Wiosna w pełni, słupki temperatur rosną, zaczął się sezon miłośników jazdy w terenie. Sytuacja nie cieszy mieszkańców okolic lasów, którzy mówią: tego hałasu nie da się znieść. Leśnicy dodają: przez głośne silniki i spaliny cierpi przyroda. A crossowcy bronią się: - Przepisy łamie mniejszość.
Przeciwników amatorów leśnych rajdów jest wielu. - Dokładnie słychać, jakby kto z armat strzelał, tak nie raz jeżdżą - ubolewa Zdzisław Łapka, mieszkaniec Tadzina koło Łodzi.
- Okropny hałas. W sumie jadą jak te diabły drogą. Bum, bum bum, już jest gdzieś tam za górą - opowiadają inni mieszkańcy Tadzina, Jerzy Stańczyk i Anna Klimczak.
Mieszkaniec kontra crossowiec
Od ryku silników cierpią uszy, a pod kołami runo leśne i ptaki gniazdujące na ziemi. Płoszą się leśne zwierzęta. - Płoszą też turystów. Rozjeżdżają nam ścieżki rowerowe, trasy konne. Generalnie są gigantycznym problemem - tłumaczy Hanna Bednarek-Kolasińska z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Łodzi.
W efekcie, gdzie się nie pojawią - budzą niechęć, a nawet niebezpieczną wrogość. By zniechęcić crossowców do jazdy, ich przeciwnicy rozwieszają... linki na wysokości szyi. Przez taką zasadzkę niejeden kierowca trafił do szpitala.
Ani złapać, ani rozpoznać
Lokalnych miłośników jazdy leśnicy i policja zwykle znają. Porządku pilnują obie strony. Miejscowi wiedzą, gdzie trenować, by innym jak najmniej przeszkadzać. Według nich to zasady na leśnych i górskich szlakach łamią przede wszystkim przyjezdni. - To przez nich jest hałas, jeżdżą, denerwują - opowiada Dawid Hankus, właściciel quada ze Szczyrku.
Przyjezdnych zatrzymać jest jednak trudno. Zakrywają tablice rejestracyjne, a twarzy zakrytej kaskiem nie da się rozpoznać. Pościgi w lesie też są często niemożliwe. - Leśnicy mogą się posługiwać jedynie samochodami terenowymi. Wiadomo, że samochód terenowy nie wszędzie wjedzie tam, gdzie może wjechać cross - wyjaśnia Anna Malinowska, rzeczniczka prasowa Lasów Państwowych.
Miejsca specjalne
Mimo to efekty są. Dwa lata temu za bezprawny wjazd do lasu straż leśna ukarała mandatami ponad 9, tys. osób. W zeszłym roku - już prawie 12 tysięcy.
Sami crossowcy próbują szukać rozwiązań. Po pierwsze, szukają terenów, na których nikt by nikomu nie wchodził w drogę. - Przygotowujemy się wespół z ministerstwem środowiska do przygotowania takiej mapy miejsc, gdzie można jeździć. Tak naprawdę, jeśli się zastanowimy, to miejsc tych jest sporo. Tylko clue tego wszystkiego polega na edukacji - mówi Natasza Skocz z Polskiego Stowarzyszenia Czterokołowców.
W Łodzi już edukują. Pierwszy legalny teren do popisów też jest gotowy. Podobne miejsca można również znaleźć w okolicach Zielonej Góry, Rawy Mazowieckiej, Białegostoku, Gdańska czy Warszawy.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN