Myślę, że dzisiejsze zachorowania na poziomie trzydziestu paru tysięcy przełożą nam się na łóżka szpitalne - mówił w piątek w TVN24 profesor Andrzej Fal, prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego. Dodał, że na razie nie mamy jeszcze w Polsce szczytu pandemii.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w piątek o 35 143 nowych potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem. To najwyższy dobowy przyrost zakażeń w Polsce od początku pandemii. Resort przekazał też informację o śmierci 443 osób, u których stwierdzono SARS-CoV-2. Minionej doby do szpitali trafiło ponad 600 osób. W czwartek na konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosili nowe obostrzenia.
"Kolejny dzień pod rząd w Polsce umiera najwięcej osób na COVID"
Profesor Andrzej Fal, prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego, stwierdził, że "to jeszcze nie jest szczyt pandemii". - Ta dzisiejsza liczba 35 tysięcy wobec wczorajszej 34 to nie jest bardzo dramatyczna liczba. Dlaczego? Dlatego, że o pandemii mówimy, że ma dużą dynamikę, jeżeli przyrosty dzień do dnia sięgają kilku procent, szczególnie do pięciu procent całości zachorowań. Tutaj widzimy, że co prawda jest to o tysiąc niecały więcej niż wczoraj, natomiast procentowo przyrost nie jest tak wielki - stwierdził.
- Wydaje się bardzo niebezpiecznym, bardzo złym, że trzeci czy czwarty dzień z rzędu w Polsce umiera najwięcej osób na COVID czy w związku z COVID - zaznaczył.
Zdaniem Fala to pokazuje, razem z danymi dotyczącymi hospitalizacji i wykorzystania łóżek, że chorujemy coraz ciężej. - Tu jest największy problem tej pandemii, z którym się zmagamy - ocenił.
- Krzywa zapadalności czy zachorowalności a krzywa ciężkiego przebiegu i krzywa zgonów są od siebie odsunięte, więc dzisiejsze zachorowania na poziomie trzydziestu paru tysięcy myślę, że przełożą nam się na łóżka szpitalne, w szczególności na łóżka z wysoko przepływową tlenoterapią czy z respiratorami, za około 7-10 dni, a na wskaźniki umieralności obawiam się, że przełożą się za około 14 dni, licząc od dzisiaj - wyjaśnił profesor.
"Nie jedźmy, nie odwiedzajmy"
Mówiąc o zbliżających się kolejnych Świętach Wielkanocnych w czasie pandemii Fal przypomniał, że "rok temu społecznie baliśmy się COVID-a". - Paradoksalnie, pomimo że w tym roku ciężej jako społeczeństwo doświadczamy pandemii to nasz strach po tych 12 miesiącach nieco zmalał. Zmalał strach, narodziła się frustracja 12 miesięcy ograniczeń i niestety to wpływa na to, że zachowujemy się w sposób czasami po prostu nieodpowiedzialny - stwierdził.
- Ja bym nalegał, i to w sposób bardzo czarno-biały, nie jedźmy, nie odwiedzajmy - podkreślił.
Dodał, że jeśli już jednak ktoś zdecyduje się na spotkanie z rodziną, to "zdecydowanie" powinien zastosować autokwarantannę przez tydzień. - To jest świetny sposób zwiększenia prawdopodobieństwa, że nie jestem nosicielem - mówił. Stwierdził jednak, że jeśli będziemy dojeżdżać komunikacją publiczną, np. pociągiem, to taka kwarantanna "przestaje mieć znaczenie", bo tam możemy kogoś zakazić.
Źródło: TVN24