- Nie jest istotą tej ustawy zaoszczędzenie choćby jednej złotówki dla budżetu – zapewniał Bartosz Arłukowicz podczas posiedzenia komisji zdrowia. Minister zdrowia tłumaczył w Sejmie, że założeniem funkcjonowania nowej ustawy refundacyjnej jest to, aby pieniądze zaoszczędzone w negocjacjach z koncernami farmaceutycznymi były przeznaczane na wciąganie kolejnych środków na listę leków refundowanych. Podczas obrad zarzucił też przewodniczącemu Bolesławowi Piesze (PiS), że ani on ani komisja nie interesowali się nową ustawą.
Arłukowicz zaczął odpowiedzi na pytania komisji zdrowia od uwagi, że jej przewodniczący, były minister zdrowia Bolesław Piecha (PiS), nie interesował się ustawą refundacyjną. Jak mówił, Piecha ani razu nie zwołał posiedzenia komisji w jej sprawie. – Być może stąd braki w wiedzy – podkreślał.
- Jestem przekonany, że w stwierdzeniu "mało wiemy" jest pan odosobniony, bo posłowie pisali interpelacje – oceniał. Wymieniał, że do jego resortu wpłynęło 160 interpelacji – 29 dotyczyło kwestii związanych z ustawą refundacyjną, członkowie komisji zdrowia złożyli ich sześć, w tym członkowie PiS – 2.
- Czyli ci, którzy chcieli wiedzieć na bieżąco, to wiedzieli – podsumował.
"Jeśli pan się gdzieś spieszy..."
W trakcie udzielania odpowiedzi na pytania Piechy, gdy przewodniczący próbował przerwać Arłukowiczowi, ten znowu go zaatakował. - Jeśli pan przewodniczący po półtora roku od momentu wejścia w życie tej ustawy postanowił po raz pierwszy zwołać posiedzenie komisji w tej sprawie, to ja zrobię wszystko, aby posłowie zainteresowani tym problemem i Polacy dowiedzieli się wszystkiego, co potrzeba do pełnej wiedzy o tej sprawie w sposób pełny kompetentny i efektywny. Jeśli pan gdzieś się spieszy, jestem przekonany, że posiedzenie może poprowadzić pani poseł Libera-Małecka - stwierdził.
"Nie jestem Bruce Wszechmogący"
Piecha, jak powiedział, bardzo żałuje, że dopiero teraz zwołał posiedzenie, a nie półtorej roku temu, ale "wtedy, a nawet rok, czy siedem miesięcy temu Arłukowicz był przeciwko ustawie".
Przypomniał też, że negocjacje trwały zaledwie dwa miesiące (komisja została powołana 13-14 października 2011 roku, a negocjacje rozpoczęły się 4 listopada). – Po wyborach Sejm był odpowiednio o czasie zwołany, komisja zdrowia ukonstytuowała się nie tak dawno i w związku z tym mówienie o jakiś przestrzeniach czasowych wielomiesięcznych, czy rocznych nie ma najmniejszego sensu. Jest po prostu nadużyciem pewnych figur retorycznych – powiedział.
I dodał: - Nawet ja nie jestem Bruce Wszechmogący, żebym mógł zbierać komisję i dyskutować o czymś, co w porządku prawnym nie istnieje.
Ma być więcej pieniędzy
Odpowiadając na pytania przewodniczącego komisji Arłukowicz tłumaczył, że ustawa została napisana w ten sposób, aby po jej wejściu leki były tańsze, a dostęp do nich łatwiejszy.
Mówił, że celem strategicznym negocjacji, jakie prowadzi komisja ekonomiczna pod nadzorem wiceministra zdrowia Andrzeja Włodarczyka, było stworzenie puli niezbędnych leków w zmniejszonej cenie. Jak zapewniał, to się udało. Natomiast wynegocjowane upusty, które są rzędu 10 proc. zostaną wykorzystane do umieszczenia kolejnych leków na liście refundacyjnej.
Arłukowicz zapewniał, że celem pierwszego etapu negocjacji było stworzenie puli niezbędnych leków w zmniejszonej cenie, która zabezpieczy wszystkich chorych i leczenie wszystkich chorób.
Rynek ma być przejrzysty i konkurencyjny
Minister podkreślał, że w ustawie zapisano, że NFZ musi przeznaczyć na refundacje leków określoną część swojego budżetu – w tym momencie jest to 17 proc. Jak podkreślał, teraz to ustawa gwarantuje, że wszystkie wynegocjowane upusty wracają po to, by komisja mogła nadal negocjować i wprowadzać na listę nowe leki.
Powtarzał, że negocjacje się nie zakończyły, że będą one jeszcze trwały przez lata.
- Prowadzone negocjacje powodują taki system zachowań, że tworzy się rynek konkurencji wśród koncernów, żeby znaleźć się na takiej liście – zachwalał nowe prawo. Jak podkreślał, jego efekt jest taki, że koncerny obniżają cenę, żeby znaleźć się na takiej liście.
- Istotą ustawy refundacyjnej jest to, aby rynek refundacji leków był bardzo przejrzysty, klarowny i jasny – dodał, podkreślając, że dotyczy to zarówno lekarzy, pacjentów, jak i firm farmaceutycznych.
Negocjacje trwały
Minister odniósł się też do zarzutów, że lista leków musiała być korygowana niespełna tydzień po jej ogłoszeniu. Tłumaczył, że nie mógł ogłosić wpisania tych leków wcześniej, ponieważ w ich sprawie toczyły się jeszcze negocjacje. Jak zapewniał, skończyły się one wtedy, gdy komisja ekonomiczna uznała, że osiągnęła zakładany cel.
Arłukowicz wymieniał, że znalazły się tam leki niezbędne dla cukrzyków, leki podawane po przeszczepach, leki przeciwbólowe podawane chorym na nowotwory i środki wykorzystywane w leczeniu psychiatrycznym.
Na przykładzie pasków do glukometrów przedstawiał filozofię funkcjonowania sytemu refundacji. Jak mówił, intencją umieszczenia ich na liście było, aby dostęp do pasków w zryczałtowanej cenie 3,2 zł mieli chorzy, którym są one potrzebne do życia „jak woda i tlen”. Pozostali będą musieli za nie płacić kilkanaście złotych. Arłukowicz podkreślał, że właśnie w ten sposób postrzega rolę swoją i swojego resortu – by dostęp do leków refundowanych mieli w pierwszej kolejności ci najbardziej potrzebujący.
Minister się nie ugnie
Mimo zapowiedzianej korekty leków, do których dopłaci NFZ, minister zdrowia zapewnił wczoraj, że "nie ugnie się przed nikim" i "zreformuje rynek leków w Polsce". Arłukowicz podkreślił, że obowiązująca od 1 stycznia ustawa refundacyjna wprowadza zasady jasnego dostępu i klarownej polityki wobec koncernów farmaceutycznych i umożliwia prowadzenie negocjacji prowadzących do obniżenia cen leków.
Arłukowicz zapewnił też, że recepty wypisywane do 31 grudnia 2011 r. nie stracą - jak to określił - "swojej wartości merytorycznej" po 1 stycznia, ale będą realizowane na podstawie nowego systemu refundacji. Zaznaczył, że jest on korzystny dla pacjenta. Oświadczył, że recepty z pieczątką: "Refundacja do decyzji NFZ" będą realizowane w aptekach. Wcześniej lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego zdecydowali, że rozpoczną akcję protestacyjną przeciw przepisom ws. recept. Zapowiedzieli, że przestaną określać uprawnienia pacjentów do refundacji leków i od 2 stycznia będą stawiać na receptach pieczątki: "Refundacja leku do decyzji NFZ".
Naczelna Rada Aptekarska nie podjęła jeszcze decyzji w sprawie realizacji recept z pieczątką: "Refundacja do decyzji NFZ". Aptekarze obawiają się, że po realizacji takich recept mogą zostać obciążeni karami umownymi.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP, Tomasz Gzell