Samochód prowadzić lubił zawsze, uspokajało go to i relaksowało. Nigdy nie miał stłuczki, żadnych nieprzyjemnych wydarzeń. A tamtego dnia potrącił psa. Rozstrzęsiony poprosił Wojtka, by zamienili się za kierownicą. Ruszyli dalej, po kilkunastu kilometrach stanęli przed zamkniętymi rogatkami przejazdem kolejowym. Cisza i spokój, nic nie zapowiadało tragedii.