Andrzej Lepper wiedział o wykorzystywaniu seksualnym działaczek Samoobrony przez Stanisława Łyżwińskiego. Sam sypiał z Anetą Krawczyk i składał propozycje seksualne jeszcze jednej kobiecie - wynika z zeznań zawartych w prokuratorskim wniosku o uchylenie Łyżwińskiemu immunitetu.
Dziennik.pl dotarł do szczegółów prokuratorskiego wniosku o uchylenie Łyżwińskiemu immunitetu - dokument w dużym stopniu obciąża także samego Leppera. Jak wynika z zeznań Anety Krawczyk, Łyżwiński zmuszał ją do kontaktów seksualnych właśnie z szefem Samoobrony.
Nie można wykluczyć, że prokuratura oskarży także Leppera, ale - jak ustalili dziennikarze portalu - prokuratorzy uznali, że postępowanie w tej sprawie wymaga jednak uzupełnienia.
Szczegóły z zeznań, na które powołuje się prokuratura we wniosku o pociągnięcie do odpowiedzialności Łyżwińskiego:
Do pierwszego spotkania Anety Krawczyk z Andrzejem Lepperem i Stanisławem Łyżwińskim doszło w grudniu 2001 r. w hotelu "Zameczek" w Radomsku. Umówiła ich szefowa biura poselskiego posła, który dzień wcześniej zaproponował Krawczyk "spotkanie się w celach seksualnych w zamian za etat w biurze poselskim". Po kolacji Lepper rzucił: "Trzeba dziewczynie pomóc". Cała trójka służbowym samochodem pojechała do Warszawy do Hotelu Poselskiego.
Z informacji portalu dziennik.pl wynika, że Lepper polecił Łyżwińskiemu "przemycić" Krawczyk do hotelowego pokoju. Pod nieobecność Łyżwińskiego - jak zeznała Krawczyk - Lepper miał powiedzieć, że chce jej pomóc, ale ona też musi się postarać. Kobieta odebrała to jako propozycję seksualną.
W hotelu w nocy miało dwukrotnie dojść do kontaktu seksualnego Krawczyk z Lepperem. Łyżwiński obcował w tym samym czasie z inną kobietą.
Właśnie taki przebieg wydarzeń prokuratorzy potwierdzili we wniosku o uchylenie immunitetu Łyżwińskiemu - twierdzi portal. Powołali się nie tylko na zeznania Anety Krawczyk, ale także dokumenty przejazdowe sejmowego auta. Przeanalizowali także ewidencję sejmowych przepustek oraz księgę wejść i wyjść w hotelu sejmowym. Mają ponadto zeznania matki Anety Krawczyk i świadka, który potwierdził, że Lepper, Łyżwiński i Krawczyk byli w radomskim hoteli "Zameczek".
Znajoma Krawczyk zeznała natomiast prokuratorom, że ta żaliła się jej na Łyżwińskiego i Leppera. Krawczyk miała opowiadać koleżance z płaczem, że "została przez nich zeszmacona".
Niedługo po nocy w Hotelu Poselskim Aneta Krawczyk została zatrudniona w biurze poselskim Łyżwińskiego. Z jej zeznań wynika, że świadczenie usług seksualnych Łyżwińskiemu należało do jej obowiązków pracowniczych. Dochodziło do nich co najmniej raz w tygodniu. Gdy Krawczyk odmawiała, Łyżwiński wstrzymywał jej pensję.
"Z reguły do wypłaty pensji dochodziło po stosunku. Nalegałam, abym miała przesyłaną pensję na konto, ale poseł Łyżwiński kategorycznie się na to nie godził. (…) Miałam świadomość tego, że wypłata wynagrodzenia zależy od poddania się przeze mnie czynnościom seksualnym bezpośrednio ze Stanisławem Łyżwińskim, a pośrednio także z Andrzejem Lepperem" - mają brzmieć zeznania Krawczyk zawarte we wniosku prokuratury.
Do kontaktów seksualnych Krawczyk z Lepperem miało dojść jeszcze kilkakrotnie - w hotelu poselskim, a także w biurze Łyżwińskiego w Tomaszowie Mazowieckim. "Mała pana oprowadzi" - miał powiedzieć poseł do Leppera, zostawiając go sam na sam z Krawczyk. Wtedy też miało dojść między nimi do współżycia.
"Andrzej Lepper miał władzę większą niż Łyżwiński i nie godząc się na te kontakty również mogłam stracić wszystko. Nie wykluczam, ale nie mogę sobie przypomnieć dokładnie, że Łyżwiński mógł mi powiedzieć, że jak nie będę współżyła z Lepperem, to nie będę pracować. Była wtedy taka atmosfera, że ja bałam się odmówić Lepperowi. Gdybym to zrobiła, to on powiedziałby to Łyżwińskiemu" - zeznała Krawczyk.
Prokuratorzy powołują się też na jeszcze jeden fragment jej zeznań: "Wobec Andrzeja Leppera nigdy wprost bezpośrednio nie wyraziłam sprzeciwu. Byłam w czasie kontaktów seksualnych z nim zawsze bierna i sądziłam, że w ten sposób go do siebie zniechęcę".
Prokuratura ustaliła też, że Łyżwiński zainicjował nocne spotkanie Leppera z jeszcze jedną molestowaną działaczką Samoobrony. Młoda kobieta przyjechała do hotelu w Lublinie po spotkaniu partyjnym w czerwcu 2002 r. Wezwał ją tam Łyżwiński.
Kobieta była zaskoczona, gdy poseł zaprowadził ją do wynajętego apartamentu, w którym siedział Andrzej Lepper owinięty tylko w ręcznik. "Andrzej Lepper złożył jej wówczas propozycję odbycia stosunku oralnego, czemu ona kategorycznie odmówiła i wyszła z pokoju" - wynika z zeznań, na które powołuje się prokuratura. Niedługo potem kobieta została wykluczona z Samoobrony.
Jak dowiedział się dziennik.pl, opisy dotyczące Leppera w prokuratorskim wniosku do Sejmu kończą się informacją o potrzebie "uzupełnienia postępowania". Samemu Łyżwińskiemu prokuratura stawia zaś siedem zarzutów. Najpoważniejsze dotyczą zlecenia porwania i gwałtu.
Dokument zawiera szczegółowy opis brutalnego gwałtu, jakiego Łyżwiński miał się dopuścić na związanej z Samoobroną kobiecie w swoim biurze poselskim w Tomaszowie Mazowieckim. Z jej zeznań wynika, że poseł zmuszał ją m.in. do seksu oralnego.
Zarzut zlecenia porwania dotyczy zaś mężczyzny, który - według Łyżwińskiemu - był mu winny pieniądze. W rozmowie ze skazanym za oszustwa Andrzejem Pastwą poseł wykrzykiwał: "Do worka, k…, potrzymać tydzień i ch…!". Miał też dokładnie instruować Pastwę, gdzie, kiedy i jak dokonać porwania: "Pan podjedzie do zakładu pracy i na szosie zdejmie faceta…". Kazał też, by w lesie zmienić samochód, który ma służyć do porwania.
Zapis tej szokującej rozmowy także znalazł się we wniosku o uchylenie immunitetu Łyżwińskiemu. Poseł, jak pisał już tygodnik "Wprost", spotkał się z Pastwą kilkakrotnie. Na jednym ze spotkań miał być także Lepper.
Zarzut zlecenia porwania to nowy wątek w sprawie. Afera wokół Łyżwińskiego wybuchła jeszcze w grudniu zeszłego roku - początkowo w związku z wykorzystywaniem seksualnym kobiet w Samoobronie. Prokuratura wszczęła śledztwo po publikacji na ten temat w "Gazecie Wyborczej". Jeśli Sejm uchyli Łyżwińskiemu immunitet, posłowi grozi nawet 10 lat więzienia.
Źródło: Dziennik.pl, PAP