Pomysł Lewicy, by kontrolerzy biletów mogli karać za brak maseczki i wypraszać z pociągu czy autobusu przepadł w komisji infrastruktury. Zwolennicy zaostrzenia przepisów przytaczają przykłady osób, które przez brak maseczki nie tylko narażali innych pasażerów, ale i paraliżowali ruch na kolei. Osoby nie zasłaniające nosa i ust to problem nie tylko w komunikacji. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Wystarczyła chwila, by znaleźć w wagonie osobę bez maseczki. Co może zrobić konduktor w takiej sytuacji? Zwrócić uwagę albo zadzwonić na policję - na kolei to drugie rozwiązanie oznacza to paraliż. - Pociąg Lach na trasie Nowy Sącz - Kraków miał przymusowy godzinny postój w Brzesku. Wszystko przez pasażerów, którzy nie mieli maseczki i nie chcieli na polecenie konduktora takiej maseczki założyć – mówi Paulina Matysiak z Razem.
Lewica postanowiła przeforsować przepis, dzięki któremu konduktor nie musiałby prosić o pomoc policji. - Projektowana ustawa ma na celu umożliwienie przewoźnikom pobierania dodatkowej opłaty od pasażera nieprzestrzegającego w transporcie zbiorowym zakrywania ust i nosa – informuje Matysiak.
- Próbujemy tresować obywateli i dziwi mnie, że ta inicjatywa wychodzi z klubu Lewicy, który jeszcze niedawno krzyczał: moje ciało, moja sprawa. A rozumiem, że z wyjątkiem ust i nosa, bo tutaj to jest sprawa konduktora – ocenia Dobromir Sośnierz z Konfederacji.
PiS i Konfederacja odrzucają projekt Lewicy
Według wiceministra infrastruktury pasażerowie są zdyscyplinowani. - Oczywiście są tacy, którzy nie zasłaniają ani usta, ani nosa, ale jak rozumiem, to ci, którzy akurat mają jakieś medyczne przeciwskazania – mówi Rafał Weber.
- Naprawdę nie wiem, na jakiej podstawie pan minister zakłada, że wszystkie osoby, które nie noszą maseczki, a które podróżują transportem zbiorowym, są zwolnione z tego obowiązku – odpowiada Paulina Matysiak.
Pomysł umożliwienia konduktorom karania pasażerów za nieprzestrzeganie obostrzeń przepadł głosami Konfederacji i PiS. Za zaostrzeniem przepisów była fundacja Nowe Spojrzenie, która spogląda na problem oczami niepełnosprawnych. - To nie jest opresyjne działanie, od takiego wezwania do zapłaty można się odwołać do sądu – mówi wiceprezes Fundacji Nowe Spojrzenie Piotr Fogiel.
Eksperci bez przerwy przypominają, że zakrywanie ust i nosa to sprawa kluczowa w walce z pandemią. Epidemiolog prof. Włodzimierz Gut zapytany, co myśli o osobach, które chodzą bez maseczek mówi, że jeżeli ulica jest pusta, to nawet nie ma do nich pretensji. - Gorzej, kiedy zaczyna się zatłoczenie i nie mogą w żaden sposób trzymać dystansu, to myślę sobie, że mamy uzasadnienie dla wyników liczby zakażeń – dodaje.
Na bakier z przestrzeganiem obostrzeń
Z najnowszych danych w sprawie interwencji policji wynika, że funkcjonariusze, sprawdzając, czy ludzie zakrywają nos i usta, upomnieli ponad 226 tysięcy ludzi, wlepili prawie 316 tysięcy mandatów, a ponad 47 tysięcy spraw trafiło do sądu.
Wielu obywateli nosi maseczki w ten sposób, że zakryte są tylko usta. - Maseczka służy przede wszystkim zabezpieczeniu innych przed nami. Zamyka obie drogi. Jeżeli zamyka tylko usta, to możemy spokojnie wypuszczać wirusa nosem i zakażać innych – tłumaczy Gut.
Wirusa można przenosić też rękoma. Ich dezynfekcja to podstawa. Dziennikarze "Polski i Świata" zrobili mały eksperyment. Sprawdzili, ile osób wchodząc do jednego ze sklepów korzysta z płynu. Okazało się, że na 15 osób tylko dwie zdezynfekowało ręce przed wejściem do budynku.
Łukasz Wieczorek
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24