Stany Zjednoczone poprzez obecność w Niemczech i poprzez odnowienie NATO pozostają mocarstwem europejskim, a to jest zbieżne z Polskimi interesem narodowym. Nie warto wierzyć, że jeśli Amerykanie wycofają się z Niemiec, to na pewno znajdą się w innym kraju europejskim. Może być dokładnie odwrotnie: sygnał do wyjścia Amerykanów z Niemiec może być sygnałem końca długiej amerykańskiej obecności w Europie, która zrównoważy Rosję - byłby to koszmarny scenariusz dla Polski - pisze Jacek Stawiski, gospodarz programu "Horyzont" w TVN24.
Podróż amerykańskiego prezydenta Joe Bidena do Europy i jego spotkania z najważniejszymi sojusznikami oraz spotkanie z najważniejszym rywalem europejskim - Rosją (już nie globalnym rywalem, którym są Chiny) powinna przypomnieć wszystkim w Polsce, że nasz kraj od ponad 30 lat, od pokojowego obalenia komunizmu w Polsce, zjednoczenia Niemiec i relatywnie spokojnej śmierci Związku Sowieckiego, zmienił swoje położenie.
Historycznym sukcesem Polski było wyrwanie się z przeklętego położenia między Niemcami i Rosją i przesunięcie się na pozycję kraju położonego między Niemcami a Stanami Zjednoczonymi. To te dwa kraje były w latach 90. najbardziej zainteresowane tym, żeby Polsce udało się wyrwać z kleszczy historycznego zagrożenia, jakim były układy niemiecko-rosyjskie.
Dla Niemiec liczyło się wtedy kilka rzeczy: po pierwsze, Polska przeniesiona ze strefy rosyjskiej albo szarej strefy między Zachodem a byłym ZSSR do strefy zachodniej, była naturalnym buforem, odsuwającym niestabilny Wschód od nowego, zjednoczonego państwa niemieckiego. Ten imperatyw niemieckiej polityki nadal obowiązuje, i powinien być dla Polski szansą, gdybyśmy umieli go wykorzystać: Niemcy wolą mieć 70 km na wschód od swojej dynamicznej stolicy Berlina Polskę, a nie Rosję.
Po drugie, Niemcom nie odpowiadała sytuacja, podobnie zresztą Polsce, żeby granica polsko-niemiecka stała się granicą cywilizacji i dobrobytu. To nie było oczywiste, to mogło skończyć się porażką, ale na szczęście zainwestowanie w powiększenie Unii Europejskiej i dynamiczny rozwój Polski przez 30 lat sprawiły, że postrach elit polskich i niemieckich, czyli Odra i Nysa jako bliźniacza wersja granicy meksykańsko-amerykańskiej, okazał się tylko postrachem. Na szczęście dla Niemców, ale przede wszystkim na szczęście dla nas, Polaków.
I wreszcie po trzecie, Niemcy argumentując na rzecz powiększenia NATO, podtrzymywały związki z Ameryką, które są i będą jeszcze długo, gwarantem niemieckiego i europejskiego bezpieczeństwa.
Stany Zjednoczone poprzez obecność w Niemczech i poprzez odnowienie NATO pozostają mocarstwem europejskim, a to jest zbieżne z Polskimi interesem narodowym. Co więcej, Stany Zjednoczone pozostają jedynym mocarstwem europejskim, które równoważy potęgę Rosji. Wojska amerykańskie w Niemczech są rdzeniem europejskiego charakteru polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych.
Nie warto wierzyć, że jeśli Amerykanie wycofają się z Niemiec, gdzie są od 1945 roku, to na pewno znajdą się w innym kraju europejskim. Może być dokładnie odwrotnie: sygnał do wyjścia Amerykanów z Niemiec może być sygnałem końca długiej amerykańskiej obecności w Europie, która zrównoważy Rosję. Byłby to koszmarny scenariusz dla Polski.
Zdumiewało mnie zawsze i zdumiewać nie przestaje, kto w Polsce wymyślił, że Ameryka spisała na straty Niemcy i na pewno porzuci swojego sojusznika. Nawet administracja Trumpa nie była do tego skłonna. Dąsanie się Donalda Trumpa na Niemcy i Angelę Merkel było niewiele więcej niż dąsaniem. Wycofanie wojsk amerykańskich z Niemiec, zapowiadane przez poprzedniego prezydenta, było faktycznie sabotowane przez Pentagon i przez Kongres.
Ciągłość polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych w stosunku do Niemiec okazała się silniejsza niż grymasy Trumpa, przyjmowane w Polsce przez różne środowiska jako realny kierunek polityki amerykańskiej. Współczesne Niemcy są dzieckiem Ameryki. Ameryka stworzyła Niemcy Zachodnie, Ameryka je obroniła przez Moskwą, uzbroiła, wzbogaciła, a w latach 1989/1990 to Ameryka jako jedyna spośród wielkich mocarstw aktywnie parła do zjednoczenia państw niemieckich na zasadzie włączenia zbankrutowanych Niemiec Wschodnich do zachodnioniemieckiego państwa i do zachodniego systemu sojuszów politycznych, wojskowych i gospodarczych.
Zjednoczenie Niemiec na warunkach amerykańskich otworzyło Polsce szereg możliwości: wzmocniło naszą rodzącą się suwerenność i umożliwiło integrację Polski z NATO i UE. Od tamtego czasu nasze położenie stało się lepsze: zamiast między Niemcami a Rosją znaleźliśmy się między Niemcami a Ameryką. Jeszcze raz: amerykańska obecność wojskowa w Niemczech sprawia, że poszerzanie wojskowej obecności amerykańskiej w Polsce nie jest abstrakcją. I że Polska graniczy z Niemcami i Ameryką. To sojusz z Ameryką i zbudowanie, na przekór historii, sojuszu z Niemcami, były przypieczętowaniem wyrwania się Polski z cienia Wschodu.
I tu zapytają sceptycy: a co z Nord Stream2 i decyzją Bidena, żeby pozwolić Niemcom dokończyć rurociąg gazowy, zagrażający bezpieczeństwu Polski czy Ukrainy? Jak Polska powinna reagować na takie decyzje naszych dwóch strategicznych partnerów? Nie ma łatwej odpowiedzi na to pytanie. Być może nigdy nie będzie dobrej odpowiedzi na to pytanie, a porozumienie amerykańsko-niemieckie w sprawie Nord Stream2 będzie na zawsze wielką łyżką dziegciu w beczce miodu.
Wygląda na to, że obecne władze polskie nie tylko, że nie wiedzą, jak zareagować, ale po prostu same sobie wytrąciły z ręki jakiekolwiek narzędzia perswazji wobec Waszyngtonu i Berlina. Głos polskiego rządu i polskiego prezydenta w tych stolicach odbierany jest wyłącznie jako zabarwiony ideologią i niechęcią: z jednej strony do współczesnych Niemiec i z drugiej strony do wszystkiego w Ameryce, co nie jest trumpistowskie. Jeśli politykę zagraniczną podporządkowuje się wewnętrznej ideologii, to w pewnym momencie zewnętrzni partnerzy zaczną o polskiej polityce myśleć wyłącznie poprzez pryzmat ideologii. A polityka zagraniczna nie znosi ideologii.
Polityka zagraniczna jest dobra tylko wtedy, gdy jest wolna od ideologii i realistycznie, twardo, ocenia rzeczywistość. Wydawało się, że po doświadczeniach polskich ostatnich 250 lat rozumiemy to. Niestety nie. Nie oznacza to wcale, że Niemcom nie należy wypominać Nord Stream. Mamy im mówić cały czas, że to projekt zły, niebezpieczny i kropka. Jedyne, co usprawiedliwia jakoś niemieckie działania to przekonanie elit politycznych w Berlinie, że Rosja, z którą się nie handluje, jest bardziej niebezpieczna dla Niemiec i Europy, zaś Rosja powiązana handlem z Zachodem jest zawsze mimo wszystko w miarę przewidywalna. I że jedyny sensowny handel z Rosją to import surowców, ponieważ rosyjska ekonomia jest archaiczna. Można nie podzielać tego argumentu, ale trzeba go znać, krytykując Nord Stream.
Niewykluczone, że polski obóz rządzący i całe otoczenie medialno-ideologiczne tegoż obozu mogą ulec pokusie dalszej ideologizacji polityki zagranicznej. Warto przestrzegać przed tym już teraz, bo z kręgu tzw. prawicy dochodzą głosy, że skoro Ameryka nie wybrała trumpizmu, a UE wiadomo to te okropne Niemcy, to powinniśmy skierować życzliwą uwagę na Pekin i Turcję.
W dniach, gdy odnowiony przez wizytę Bidena Zachód właśnie ogłasza, że Chiny będą w kolejnych dekadach systemowym zagrożeniem dla wolnego świata, w Polsce ze środowisk uważających się za prawicowe słychać suflerskie podpowiedzi dla rządu i prezydenta: porzućmy Zachód, idźmy na Daleki Wschód i nad Bosfor. To tak niedorzeczne, że aż niebezpieczne.
O tym ciekawym położeniu Polski między Niemcami a Ameryką warto przypomnieć także teraz, ponieważ 17 czerwca przypada 30 rocznica podpisania traktatu o dobrym sąsiedztwie między Polską a Niemcami. Traktat z 1991 r. był drugim po traktacie granicznym układem między obu państwami, który budował dwustronne relacje w epoce po komunizmie. Były jeszcze dwa kolejne: traktat o NATO i traktat o poszerzeniu UE.
Bez traktatu z 1991 roku oba kraje mogły się rozwijać osobno, a granica polsko-niemiecka mogła była stać się granicą dobrobytu i stabilizacji. Z katastrofalnymi skutkami przede wszystkim dla Polski. Owocem tego traktatu są choćby dwa ciekawe wydarzenia z ostatnich dni. Pierwsze to doniesienia statystyczne, że Polska stała się trzecim eksporterem towarów do Niemiec.
To w 1991 roku nie przychodziło nikomu do głowy. A drugie, że to Polak, reprezentant Polski, na co dzień piłkarz klubu Bayern stał się najlepszym w historii piłkarzem ligi niemieckiej. I nie trzeba do tego żadnych powikłanych losów, tożsamości, emigracji, przymusu itd. Lewandowski jako Polak jest najlepszym piłkarzem w lidze niemieckiej. Tak po prostu.
Jacek Stawiski
Horyzont TVN24