Pełnomocnik ministra Radosława Sikorskiego mec. Roman Giertych chce, aby stołeczny sąd zapytał Trybunał Konstytucyjny o przepisy regulujące funkcjonowanie forów internetowych. Sprawa dotyczy procesu, który szef MSZ wytoczył wydawcy "Wprost" za obraźliwe wpisy na forum internetowym tygodnika.
Sprawa tocząca się przed Sądem Okręgowym w Warszawie jest kolejną w ostatnim czasie, w której chodzi o odpowiedzialność wydawcy za naruszające dobra osobiste i antysemickie wpisy internautów na forach gazet. W lipcu ruszył już inny proces, w którym Sikorski domaga się przeprosin w mediach i zadośćuczynienia za tego typu wpisy od wydawcy "Faktu".
Nie ponosi odpowiedzialności za przechowywane dane ten, kto udostępniając zasoby systemu teleinformatycznego w celu przechowywania danych przez usługobiorcę nie wie o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności, a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności niezwłocznie uniemożliwi dostęp do tych danych. Art. 14 ust. 1 Ustawy o świadczenie usług drogą elektroniczną
Wątpliwości, na które zwrócił uwagę reprezentujący Sikorskiego, mec. Roman Giertych, dotyczą art. 14 Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Przepis ten mówi, że właściciel forum de facto nie ponosi odpowiedzialności za zamieszczane wpisy, dopóki nie zostanie o nich powiadomiony. Dopiero wówczas ma obowiązek je natychmiast usunąć.
Zdaniem mecenasa, przepis ten może naruszać zapis ustawy zasadniczej mówiący, że "każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym". Jak wskazał Giertych, przepisy o świadczeniu usług drogą elektroniczną w rzeczywistości ograniczają tę ochronę.
Do wniosku mec. Giertycha pozytywnie odniósł się pełnomocnik wydawcy "Wprost". Ma on tydzień na przedstawienie na piśmie swojego stanowiska sądowi. Proces został odroczony do 12 stycznia, jeśli jednak sąd zdecydowałby się zadać pytanie do TK, sprawa musiałaby zostać zawieszona.
"Zrobiliśmy już więcej niż nakazuje nam prawo"
Na kwestię zapisów o świadczeniu usług drogą elektroniczną w lipcu podczas rozprawy zwracali uwagę przedstawiciele pozwanego przez Sikorskiego wydawcy "Faktu". - Usunęliśmy wpisy i przeprosiliśmy pana Sikorskiego. Co jeszcze mielibyśmy zrobić, skoro zrobiliśmy już więcej niż nakazuje nam prawo? - mówił wtedy pełnomocnik Ringier Axel Springer Polska. Jak przekonywał, Ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną właśnie tak nakazuje postąpić i nie można obarczać wydawcy winą za naruszenie prawa dopóki nie udowodni się, iż wiedział o obraźliwym wpisie. Ten proces ma być kontynuowany 19 grudnia.
W październiku natomiast sąd oddalił pozew wobec wydawcy "Faktu" dotyczący obraźliwych wpisów wobec Giertycha. Sąd również powołał się w uzasadnieniu na zapis ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Wkrótce ma rozpocząć się kolejny proces, który Sikorski wytoczył wydawcy "Pulsu Biznesu" (ta gazeta również przeprosiła Sikorskiego).
Wydawca zamknął forum
W maju wydawca tygodnika "Wprost" zablokował czasowo możliwość dodawania komentarzy pod tekstami na stronie wprost.24.pl. Jak tłumaczył, chciał w ten sposób walczyć z chamskimi, wulgarnymi i rasistowskimi wpisami na łamach portalu. - Jeżeli nadal będziemy przymykać na to oko, liczba negatywnych komentarzy będzie rosła, a powszechne przyzwolenie na chamstwo będzie powodowało, że niektórzy internauci nie będą mieli poczucia istnienia jakichkolwiek granic" - oświadczył wtedy w komunikacie prezes AWR Wprost, Michał M. Lisiecki.
Z zawiadomienia szefa MSZ stołeczna prokuratura wszczęła w maju śledztwo w sprawie pomówienia go w internecie wpisami m.in. o treści antysemickiej. W kwietniu Sikorski złożył zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa propagowania w sieci treści antysemickich, argumentując m.in., że podważa to wizerunek Polski w świecie. Minister - który dostał status pokrzywdzonego w tej sprawie - złożył też w prokuraturze wydruki z sieci z przykładami "mowy nienawiści".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Leszek Szymański