Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie - opowiada mieszkanka domu, który spłonął w nocy w miejscowości Dury niedaleko Ostródy. W ogniu zginęły trzy osoby: kobieta i dwóch jej synów.
Pożar wybuchł w środę wieczorem ok. 22.30. Zginęły trzy osoby: 35-letnia kobieta i dwóch jej synów: półtoraroczny i trzyletni. Dom spłonął doszczętnie.
"Wszyscy spali, to był moment"
Teresa Paprocka, mieszkanka budynku, który spłonął - sąsiadka ofiar - opowiada, że ogień zauważyła około północy.
- Wszyscy spali, to był moment. Grzesiu, jej syn starszy, 14 lat, wyleciał: "mama, pali się". Ogień był już w pokoju - relacjonuje.
Podkreśla, że by przeżyć, musiała natychmiast uciekać. - W koszuli wyleciałam, otworzyłam okno. Gdybym nie wyleciała w koszuli, też bym się spaliła - opowiada.
"Płomień szedł bardzo szybko"
Paprocka ocenia, że ofiary nie miały żadnych szans na ratunek. - Ten płomień bardzo szybko szedł, rozprzestrzeniał się - relacjonuje. Budynek, który się spalił, został wzniesiony po wojnie. Choć zbudowany był z cegły, konstrukcja dachu była drewniana, przez co błyskawicznie spłonęła. Nie są jeszcze znane przyczyny pożaru, jedną z hipotez jest zwarcie w instalacji elektrycznej.
Autor: nsz//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24