Łódzka prokuratura sprawdzi czy Jerzy Kropiwnicki znieważył strażnika miejskiego. Według "Expressu Ilustrowanego" prezydent Łodzi zwrócił się do niego słowami: "Do k.... nędzy! Jak was potrzeba, to was nie ma!". Do incydentu doszło przy ul. Piotrkowskiej.
Rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania zapowiedział, że prokuratura - w oparciu o publikację prasową - sprawdzi, czy "można mówić o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a tym samym, czy są podstawy do wszczęcia postępowania". Sprawa będzie badana pod kątem znieważenia funkcjonariusza publicznego podczas pełnienia obowiązków służbowych. Może za to grozić kara do roku więzienia. Prokuratura na podjęcie decyzji w tej sprawie ma miesiąc.
Incydent miał miejsce w poniedziałek, podczas uroczystego odsłonięcia jednego z czterech ozdobnych minizdrojów. Według "Expressu Ilustrowanego", po oficjalnych przemówieniach jeden z przechodniów głośno zarzucał prezydentowi "promowanie Żydów, częste wyjazdy do Izraela i zaniedbywanie bieżących spraw miasta". Kropiwnicki wziął więc kubek z nalaną ze zdroju wodą i podał mężczyźnie. – Napij się pan i idź sobie stąd – powiedział.
Do k.... nędzy! Jak was potrzeba, to was nie ma. Gdzie masz ch... czapkę?! Trzeba się zastanowić, czy by was nie rozwiązać, bo do niczego się nie nadajecie. Jerzy Kropiwnicki do strażnika miejskiego (za "Expressem Ilustrowanym")
Wylał wodę pod prezydenckie nogi
Mężczyzna nie miał jednak zamiaru nigdzie iść i wylał wodę z podanego kubka pod nogi prezydenta Kropiwnickiego. Zdenerwowany prezydent odszedł z miejsca incydentu i podszedł do stojącego niedaleko strażnika miejskiego. Gazeta przytacza dialog pomiędzy przełożonym a podwładnym.
"Do k.... nędzy!"
Prezydentowi było przykro, że podał wodę, a ta została wylana. Prezydent z pewnością był tym również zdenerwowany, ale nie kojarzę, by rozmawiał ze strażnikiem, tym bardziej w sposób wulgarny. Marzena Korosteńska, wydział prasowy UM w Łodzi
– Do k.... nędzy! Jak was potrzeba, to was nie ma – oburzał się prezydent Łodzi. - Ale panie prezydencie, jak tylko się dowiedziałem, to przybiegłem – bronił się strażnik. – Gdzie masz ch... czapkę?! – pytał Kropiwnicki. A na koniec rzucił: "Trzeba się zastanowić, czy by was nie rozwiązać, bo do niczego się nie nadajecie".
"Byłem zdenerwowany"
We wtorek prezydent miasta w piśmie skierowanym do gazety przyznał, że był zdenerwowany zachowaniem mężczyzny, który próbował zakłócić uroczystość i go obraził. "Brak obecności strażników (...), pogłębił moje zdenerwowanie. Użyłem ostrych słów. Ubolewam i przepraszam za to. Powinienem być bardziej odporny na takie zachowania i takie sytuacje" - napisał.
Kropiwnicki nie przyznaje się jednak do nazwania strażnika „ch...”. Zaproponował autorowi tekstu, że jeśli ten dysponuje takim nagraniem, to przeprosi strażnika publicznie na łamach gazety, bo "w żadnym przypadku takimi słowami człowieka poniżać nie wolno". Jeśli zaś takich nagrań nie ma, to niech redaktor na łamach "EI" przeprosi prezydenta miasta.
To nic nowego
Przekleństwa w ustach polityków to nic nowego. Na przykład Józef Zych - jeszcze jako marszałek Sejmu - w 1997 r. pytał współpracownika "co mu k**** przyniósł?". Poseł złapał się za usta, ale wypowiedzianych i zarejestrowanych przez mikrofony słów już cofnąć się nie dało.
Także Lech Kaczyński dwa razy "upominał" na warszawskiej Pradze pewnego "dziada", żeby "spieprzał" (później tłumaczył, że jak na praski język i tak prosił wyjątkowo łagodnie).
Z kolei minister pracy Jolanta Fedak, nie mogąc opędzić się od szefa resortu rolnictwa Marka Sawickiego, wybrała radykalną "zachętę". "Spi*****aj!" Poskutkowało - minister rolnictwa odszedł.
Źródło: "Express Ilustrowany", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24