Policji udało się ustalić, kto zastrzelił osła norweskiej pary, która podróżując od 28 lat po świecie, zatrzymała się w Polsce. Władze i mieszkańcy Golubia-Dobrzynia, gdzie zatrzymali się Norwegowie, podkreślają, że była to sprawa honoru. Wojciech K. usłyszał już zarzut zabicia zwierzęcia. Grozi mu za to kara do roku więzienia. Jak się tłumaczy?
- Ja i moja żona jesteśmy bardzo szczęśliwi, że go schwytali. Nie jestem pewien, czy nie strzeliłby do innego zwierzęcia, mnie albo mojej żony - komentuje Werner Lovlie, właściciel zastrzelonego pod koniec ubiegłego roku osła.
Sprawą od tamtego czasu żyło wielu mieszkańców i władze Golubia-Dobrzynia, w którym zatrzymali się wędrowcy z Norwegii. Policja krótko po zdarzeniu wyznaczyła nawet nagrodę za pomoc w schwytaniu zabójcy osła. Początkowo funkcjonariusze podejrzewali, że był to kłusownik.
Z informacji policji wynika jednak, że do zwierzęcia strzelał leśniczy, Wojciech K. Reporterom "Prosto z Polski" nie udało się z nim skontaktować. Według nieoficjalnych informacji podejrzany tłumaczył, że strzelał do osła, bo myślał, że to bezpański pies.
"Sprawa honoru"
- Mężczyźnie został już postawiony zarzut zabicia zwierzęcia, za co grozi kara do roku pozbawienia wolności - mówi Jolanta Zapaśnik-Wysocka z policji w Golubiu-Dobrzyniu.
Burmistrz miasta, który wcześniej wyłożył pieniądze na zakup nowego osła dla pary Norwegów, cieszy się, że sprawa zakończyła się szybko. - Górnolotnie powiem, że chodziło o honor i dobre imię mieszkańców, które w jakiś sposób zostało wystawione na złą sławę - przyznaje Roman Tasarz.
Marianne i Werner Lovlie przygotowują się tymczasem do wyjazdu z Polski. W lutym wybierają się na Białoruś. Jak zapamiętają nasz kraj? Mimo przykrych wydarzeń związanych ze śmiercią "Rosality", chyba dobrze. - Ludzie są bardzo przyjaźni. Przychodzą z jedzeniem. Dali nam też namiot i rower. Karmią też zwierzęta - podkreśla Marianne Lovlie.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24