Donald Tusk przekazał, że dysponuje mailami, które osoby zatrudnione przez byłego szefa Rządowego Centrum Legislacyjnego chciały usunąć z komputerów. Według premiera nie świadczyły one żadnej pracy na rzecz rządowej legislacji, a jedynie byłyi zaangażowane w kampanię wyborczą Krzysztofa Szczuckiego do Sejmu. Tusk powiedział, że pracownicy zapomnieli, iż system kopiował ich "wymianę informacji, polegającą na tym: kup połówkę dla tego gościa, który wywiesza baner dla naszego kandydata". Szczucki odniósł się w mediach społecznościowych do słów premiera.
Premier Donald Tusk na piątkowej konferencji mówił o działaniach rządu zmierzających do rozliczenia poprzedniej władzy i odniósł się do działań Prawa i Sprawiedliwości w kontekście kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi.
Według niego "najbardziej uderzającym procederem, jeśli chodzi o wykorzystywanie urzędu do kampanii wyborczej, jest to, co działo się pod nosem pana premiera (Mateusza) Morawieckiego i pana ministra (Krzysztofa) Szczuckiego". - Właściwie nie pod nosem pana ministra Szczuckiego, tylko na rzecz pana ministra Szczuckiego - uściślił.
- Będąc szefem Rządowego Centrum Legislacji, (Szczucki - red.) zatrudnił sześć osób, które nie świadczyły żadnej pracy. Były zaangażowane w jego kampanię wyborczą - mówił Tusk.
Tusk o mailach z kopii zapasowych. "Kup połówkę dla tego gościa"
- Nie chcę tutaj epatować sensacjami, ale tak się złożyło, że ludzie pracujący dla pana ministra Szczuckiego, którzy udawali urzędników pracujących na rzecz rządowej legislacji, co prawda skasowali maile i wymiany informacji pomiędzy sobą na komputerach, ale zapomnieli, że w tych komputerach, jak w całej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i w resortach, są tak zwane backupy. To znaczy zapomnieli o tym, że system kopiował ich materiały i one są w naszej dyspozycji - mówił dalej premier.
Jak wskazywał, "to są dziesiątki maili urzędników, którzy byli teoretycznie odpowiedzialni za legislację rządową".
- Właściwie wstydziłbym się, gdybym miał przeczytać wymianę (informacji) urzędników rządowych, wymianę informacji polegającą na tym: kup połówkę dla tego gościa, który wywiesza baner dla naszego kandydata - oświadczył.
Przekonywał, że są "dziesiątki i setki tego typu informacji". - Już nie mówię o tym, że te zapisy informują o łamaniu prawa, ponieważ tego typu prowadzenie kampanii jest oczywiście nielegalne. Czyli kupowanie tego typu usług od osób prywatnych, jak zgoda na wywieszenie banera. Już nie mówiąc o tym, że często w tych informacjach alkohol służy jako środek płatniczy. I na czele tego przedsięwzięcia stoi minister polskiego rządu, który odpowiada za Rządowe Centrum Legislacji - podkreślił.
Premier poinformował, że "wszystkie te informacje są w dyspozycji prokuratury".
Szczucki odpowiada. "Te twierdzenia są ze sobą wzajemnie sprzeczne"
Do informacji podawanych przez premiera odniósł się w mediach społecznościowych Krzysztof Szczucki. "Niech się Pan Donald Tusk zdecyduje. Albo pracownicy się logowali i wtedy korzystali z poczty służbowej, albo się nie logowali. Te twierdzenia są ze sobą wzajemnie sprzeczne" - napisał na platformie X.
Według posła PiS wszystkie formułowane zarzuty wobec RCL z lat 2020-2023 są bezpodstawne. "To kolejny odcinek serialu: Odbieranie subwencji PiS" - ocenił.
Sprawa Szczuckiego dotycząca zatrudnienia pracowników w RCL
O zatrudnieniu przez Szczuckiego dodatkowych pracowników Tusk informował w maju tego roku. Na konferencji prasowej 21 maja przekazał, że były szef Rządowego Centrum Legislacji Krzysztof Szczucki od wczesnego lata do zimy ubiegłego roku zatrudnił sześciu pracowników, którzy nie świadczyli żadnej pracy. - Ani w RCL, ani w żadnej podległej instytucji. Nie logowali się nawet na komputerach - mówił wtedy szef rządu.
Jak wskazał, tych sześciu pracowników organizowało Szczuckiemu kampanię wyborczą. - W ciągu tych kilku miesięcy wypłacono im 900 tysięcy złotych - powiedział, dodając, że w tej sprawie skierowano wniosek do prokuratury.
- W kilka miesięcy 900 tysięcy na kampanię, do tego dodatkowo 120 tysięcy na gadżety wyborcze i eventy (...). Była kampania reklamowa i różne eventy, które promowały legislację, tak to się nazywało. Wszystkie miały miejsce w okręgu wyborczym pana Szczuckiego - dodał premier.
Szczucki zaprzeczał słowom Tuska i zapowiadał złożenie zawiadomienia do prokuratury. "Nie zgadzam się na zniesławianie mnie i formułowanie wobec mnie fałszywych oskarżeń" - pisał w mediach społecznościowych.
Pod koniec czerwca natomiast - jak potwierdził szef kancelarii premiera Jan Grabiec - CBA weszło "do siedziby Rządowego Centrum Legislacji, aby zabezpieczyć dowody domniemanego przestępstwa popełnionego przez byłe kierownictwo RCL". Wyjaśnił, że przestępstwo miało polegać "na wydatkowaniu publicznych środków na kampanię wyborczą i działalność polityczną pana posła Krzysztofa Szczuckiego, który był wówczas prezesem Rządowego Centrum Legislacji".
Krzysztof Szczucki był szefem Rządowego Centrum Legislacji za czasów rządów PiS, od września 2020 roku do listopada 2023 roku. Obecnie jest posłem PiS, kandydował również w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Czytaj także: Maciej Berek o "najbardziej wyrazistej sytuacji patologicznej, jaką można sobie wyobrazić" w RCL za czasów PiS
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Marcin Obara