stacjonarnego hospicjum w Wołominie, zrobiono jej test kasetkowy na obecność koronawirusa. Wyszedł pozytywny. Obsługa podjęła decyzję, że nie może jej przyjąć. Tak trafiła do izolatorium przy ulicy Bobrowieckiej w Warszawie.

Rodzina Elżbiety nie wiedziała jeszcze wtedy, że mokotowskie izolatorium jest już pod lupą organów ścigania. Ale o tym później.

andrusiewicz01
Rzecznik MZ: apel do osób starszych - są wolne terminy na kwiecień na szczepienie
Źródło: TVN24

"Nie mamy takiego pacjenta"

Paweł: - Byliśmy na Bobrowieckiej z żoną. Zawieźliśmy rzeczy teściowej, powiedzieliśmy, jakie leki przyjmuje. Prawdopodobnie właśnie w izolatorium zakaziliśmy się koronawirem. Żona trafiła do szpitala, ja chorowałem w domu, byłem na kwarantannie.

Do izolatorium, jak zapewnia, próbowali dodzwonić się wielokrotnie. - Nie zawsze się udawało, ale kilka razy się dodzwoniliśmy - mówi Paweł i pokazuje bilingi: 20 marca, godzina 11.41: połączenie trwało 1 minutę i 41 sekund, 20 marca, godzina 16.02: połączenie trwało 56 sekund, 23 marca, godzina 13.37: połączenie trwało 1 minutę i 2 sekundy.

Ostatni raz na Bobrowiecką dodzwonił się 7 kwietnia o godzinie 16.03: połączenie trwało 2 minuty i 39 sekund. Wtedy, jak mówi, usłyszał: "Teściowa czuje się dobrze, przyjmuje pokarm i leki, wszystko jest bardzo dobrze". - I to mnie zdziwiło, bo znałem jej stan - wspomina Paweł. Pokazuje mi zdjęcie teściowej zrobione przed przewiezieniem do hospicjum. Widać, że stan Elżbiety był poważny.

Podczas rozmowy 7 kwietnia Paweł chciał też dowiedzieć się, dlaczego teściowa w izolatorium jest już ponad dwa tygodnie. Dlaczego, zgodnie z planem, nie została przewieziona do hospicjum? Osoba, z którą rozmawiał - według jego relacji - nie odpowiedziała na te pytania. Wysłał więc mail. Odpowiedź otrzymał kilka dni później. Przeczytał: "Na Bobrowieckiej nie mamy takiego pacjenta. Od 1 kwietnia".

Szok.

Wysłał kolejny mail. - Wyraziłem swoje niezadowolenie. Poprosiłem o więcej informacji. Pracownik zadzwonił do mojej żony z awanturą, że oni nie mają obowiązku, żeby informować nas o czymkolwiek - opowiada Paweł. - Poinformowali jedynie, że teściowa została zabrana do szpitala. Ale kiedy? Do którego? Tego już nie powiedzieli.

Ośrodek pomocy na Bobrowieckiej
Ośrodek pomocy na Bobrowieckiej
Źródło: TVN24

Zawiadomienie o zaginięciu

Zaczęli więc szukać. Paweł: - Zawiadomiliśmy prokuraturę o zaginięciu teściowej. Zaczęliśmy się z żoną zastanawiać, co robić. W końcu wpadliśmy na pomysł, że zalogujemy się do Internetowego Konta Pacjenta teściowej. To było 15 kwietnia. Szukając tam jakichkolwiek informacji, natknąłem się na notatkę ze szpitala na Szaserów należącego do Wojskowego Instytutu Medycznego.

Co było w notatce? - Powód wypisu: zgon - odpowiada Paweł.

Po chwili ciszy mówi dalej: - Teściowa zmarła 9 kwietnia. Jakbym nie grzebał w tym koncie, to pewnie do tej pory byśmy się o tym nie dowiedzieli. Może byłaby pochowana w jakimś bezimiennym grobie.

Kilka dni później, w zaplombowanym worku, w warszawskim szpitalu na Szaserów, wydali mu ciało teściowej. Nie mógł jej już zobaczyć. - Zorganizowaliśmy pogrzeb, ale sprawa "zaginięcia" teściowej nie dawała mi spokoju. Zacząłem drążyć - wspomina.

Najpierw w szpitalu na Szaserów. Tam usłyszał: "dzwoniliśmy, ale się nie dodzwoniliśmy".

Paweł stanowczo komentuje: - To oczywiście nieprawda. Izolatorium na Bobrowieckiej miało telefon do żony, informacje zostały przekazane do szpitala. Pracownicy szpitala mówili, że próbowali skontaktować się z żoną, ale w jej telefonie nie było żadnego nieodebranego połączenia z nieznanego numeru.

maz pielegniarki
Trudna sytuacja w domu opieki na Bobrowieckiej (nagranie archiwalne)
Źródło: TVN24

Komentarz szpitala na Szaserów

Co na to warszawski szpital? Czy rodzina zmarłej została poinformowana o śmierci? A jeżeli nie, to dlaczego? Jak wyglądała w czasie pandemii procedura w szpitalu tymczasowym koordynowanym przez Wojskowy Instytut Medyczny? Kto informował o śmierci pacjentów? Czy do szpitala wpłynęły skargi w sprawie niepoinformowania o śmierci Elżbiety? I wreszcie: czy szpital wyjaśniał tę sprawę, a jeżeli tak, to z jakim skutkiem?

Chciałam dowiedzieć się tego od Jarosława Kowala, zastępcy dyrektora i rzecznika prasowego Wojskowego Instytutu Medycznego. W odpowiedzi przeczytałam jedynie: "Wojskowy Instytut Medyczny realizował i realizuje obowiązek informacyjny zgodnie z Art. 28 ustawy o działalności leczniczej. Wszelkie informacje w tej sprawie zostały szczegółowo przedstawione w korespondencji do rodziny pacjentki. Ostatnie pismo szpital wysłał w czerwcu 2021 roku i do tej pory nie otrzymał kolejnych zapytań w sprawie".

O jakiej korespondencji mowa? Zięć Elżbiety udostępnił nam pisma, w których usiłuje się dowiedzieć, dlaczego nikt nie poinformował rodziny o śmierci kobiety. W odpowiedzi mógł między innymi przeczytać, że 8 oraz 9 kwietnia dyżurny kilkukrotnie próbował skontaktować się z bliskimi, ale bezskutecznie.

Zapytał więc: na jaki numer? Wtedy szpital odpisał: trwa ustalanie tego numeru. Pismo datowane jest na 2 czerwca.

Prezeska odsyła do NFZ. W Funduszu zaskoczenie

Zanim jednak Elżbieta trafiła do szpitala na Szaserów, leżała w warszawskim izolatorium na Bobrowieckiej. Prowadzi je fundacja "NESTOR Bezpieczny Dom Opieki", a miejsce to zna już prokuratura.

Śledczy pojawili się tam już na samym początku pandemii, pod koniec marca 2020 roku. Chwilę wcześniej w tym domu opieki potwierdzono pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem.

Szybko zakażały się kolejne osoby, a sytuacja pogarszała się z dnia na dzień. Gdy Ministerstwo Zdrowia zdecydowało, że podczas pandemii medyk może pracować tylko w jednym miejscu, z domu opieki na Bobrowieckiej odszedł niemal cały personel. Została tylko dyrektorka pielęgniarka, ale i ona w końcu zeszła z pokładu. Pensjonariusze zostali sami. Wojewoda zawiadomił prokuraturę i skierował do pracy w ośrodku inne pielęgniarki oraz lekarza.

Ostatecznie, jak podawała Prokuratura Okręgowa, od 1 marca do 27 kwietnia 2020 roku w placówce zmarło pięciu pensjonariuszy, zaś w szpitalach - 10 (wszyscy z placówki na Bobrowieckiej). Śledczy sprawdzali, co było powodem zgonów. W sprawie wszczęto śledztwo, które w tym momencie jest zawieszone. - Z uwagi na powstającą właśnie opinię biegłych - wyjaśnia Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Regionalnej. Postępowanie ma ruszyć w drugim kwartale tego roku.

Z Magdaleną Stolarczyk, prezeską fundacji prowadzącej dom opieki na Bobrowieckiej, próbuję porozmawiać o sprawie Elżbiety. Chcę zapytać, dlaczego pracownicy placówki nie poinformowali rodziny o przewiezieniu 80-latki do szpitala. A może to zrobili? Kiedy streszczam temat rozmowy, prezeska odpowiada jedynie: - Postąpiliśmy zgodnie z umową z Narodowym Funduszem Zdrowia.

O jakiej umowie mówi? Czego dotyczyła? Tego prezeska zdradzać nie chce. Odsyła do NFZ, który w czasie pandemii pokrywał koszt pobytu zakażonych w izolatoriach. Ale czy NFZ miał wpływ na to, w jaki sposób są w nich świadczone usługi?

Piotr Kalinowski, główny specjalista Zespołu Komunikacji Społecznej i Promocji Narodowego Funduszu Zdrowia, zapewnia, że nie. W krótkiej odpowiedzi czytam, że umowa dotyczyła jedynie "rozliczeń finansowych".

Prokuratura umarza postępowanie

- Nikt nie poczuwał się do odpowiedzialności za to, co się wydarzyło. A my, kiedy już dowiedzieliśmy się, że teściowa nie żyje, poinformowaliśmy o tym jej "zaginięciu" prokuraturę - mówi dalej Paweł, zięć zmarłej kobiety.

Śledczy zakończyli postępowanie dotyczące zaginięcia. Powód? Jak informuje nas Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie, nie doszukali się "czynu zabronionego".

Decyzja została wydana w czerwcu 2021 roku i nie została zaskarżona. Paweł komentuje gorzko: - Ciało się znalazło. Jest okej, fantastycznie, sprawa umorzona.

Ale postanowił, że nie odpuści. Złożył kolejne zawiadomienie: - W sierpniu 2021 poinformowałem śledczych o zaniechaniach w izolatorium i zaniechaniach ze strony szpitala. W izolatorium nie zaopiekowano się teściową. Druga sprawa to niewywiązanie się z obowiązku powiadomienia o śmierci członka rodziny w szpitalu. Teściowa umiera 9 kwietnia, a my dowiadujemy się o tym 15 kwietnia. Przez przypadek.

Paweł pokazuje nam skargi na opieszałość służb, jakie składał kolejno do Prokuratury Okręgowej, Prokuratury Krajowej i Ministerstwa Sprawiedliwości. - We wszystkich odpowiedziach bardzo mnie przepraszali - mówi.

- I?

- I nadal nic się nie dzieje.

Rzeczniczka prokuratury okręgowej potwierdza, że w kwestii "złej opieki" śledczy nie doszukali się czynu zabronionego. Ponadto, jak tłumaczy nam rzeczniczka, za niepowiadomienie o śmierci bliskich, zgodnie z przepisami Kodeksu karnego, przed sądem stanąć nie można.

Czy w takim razie można nie ponieść żadnej odpowiedzialności?

Elżbieta przed zdiagnozowaniem nowotworu
Elżbieta przed zdiagnozowaniem nowotworu
Źródło: archiwum prywatne

Powiadomienie rodziny to obowiązek

Wróćmy do art. 28 ust. 1 ustawy o działalności leczniczej, który przywołał Jarosław Kowal, zastępca dyrektora i rzecznik szpitala na Szaserów w Warszawie. Przepis ten stanowi:

"Podmiot leczniczy wykonujący działalność leczniczą w rodzaju stacjonarne i całodobowe świadczenia zdrowotne jest obowiązany: 1) w razie pogorszenia się stanu zdrowia pacjenta, powodującego zagrożenie życia lub w razie jego śmierci, niezwłocznie zawiadomić wskazaną przez pacjenta osobę lub instytucję, lub przedstawiciela ustawowego".
art. 28 ust. 1 ustawy o działalności leczniczej

- To samo dotyczy informacji o przewiezieniu pacjentki do innego podmiotu leczniczego, szczególnie w celu poddania pacjentki intensywnej opiece medycznej - mówi mecenas Joanna Wielgolawska-Pilas, członkini komisji ds. sekcji tematycznych Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie, przewodnicząca Sekcji Prawa Medycznego i Farmaceutycznego. I dodaje: - Nawet jeżeli w momencie przewiezienia pacjentki nie byłoby jeszcze stanu zagrożenia życia, to i tak o zmianie miejsca pobytu powinna być poinformowana osoba bliska, wskazana przez pacjentkę jako upoważniona do otrzymywania informacji o jej stanie zdrowia. Poza tym informowanie osoby bliskiej o zmianie miejsca pobytu pacjenta wynika z prawa do poszanowania godności pacjenta. Nabiera to szczególnego znaczenia, gdy mamy do czynienia z pacjentem niesamodzielnym, który nie ma możliwości, aby skontaktować się z osobą bliską.

Joannie Wielgolawskiej-Pilas wtóruje Jakub Gołąb, rzecznik prasowy Rzecznika Praw Pacjenta. - Z opisu sprawy wynika, że stan zdrowia pacjentki, która przebywała w izolatorium, pogorszył się na tyle, że została transportem sanitarnym przewieziona do szpitala. Jeśli pacjentka upoważniła rodzinę do otrzymywania informacji o jej stanie zdrowia, to oczywiście ta informacja powinna być przekazana rodzinie - podkreśla. - Gdy osoba upoważniona zadzwoniłaby do placówki, powinna otrzymać informację o samopoczuciu pacjentki i konieczności przewiezienia jej do konkretnego szpitala. Nawet bez upoważnienia, gdy pacjentka była w ciężkim stanie, lekarz mógł przekazać informacje jej bliskim, również przez telefon. W sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia pacjenta, gdy jest on nieprzytomny lub niezdolny do zrozumienia informacji, placówka medyczna ma obowiązek przekazania tej informacji. Przepisy prawa wprost regulują tę kwestię.

Te same przepisy mówią o informowaniu bliskich o śmierci. Pracownicy szpitali powinni zrobić to "niezwłocznie".

"Najważniejsza jest wrażliwość"

Pytam, jak to wygląda w praktyce. Adam Czerwiński, rzecznik prasowy Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, mówi, że pracownicy są zobowiązani powiadomić o śmierci pacjenta, tutaj pada kolejny raz "niezwłocznie". I zapewnia, że tak starają się działać. 

Więcej słyszę od Piotra Gołaszewskiego, dyrektora ds. zarządzania filiami, rzecznika prasowego Szpitala Bródnowskiego w Warszawie: - Często w szpitalu rozmawiamy o tym, jak informować o śmierci pacjenta, co jest zawsze bardzo trudne. Mówię wtedy: zastanówcie się, w jaki sposób sami chcielibyście się dowiedzieć o odejściu swoich bliskich, i tak róbcie.

Szpital Bródnowski w Warszawie
Szpital Bródnowski w Warszawie
Źródło: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl

Gołaszewski podkreśla, że spotykają się tutaj dwie rzeczywistości. Po pierwsze - przepisy, po drugie - wrażliwość. - Zawsze dzwonimy do skutku, choć czasem nasza praca jest nieco detektywistyczna. Na przykład ostatnio na jeden z oddziałów trafiła kobieta po wypadku. Nie miała przy sobie dokumentów. Niestety zmarła. Kilka godzin zajęło nam ustalenie danych syna, współpracowaliśmy wtedy z policją - opowiada rzecznik.

Choć, jak zaznacza, czasem lekarze podejmują decyzję o tym, żeby… nie dzwonić. - Jakiś czas temu na nasz oddział trafił 92-latek z problemami kardiologicznymi. Znaliśmy tego pacjenta, dwa lata temu przeszedł zawał, uratowaliśmy go, i - jak mówił - teraz przeżył dwa piękne lata życia. Tym razem się nie udało. Lekarz jednak podjął decyzję, że nie zadzwoni "niezwłocznie". Wiedział, że codziennie, w tej samej godzinie, pacjenta odwiedza żona. Lekarz chciał przekazać jej tę informację osobiście. Uważam, że postąpił bardzo dobrze.

Gołaszewski przyznaje, że często zdarzają się sytuacje, kiedy lekarze nie mogą dodzwonić się do rodziny.

- Czy wysyłacie wówczas SMS-a z prośbą o kontakt? - pytam. - Staramy się tego nie robić. To delikatne sprawy. My w szpitalu jesteśmy silnymi przeciwnikami innych prób kontaktu niż rozmowa telefoniczna lub osobista - odpowiada.

Kiedy pytam, jak kwestia informowania o śmierci bliskich wyglądała w pandemii, słyszę od Gołaszewskiego: - To było szalenie indywidualne. Wszystko działało w trybie awaryjnym. Historie były bardzo zróżnicowane. Ale jedno jest pewne: dla nas, którzy pracowaliśmy wtedy na przepełnionych oddziałach, gdzie toczyła się walka o życie, najważniejsze było, żeby pacjent wrócił do domu, a nie żebyśmy mogli zadzwonić "niezwłocznie".

Rzecznik Praw Pacjenta wyjaśnia podobne sprawy

Do Rzecznika Praw Pacjenta wpływa co roku kilkanaście spraw, w których rodzina zgłasza brak informacji o stanie zdrowia pacjenta. W latach 2021-23 rzecznik prowadził ich 13. - Z czego jedną, która dotyczy niezawiadomienia o śmierci, prowadzimy od tego roku - mówi Agnieszka Chmielewska, radca z Departamentu Współpracy Biura Rzecznika Praw Pacjenta.

Zgłoszenia w podobnych sprawach wpływały też na infolinię.

Rok 2021: ✓ 211 zgłoszeń - zastrzeżenia związane z okolicznościami śmierci lub procesu leczenia pacjenta; ✓ 14 zgłoszeń - późno otrzymana informacja o śmierci bliskiej osoby (nieraz trzy dni) lub brak informacji o pogorszeniu się stanu zdrowia osoby bliskiej.

Rok 2022: ✓ 122 zgłoszenia - zastrzeżenia związane z okolicznościami śmierci lub procesu leczenia pacjenta; ✓ 3 zgłoszenia - późno otrzymana informacja o śmierci bliskiej osoby lub brak informacji o pogorszeniu się stanu zdrowia osoby bliskiej.

Rok 2023 (dane do końca stycznia): ✓ 9 zgłoszeń - zastrzeżenia związane z okolicznościami śmierci lub procesu leczenia pacjenta.

Rzecznik Praw Pacjenta w sprawie takiej, jakiej doświadczyła rodzina Elżbiety, może wszcząć postępowanie wyjaśniające. Jakub Gołąb, rzecznik prasowy Rzecznika Praw Pacjenta: - Każdy taki przypadek proponujemy zgłaszać na naszą Telefoniczną Informację Pacjenta pod numerem 800-190-590. Osoba poszkodowana może także złożyć do nas wniosek o wszczęcie postępowania wyjaśniającego. Szczegółowe informacje na ten temat znajdują się na naszej stronie internetowej pod adresem: https://www.gov.pl/web/rpp/wniosek-o-wszczecie-postepowania-wyjasniajacego.

Rodzina Elżbiety, po rozmowie z tvn24.pl, takie zawiadomienie złożyła. Sprawa zostanie też wyjaśniona przez prokuraturę. Akta - na wniosek rodziny Elżbiety - zostały włączone do innego postępowania, dotyczącego placówki przy Bobrowieckiej.

Czytaj także: