Wojewoda mazowiecki skierował jedynego anestezjologa ze szpitala w Nowym Mieście nad Pilicą do innej jednostki. To oznacza, że nie ma nikogo do obsługi siedmiu respiratorów - dowiedział się tvn24.pl. - Izolatka jest już przepełniona. Będą u nas umierać - mówią nam pracownicy szpitala, w którym pracuje senator PiS Stanisław Karczewski. Według służb prasowych wojewody jego decyzje to odpowiedź na apel innych placówek, w których braki kadrowe "stanowią bezpośrednie zagrożenie dla życia pacjentów".
Wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł - jak ustaliliśmy - bez uprzedzenia podjął decyzję o skierowaniu jedynej zatrudnionej w szpitalu w Nowym Mieście nad Pilicą anestezjolog do innego szpitala. Stało się to 20 października.
Siedem respiratorów, zero anestezjologów
Starosta grójecki Krzysztof Ambroziak, któremu podlega nowomiejski szpital, podkreśla w rozmowie z tvn24.pl, że ta placówka bez anestezjologa "nie może funkcjonować, bo nie ma odpowiedniej obsady". - W piątek zwołujemy sztab i będziemy pisać pismo do wojewody. Z sanepidu mam informacje, że w Nowym Mieście jest u nas w ostatnich dwóch dniach najwięcej przypadków zakażeń - alarmuje.
Wtóruje mu pielęgniarka ze szpitala w Nowym Mieście, która ocenia, że zabranie jedynego anestezjologa to "skandal i narażenie pacjentów na śmierć". - Wojewoda powinien za to odpowiedzieć. Na tym nie koniec. Jest u nas siedem respiratorów, ale nie mogą być wykorzystane, bo pielęgniarki nie mogą do nich nikogo podłączyć - zauważa nasza rozmówczyni, która pragnie zachować anonimowość.
Pracownik szpitala: - Pielęgniarki nie są przeszkolone na respiratorach. Było tyle czasu przez wakacje, ale nic się nie działo. Teraz wszystko jest robione na wariackich papierach. Nikt niczego z nami nie konsultuje. Jesteśmy załamani. Jeśli będziemy mieli pacjentów w ciężkim stanie, to będą umierać.
Nasz rozmówca zaznacza, że szpital będzie zdany na pomoc anestezjologów z innych szpitali, którzy mogą się pojawiać w Nowym Mieście na dyżurach.
- Do tej pory się posiłkowaliśmy dyżurami anestezjologów z innych szpitali, którzy przychodzili na popołudnia, kiedy kończyła pracę nasza anestezjolog. Teraz przez dwa dni nie mieliśmy nikogo - przyznaje przedstawiciel placówki.
Trzy łóżka covidowe i 11 pacjentów
Według niego sytuacja jest groźna, bo w szpitalu, w którym są trzy tzw. łóżka covidowe przeznaczone dla osób z podejrzeniem koronawirusa, potrzeba ich znacznie więcej.
- Mamy trzy łóżka covidowe, ale w izolatce zrobiliśmy 10 miejsc. Izolatka się jednak zatkała, bo trafiło do niej 11 osób. Jedenastą trzeba było położyć na korytarzu. Nie możemy ludziom odmawiać. Jak przykładowo poparzony trafia do szpitala, to szpital nie może wyrzucić go na bruk - denerwuje się jedna z pielęgniarek.
Inny rozmówca dodaje, że od środy szpital ma jeszcze jeden problem, bo nie ma możliwości robienia testów na obecność COVID-19. Laboratorium, z którym szpital ma umowę, "się zatkało i przekazało informację, że nie przyjmuje do soboty wymazów".
- W praktyce to będzie wyglądać tak: pacjent będzie czekał kilka dni, aż pobierzemy wymaz, potem dwa, trzy dni będzie czekał na wynik testu. Po sześciu dniach to już nie ma sensu, bo taki wynik nie będzie miarodajny - wyjaśnia nasz informator.
"Będą u nas umierać"
Zgodnie z procedurami - jak wyjaśnia - nawet, jeśli pacjent jest w ciężkim stanie, musi mieć dokument z pozytywnym wynikiem testu, aby został wysłany do szpitala jednoimiennego.
- Nie wiem, co będziemy robić z tymi pacjentami, jeśli nie będzie dalej możliwości zrobienia testu. Będą u nas umierać. Inna sprawa, że teraz w szpitalach jednoimiennych nie ma miejsc. Można tam wysłać pacjenta tylko, jak się zwolni miejsce - jak ktoś wyzdrowieje albo umrze - kwituje.
O komentarz poprosiliśmy służby prasowe wojewody mazowieckiego, które odpisały, że "wydawane decyzje o oddelegowaniu personelu są wydawane zawsze na wniosek kierowników placówek medycznych czy opiekuńczych".
Jak wynika z informacji, która w piątek o 8.30 widniała na stronie urzędu wojewódzkiego na Mazowszu dostępnych było aż 746 z 1915 łóżek covidowych. Mimo to karetki nieustannie krążą między placówkami, które odmawiają przyjęcia pacjentów, o czym wielokrotnie informowaliśmy na tvn24.pl.
Wojewoda apeluje do ochotników
"Te decyzje są odpowiedzią na ich [kierowników placówek - red.] apel w związku z brakami kadrowymi, które stanowią bezpośrednie zagrożenie dla życia pacjentów. Wszystkie decyzje Wojewoda podejmuje na podstawie prawa, to znaczy art. 47 ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi" - podkreślono w odpowiedzi przesłanej redakcji.
Służby prasowe zaznaczyły, że wojewoda "zwrócił się również z apelem do okręgowych izb lekarskich i pielęgniarskich w sprawie zgłoszeń kadry medycznej gotowej podjąć pracę w placówkach medycznych i opiekuńczych - tak, aby w pierwszej kolejności korzystać przy delegowaniu z zasobu ochotników”.
Karczewski o zarobkach anestezjologów
W nowomiejskim szpitalu jako chirurg pracuje senator PiS Stanisław Karczewski, którego wypowiedź sprzed tygodnia, że "lekarze naprawdę zarabiają bardzo dobrze", odbiła się szerokim echem w mediach, ale przede wszystkim w środowisku medycznym. - Naprawdę, jeżeli w tej chwili którykolwiek z lekarzy powiedziałby, że zarabia słabo, źle, że to są małe zarobki, to mówi nieprawdę – mówił były marszałek Senatu w "Jeden na jeden" na antenie TVN24.
- Wczoraj rozmawiałem z jednym z dyrektorów, który organizuje swój szpital covidowski, i on oferuje pensję netto dla anestezjologa 50 tysięcy złotych, więc to nie jest niska pensja - dodał Karczewski. Nie chciał jednak powiedzieć, w jakim mieście znajduje się ten szpital. - Sprawdźcie państwo dokładnie, ile zarabiają ci lekarze i ci, którzy tak bardzo głośno krytykowali i krytykują rząd - mówił senator PiS.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24