Wszyscy pacjenci z oddziału neurologii i leczenia udaru mózgu szpitala w Toruniu zostali ewakuowani. Część z nich trafiła do szpitali m.in. w Bydgoszczy, Inowrocławiu czy Świecia. Niektórzy chorzy zdecydowali się wrócić do domu. W szpitalu trwa kontrola NFZ i Ministerstwa Zdrowia.
Oddział neurologii i leczenia udaru mózgu szpitala w Toruniu zawiesił w środę działalność z powodu wygaśnięcia kontraktów lekarzy i braku porozumienia w sprawie nowych warunków płacowych. Ewakuacja pacjentów trwała od wtorku.
- Oddział szpitalny został całkowicie ewakuowany. Wszystkich 27 pacjentów ewakuowano do wczorajszego wczesnego wieczora - poinformował w czwartek rano reporter TVN24 Mariusz Sidorkiewicz.
Pacjenci oni trafili szpitali m.in. w Bydgoszczy, Inowrocławiu i Świeciu. Niektórzy chorzy zdecydowali się wrócić do domu. - Spotykamy się z dużą życzliwością dyrektorów placówek, do których trafiają nasi pacjenci – mówił jeszcze w środę rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu dr Janusz Mielcarek.
Do czasu opuszczenia oddziału przez wszystkich pacjentów opiekę nad nimi sprawował neurochirurg, który został sprowadzony na oddział z miejscowej przychodni.
Kontrola ministerstwa, premier prosi o raport
Ministerstwo Zdrowia wszczęło kontrolę w szpitalu. - Ja bardzo dokładnie sprawdzę, czy nie doszło do zagrożenia życia i zdrowia pacjentów, bo to jest dla mnie kluczowe - podkreślił szef tego resortu Bartosz Arłukowicz pytany w środę wieczorem przez dziennikarzy w Sejmie o sprawę szpitala. - Na pewno też sprawdzę sposób organizacji pracy tego szpitala, dlaczego jest tak, że pewnego dnia lekarze z oddziału zrywają umowy - dodał. Arłukowicz zaznaczył, że z ocenami woli poczekać na wyniki kontroli. - Na pewno muszę mieć pewien dystans i ocenić pewne oczekiwania finansowe lekarzy, które pojawiają się w przestrzeni publicznej, medialnej - zaznaczył. Dodał, że wyrazi swoją opinię na ten temat dopiero, gdy otrzyma wyniki kontroli. - Która jasno pokaże, która ze stron ma rację w tym konflikcie lub popełniła błędy organizacyjne w zarządzaniu szpitalem - podkreślił Arłukowicz.
O sytuację w szpitalu w Toruniu była też pytana premier Ewa Kopacz. - Pan minister zdrowia wie, że w tej sytuacji jestem dość kategoryczna. Poprosiłam pana ministra o pełen raport a także o prognozę tego, co się jeszcze może wydarzyć i szybko na stół położone rozwiązania tej całej sytuacji - oświadczyła szefowa rządu.
W szpitalu niezależnie od kontroli ministerstwa prowadzona jest także kontrola Narodowego Funduszu Zdrowia.
Wygórowane oczekiwania?
Przyczyną zawieszenia działalności oddziału neurologii i leczenia udaru mózgu był brak porozumienia między dyrekcją szpitala a lekarzami w sprawie wygasających z końcem lutego kontraktów. Rzecznik wskazał, że żądania finansowe lekarzy dotyczące nowych umów były w ocenie dyrekcji zbyt wygórowane. - Pierwsze żądania sięgały stu proc. dotychczasowych zarobków, potem 60 proc., ale w dalszym ciągu była to kwota, która w żaden sposób nie mogła być spełniona, ponieważ to są naprawdę bardzo duże pieniądze, których szpital nie ma. Poza tym, gdybyśmy się zgodzili, za chwilę podwyżek zażądaliby lekarze z innych oddziałów – podkreślił Mielcarek. Zaznaczył, że rozmowy na temat nowych kontraktów prowadzone były od początku lutego, a 26 lutego, mimo braku porozumienia, lekarze zapewnili, że będą pracować do końca marca, nie wykluczając dalszych negocjacji i rozmów z dyrekcją. Dodał, że następnego dnia lekarze jednak wycofali się z zapewnienia, ale zgodzili się pozostać w pracy do 4 marca. Nowych warunków płacy nie przyjęło 10 z 11 lekarzy pracujących na oddziale. Lekarze oświadczyli w środę, że o rozmowy na temat warunków przedłużenia umów zabiegali jeszcze w grudniu, ale pierwsze spotkanie z dyrekcją odbyło się dopiero pod koniec lutego. Według medyków dotychczasowe stawki zawarte w kontraktach obowiązywały od siedmiu lat, a złożone im przez dyrekcję nowe propozycje finansowe były nie do przyjęcia.
Autor: db//tka / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24