Nie było nacisków, ani działań przestępczych, tylko nieetyczne - zeznał w środę przed komisją ds. nacisków były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Przyznał, że miał wrażenie, że ktoś znał treść jego rozmów, ale wykluczył podsłuchy. Zapewnił też, że w trakcie jego urzędowania nie dochodziło do uchybień i łamania prawa. Dlatego - w jego opinii - nie wniesie wiele do prac komisji odnośnie ewentualnych nacisków na funkcjonariuszy policji, CBA, ABW oraz prokuratorów.
Marcinkiewicz skorzystał z prawa do swobodnej wypowiedzi, która poprzedziła jego środowe przesłuchanie przez sejmowych śledczych. W jej trakcie przedstawił tło powstania swojego rządu i atmosferę pracy, żeby pokazać, że gdy był premierem nie zaszło - w jego opinii - żadne zdarzenie, które mogłoby pomóc w wyjaśnieniu spraw, którymi zajmuje się komisja. Przez kilkanaście minut chwalił się osiągnięciami Rady Ministrów, którą kierował.
O Kaczyńskim i Ziobrze
W pewnym momencie szef komisji Andrzej Czuma zwrócił mu uwagę, że powinien mówić na temat prac komisji. - W moim odczuciu nie wydarzyły się żadne zdarzenia, które mogłyby świadczyć o naciskach, niedociągnięciach, łamaniu prawa - powtórzył wtedy Marcinkiewicz.
Szef ABW poinformował, że odmówił przekazania jakichkolwiek dokumentów dotyczących mojej osoby. Szef ABW postąpił prawidłowo. Nie doszło do uchybień prawa Kazimierz Marcinkiewicz
Jego zdaniem, doszło być może do dwóch drobnych spraw, które zostały już wyjaśnione i - jak zaznaczył - "nie znaleziono w nich znamion przestępstwa".
Jedno zdarzenie, które opisał były premier, miało miejsce w roku 2005. Jak relacjonował, ówczesny szef ABW Witold Marczuk spotkał się z nim i poinformował, że prezydent-elekt Lech Kaczyński poprosił o dotyczące go dokumenty.
- Szef ABW poinformowali, że odmówił przekazania dokumentów - powiedział Marcinkiewicz. I dodał: - Szef ABW postąpił prawidłowo. Nie doszło do uchybień.
Drugi "incydent", który opisał Marcinkiewicz, miał miejsce wiosną 2006 roku. Wtedy minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przekazał akta sprawy tzw. afery węglowej prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu. - Ta sprawa też była badana i nie znaleziono tu uchybień prawnych - przypomniał były premier.
Podsłuchiwany? "Nic mi nie wiadomo"
Podczas przesłuchania sejmowi śledczy dociekali, czy Marcinkiewicz był podsłuchiwany. - Z mojej wiedzy wynika, że nie byłem - odpowiedział były premier. Choć jak przyznał, raz uzyskał informację, że ktoś, z kim komunikował się telefonicznie, był podsłuchiwany. - To nie było bardzo ważne zdarzenie - zapewnił Marcinkiewicz.
Dopytywany, czy ktokolwiek znał treść jego prywatnych rozmów, odpowiedział, że "takie zdarzenia miały miejsce".
Opowiedział przy tym, że jego asystent był w szczególny sposób przepytywany przez wiceszefa PiS Adama Lipińskiego m.in. o to, co robi w danym momencie Marcinkiewicz, gdzie przebywa, z kim rozmawia. - To nie było działanie przestępcze, tylko nieetyczne - ocenił były premier.
Według Marcinkiewicza, w czasie gdy był premierem, nie zbierano haków na polityków opozycji.
Powodów odwołania mnie z funkcji nie było. Lojalnie realizowałem program PiS Kazimierz Marcinkiewicz
Dopytywany o to, co działo się w rządzie, przyznał, że był spór między ówczesnym szefem MSWiA Ludwikiem Dornem a ministrem-koordynatorem specsłużb Zbigniewem Wassermannem. Chodziło o koordynację spraw związanych z bezpieczeństwem.
Marcinkiewicz zeznał również, że dobór szefów służb specjalnych "dokonywał się z silnym udziałem prezesa Jarosława Kaczyńskiego". Oświadczył również, że nie poznał odpowiedzi na pytanie, dlaczego został odwołany. - Powodów odwołania mnie z funkcji nie było. Lojalnie realizowałem program PiS - zaznaczył Marcinkiewicz.
Ale w jego opinii prezydent Lech Kaczyński uważał, że premierem powinien być jego brat - Jarosław i przez różne działania - jak to określił - chciał do tego doprowadzić.
Pomysł PO
Marcinkiewicz był prezesem Rady Ministrów za rządów PiS od października 2005 r. do lipca 2006. r.
Jak mówił przed przesłuchaniem szef komisji Andrzej Czuma z PO, posłowie chcą zbadać czy Marcinkiewicz wie coś na temat ewentualnych nielegalnych nacisków jakie m.in. członkowie rządu mogli wywierać na funkcjonariuszy policji, CBA, ABW czy prokuratorów. Wniosek o wezwanie byłego premiera przed komisję złożył poseł PO Robert Węgrzyn.
Posłowie PiS stwierdzili, że komisja nie dowie się od świadka niczego nowego i przesłuchanie jest "stratą czasu". Z kolei Czuma przyznał, że zeznania Marcinkiewicza nie są kluczowe.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP