Praktycznie od początku pandemii, w szczególności tej trzeciej fali, pracujemy na 100 procent wydolności - powiedział w "Tak jest" dyrektor szpitala w dolnośląskim Bolesławcu Kamil Barczyk. Dyrektor krakowskiego szpitala doktor nauk med. Jerzy Friediger przyznał, że zostało mu kilkanaście wolnych miejsc dla nowych pacjentów. - Mamy jeszcze w rezerwie oddział, ale nie mamy do niego obsady - dodał. Ratownik medyczny Michał Fedorowicz zauważył, że "jest coraz więcej młodych pacjentów" i apelował o przestrzeganie obostrzeń.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w poniedziałek o 16 965 nowych potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem. Najwyższy dobowy bilans zakażeń od początku epidemii w naszym kraju odnotowano w piątek, kiedy stwierdzono 35 143 nowe i potwierdzone infekcje.
Resort przekazał w poniedziałek również informację o śmierci 48 osób, u których stwierdzono SARS-CoV-2. W szpitalach ostatniej doby przybyło prawie 850 pacjentów zakażonych koronawirusem. W całym kraju zajętych jest ponad 79 procent respiratorów przeznaczonych do leczenia COVID-19.
"Modlimy się o to, żeby i tlenu starczyło dla pacjentów, i leków oraz respiratorów"
O tym, jak wygląda walka z koronawirusem w szpitalach mówili w poniedziałkowym "Tak jest" w TVN24 Kamil Barczyk, dyrektor szpitala w dolnośląskim Bolesławcu, doktor nauk medycznych Jerzy Friediger, dyrektor Szpitala Specjalistycznego imienia Stefana Żeromskiego w Krakowie oraz ratownik medyczny Michał Fedorowicz.
Barczyk powiedział, że w jego placówce dostawiane są kolejne łóżka. - Tak naprawdę modlimy się o to, żeby i tlenu starczyło dla pacjentów, i leków oraz respiratorów - przyznał.
Jak mówił, w tej chwili w szpitalu Bolesławcu jest 142 pacjentów na 140 łóżek zgodnych z decyzją wojewody o liczebności bazy łóżkowej. - Za chwilę będziemy rozszerzać się o kolejne 30 łóżek. To powoduje, że praktycznie od początku pandemii, w szczególności tej trzeciej fali, pracujemy na 100 procent wydolności - mówił. Jego zdaniem "zawsze istnieje takie ryzyko, że będziemy rozgraniczać, komu pomóc, a komu nie".
- Na szczęście taka sytuacja jeszcze nie miała miejsca i mam nadzieję, że do takiej sytuacji nigdy nie dojdzie - zaznaczył. Według niego wobec trudnej sytuacji w ochronie zdrowia "pozostaje apel do społeczeństwa, aby zachowało się rozsądnie, odpowiedzialnie, żeby stosowało się do wszystkich obostrzeń".
"Mamy jeszcze w rezerwie oddział, ale nie mamy do niego obsady"
Friediger powiedział, że jego szpital - według stanu na poniedziałek - jest w stanie przyjąć jeszcze 18 pacjentów. - Nie jest to dużo, absolutnie - zaznaczył.
- Mamy jeszcze w rezerwie oddział, ale nie mamy do niego obsady. Więc będziemy jakoś łatać, sztukować, szukać personelu, który mógłby na tym oddziale pracować - powiedział. Zapewnił przy tym jednak, że "jeżeli będziemy w takiej sytuacji, że będziemy musieli ten oddział uruchomić, to go uruchomimy".
"Pamiętamy o ograniczeniach, które są nałożone na kościoły i stosujmy się"
Fedorowicz wskazywał natomiast, że "jest coraz więcej młodych pacjentów". Przestrzegł także, iż "to, że ktoś przechorował [COVID-19 - red.], nie oznacza, że nie zachoruje drugi raz".
- Natomiast widzę inny problem. Nasze podziemie klubowe nadal prężnie działa, młodzi ludzie nie stosują się do restrykcji, nie czują tego, że powinniśmy ograniczyć swoje kontakty społeczne z innymi ludźmi - ocenił.
- Zwrócę też uwagę na inną rzecz. Kolejnym miejscem, gdzie może dojść do zakażeń, są niestety kościoły. Więc taka prośba do społeczeństwa, do obywateli: pamiętamy o ograniczeniach, które są nałożone na kościoły i stosujmy się do tych ograniczeń - apelował ratownik medyczny. Podkreślił, że "kościół to nie jest miejsce, w którym się nie zarazimy", że "tam też może dojść do zarażenia".
"Gdybyśmy mogli przekazywać pacjentów do szpitala narodowego, byłoby to szybciej"
Ratownik medyczny odniósł się też do sytuacji w placówkach w stolicy. Wyjaśniał, dlaczego pomimo że szpitale są zajęte, pacjenci covidowi nie trafiają bezpośrednio do szpitala tymczasowego na Stadionie Narodowym.
- Zespół ratownictwa medycznego nie ma możliwości zawiezienia pacjenta do szpitala tymczasowego, jakim jest szpital narodowy. Takie są regulacje prawne, musimy zawieźć do szpitalnego oddziału ratunkowego bądź izby przyjęć i tam się odbywa kwalifikacja pacjenta do szpitala tymczasowego, do szpitala narodowego - mówił Fedorowicz.
- Gdybyśmy mogli przekazywać pacjentów do szpitala narodowego, byłoby to szybciej - przyznał. Zauważył jednak, że "szpital narodowy też nie jest z gumy, tam jest ograniczona liczba miejsc". - Osób chorych przybywa bardzo szybko, więc podejrzewam, że też byśmy go szybko potrafili zapełnić - ocenił.
"Myślę, że musi być 40-50 procent co najmniej zaszczepionych, żeby można było zobaczyć jakikolwiek efekt"
Ile procent populacji powinno należałoby zaszczepić, żeby ujrzeć tego efekty? - Jeśli weźmiemy pod uwagę to, że ci pacjenci, którzy przebyli infekcję, mają odporność, a tych pacjentów jest już kilkaset tysięcy, to myślę, że musi być 40-50 procent co najmniej zaszczepionych, żeby można było zobaczyć jakikolwiek efekt - ocenił doktor Friediger.
Barczyk wskazywał natomiast, że już widzi efekty programu szczepień. - 95 procent zaszczepionego personelu medycznego powoduje to, że tak naprawdę nie doświadczamy zakażeń wśród personelu medycznego - mówił o sytuacji w swoim szpitalu.
Dodał, że nie wyobraża, sobie, "jak przy takim natężeniu napływu pacjentów" szpital miałby dać sobie w tej fali radę bez zaszczepionego personelu.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24