Warszawska prokuratura odeśle pionowi śledczemu IPN zawiadomienie o domniemanym przestępstwie, którego miał się dopuścić Lech Wałęsa. Były prezydent umieścił tajną notatką UOP z 1990 r. na swojej stronie internetowej
"Rzeczpospolita" napisała niedawno, że Wałęsa zamieścił na swoim blogu opis operacji SB z 1987 r. Na podstawie spreparowanych dokumentów esbecy kupili wtedy działkę letniskową w Zdunowicach obok posiadłości Wałęsy, by go śledzić. "Rz" informowała, że zawiadomienie do prokuratury skierował w tej sprawie skłócony z Wałęsą były opozycjonista Krzysztof Wyszkowski, który twierdzi, że wielokrotnie alarmował organy ścigania, iż były prezydent nielegalnie posiada dokumenty jeszcze z czasów prezydentury.
Jednak w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie uznano, że właściwy do zajęcia się sprawą będzie pion śledczy IPN. Zgodnie z zapisami karnymi ustawy o IPN, kto dokumenty podlegające przekazaniu do Instytutu niszczy, ukrywa, uszkadza, usuwa lub zmienia, w inny sposób udaremnia lub znacznie utrudnia uprawnionej osobie lub instytucji zapoznanie się z nimi, podlega karze od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Tej samej karze podlega ten, kto posiadając dokumenty podlegające przekazaniu do IPN, uchyla się od ich przekazania, utrudnia to lub udaremnia.
Śledztwo ws. zaginionych akt
Od września 2008 r. warszawska prokuratura prowadziła śledztwo w sprawie zaginionych w latach 1992-94 dokumentów na temat m.in. rzekomej współpracy Wałęsy z SB. W 2009 r. sprawę przekazano pionowi śledczemu IPN. Akta z UOP nt. Wałęsy trafiły w 1992 r. do Kancelarii Prezydenta RP mocą decyzji ówczesnego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego.
Oryginały akt przekazano bez pośrednictwa tajnych kancelarii. Wróciły one do UOP zdekompletowane. Wszczęto śledztwo w tej sprawie, a kolejne ekipy UOP bezskutecznie żądały od Wałęsy zwrotu akt. Warszawska prokuratura, która początkowo postawiła Milczanowskiemu i szefom UOP Jerzemu Koniecznemu i Gromosławowi Czempińskiemu zarzut utraty tajnych akt, w 1999 r. umorzyła śledztwo, uznając, że według nowego Kodeksu karnego nieumyślna utrata tajnych dokumentów nie jest przestępstwem.
Wałęsa: Nie mam żadnych dokumentów tajnych w domu
Sprawę opisali Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk w wydanej w czerwcu 2008 r. przez IPN książce "SB a Lech Wałęsa". Według nich, niezwrócone przez Wałęsę akta miały potwierdzać, że był on agentem SB o kryptonimie "Bolek". Były wśród nich też mikrofilmy znalezione w 1993 r. przez UOP u b. esbeka z Gdańska, a dotyczące m.in. Wałęsy, Lecha Kaczyńskiego, Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza i Bogdana Lisa.
Wałęsa potwierdzał, że wypożyczał archiwalne dokumenty na swój temat, zaprzeczał jednak, by miał coś z nich usunąć. - Ja nie zniszczyłem żadnego dokumentu. Natomiast mogą być problemy, bo odpowiedzialny za całą tę sprawę był mój minister Andrzej Zakrzewski, a on jest świętej pamięci. Zapraszam - mogą przyjść do mnie do domu, z policją włącznie, nie będę robił rozróby. Nie mam żadnych dokumentów tajnych w domu - mówił Wałęsa po wydaniu książki.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24