Rekordowe zadośćuczynienie dla skatowanego Jarka Dyksa. W wyniku pobicia sprzed dziewięciu lat chłopak nie mówi i jest przykuty do łóżka. Sprawcy mają zapłacić milion złotych i co miesiąc dodatkowo przekazywać 4 tys. renty. Problem w tym, że sumy te pozostają na papierze. Materiał "Blisko ludzi" TTV.
Jarek Dyks dziewięć lat temu został napadnięty i pobity w Bydgoszczy. Miał wtedy 20 lat. Napastnikom nie spodobało się to, że pochodził z innego osiedla. Rzucili się na niego w dziewięciu, przewrócili. Brutalnie kopali w głowę i brzuch. Chłopak stracił przytomność. Nie mógł samodzielnie oddychać, zapadł w śpiączkę i doznał poważnych uszkodzeń mózgu. Do dziś nie mówi i jest przykuty do łóżka. - Nasze życie legło w gruzach. Dla nas to był wielki szok - mówi Janusz Dyks ojciec Jarka.
Sprawcy napaści stanęli przed sądem. Robili wszystko, aby uniknąć odpowiedzialności. Nie stosowali się do nałożonego dozoru policyjnego, nie stawiali się na rozprawach. Proces ciągnął się latami.
Ostatecznie skazano pięciu z dziewięciu mężczyzn. Dwóch dostało wyrok w zawieszeniu, trzech miało pójść do więzienia, na od 2,5 roku do 5 lat. Gdy usłyszeli orzeczenie, uciekli za granicę. Wystawiono wobec nich Europejski Nakaz Aresztowania. Ostatecznie udało się ich odnaleźć i posłać za kratki.
Nie zapłacą, bo nie mają źródeł dochodu?
Jarek wymaga nieustannej opieki, jego rodzice zrezygnowali z pracy, by mu ją zapewnić. W rezultacie sytuacja finansowa rodziny dramatycznie się pogorszyła. Kilkaset złotych zasiłku nie pozwala normalnie funkcjonować. - Potrzebujemy minimum 4 tys. złotych w miesiącu, żeby zapewnić Jarkowi wymaganą rehabilitację, wyżywienie i leki - mówi Janusz Dyks. Gdyby nie pomoc przyjaciół i rodziny, nie mieliby za co żyć.
Dlatego, niezależnie od sprawy karnej, rodzice Jarka zdecydowali się złożyć pozew w procesie cywilnym o odszkodowanie od sprawców napaści. Sprawa zakończyła się niedawno i zakończyła się sukcesem. Sąd przyznał rekordowo duże odszkodowanie - milion złotych. Sprawcy mają też miesięcznie wypłacać po cztery tysiące złotych renty.
Jednak sumy te mogą pozostać na papierze. To sprawcy mieliby płacić, a do tej pory okazywali się oni mistrzami unikania odpowiedzialności. Istnieje podejrzenie, że jeden już uciekł ponownie za granicę. Ponadto, jak nieoficjalnie dowiedział się reporter TVN24, przestępcy nie wykazują żadnych stałych źródeł dochodu, trudno będzie wiec od nich wyegzekwować zasądzone kwoty.
Autor: kło//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24