- Nie dopuszczam do siebie myśli, że moi żołnierze są zbrodniarzami wojennymi. Jeżeli sąd uzna, że są winni, stracę wiarę w sens bycia w wojsku. Nie wykluczam, że odejdę – deklaruje w RMF FM dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak.
- Będę bronił żołnierzy, taka jest rola dowódcy. Już to powiedziałem prokuraturze, że na ławie oskarżonych jest miejsce dla mnie, bo ja ich szkoliłem, ja ich wysyłałem – zapewnia generał. Jak dodaje, w ich niewinność wierzy od początku całej sprawy i jest to „nadzieja i wiara, oparta na moim doświadczeniu jako dowódcy”.
- Moim zdaniem doszło do starcia, wymiany ognia, a w wyniku pościgu podjęto decyzję o użyciu moździerzy. Nie jest to zbrodnia wojenna, bo ta jest popełniona z premedytacją, a tu premedytacji nie było – podkreśla Skrzypczak.
Pytany, czy usprawiedliwione jest strzelanie do wioski, w której – oprócz domniemanych talibów – są też cywile, generał odparł - Nie jest to zbrodnią wojenną, jeśli przeciwnik jest w tej miejscowości. Zadaniem dowódcy jest rozbicie przeciwnika. Trzeba mieć świadomość, ze w zorganizowanym chaosie walki śmierć cywilów może być nieunikniona – uważa Skrzypczak.
Tragiczny patrol w Nangar Khel
16 sierpnia polski patrol wjechał na minę koło 30 kilometrów od bazy w Wazi Kwa. Wybuch uszkodził dwa wozy, a unieruchomiona kolumna została ostrzelana z pobliskich wzgórz. Polacy odpowiedzieli ogniem i wezwali posiłki.
Po kilku godzinach na miejsce dotarł pluton szturmowy komandosów z 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego w Bielsku-Białej. Ruszyli w pościg za Afgańczykami. Ślady motoru doprowadziły ich do wioski Nangar Khel.
Według pierwotnie przedstawianej przez żołnierzy wersji wydarzeń – którą, jak przyznali prokuraturze, uzgodnili między sobą po fakcie – w wiosce przywitał ich ostrzał talibów. Polacy odpowiedzieli ogniem – najpierw z karabinu maszynowego, a potem strzałami z moździerza.
Jednak jak ustaliła prokuratora, żadnych talibów w wiosce nie było, a żołnierze nie byli w niebezpieczeństwie. Na rozkaz dowódcy otworzyli ogień do bezbronnej wioski. Zginęło sześć osób, w tym kobiety i dzieci.
Według dzisiejszej „Gazety Wyborczej”, rozkaz ostrzelania trzech wiosek padł, zanim polscy żołnierze w ogóle wyjechali z bazy. Wersji tej zaprzecza jednak były dowódca polskiej bazy Olgierd C.
kaw
Źródło: RMF FM, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24