We Francji ruszyły zakrojone na wielką skalę działania wymierzone przeciwko internautom nielegalnie udostępniającym pliki z sieci. Na pierwsze efekty jakie przyniesie kontrowersyjna ustawa HADOPI, czeka cała Europa. W drugiej połowie września europarlamentarzyści zagłosują nad raportem, który internetowych piratów każe traktować jak producentów podrabianych towarów. - To droga donikąd. Francja poniesie piękną klapę. Europa też, jeśli za nią pójdzie - ocenia europosłanka frakcji socjalistów Lidia Geringer de Oedenberg.
Na początku tego roku we Francji weszła w życie kontrowersyjna - podważana przez dużą część społeczeństwa, a nawet Radę Konstytucyjną - ustawa HADOPI, która miała przynieść nową jakość w karaniu internetowych piratów. Do końca sierpnia formowano struktury i przygotowywano się do pierwszej rundy bitwy z internautami, którzy w sieci naruszają czyjeś prawa autorskie. 1 września rozpoczęła się walka.
Do dwóch ściągnięć sztuka
Od dziś każdy francuski internauta, który udostępnia pliki w systemie peer-to-peer może spodziewać się komunikatu z ostrzeżeniem i pouczającą informacją o skutkach i rozmiarach internetowych kradzieży. To będzie pierwszy krok. W następnym - jeśli HADOPI (czyli w tłumaczeniu francuski "Wysoki Urząd ds. Rozpowszechniania Utworów i Ochrony Praw w Internecie") dostrzeże, że adres IP, na który wysłano komunikat nic sobie z niego nie zrobił, wyśle pocztą do jego właściciela ostateczne ostrzeżenie.
Jeżeli i to nie poskutkuje sprawą zajmie się sąd. Gdy uzna winę pozwanego, nałoży na niego karę - od 1500 euro w górę (nawet do kilkudziesięciu tysięcy euro) i będzie miał prawo zablokować mu dostęp do Internetu na jakiś czas - minimum na jeden miesiąc.
Grunt to zabezpieczenie
Co w tym scenariuszu budzi największe wątpliwości? Przede wszystkim przyjęta wykładnia, że za internetowe piractwo karana ma być niekoniecznie osoba, która fizycznie ściągnęła nielegalnie plik, ale użytkownik danego IP. Dlaczego? Bo - jak tłumaczą autorzy ustawy - nie zabezpieczył w sposób odpowiedni swojego łącza przed pirackim procederem.
- Tyle, że francuski prawodawca zapomniał sporządzić listy rekomendowanych programów, które miałyby to skutecznie uniemożliwiać - zauważa europosłanka SLD i członkini Komisji Prawnej PE Lidia Geringer de Oedenberg. - Jeśli projekt chadecji francuskiej opiera się na wątpliwych przesłankach to i to prawo jest wątpliwe. Winny ma być identyfikowany po IP użytkownik. Ale IP to nie dowód osobisty, czy odcisk palca - dodaje.
Europa patrzy. I też zawalczy?
Europosłanka wymienia więcej powodów, dla których ustawa HADOPI może nie zadziałać tak, by przynieść spodziewane przez jej twórców owoce. - Chodzi o pieniądze. HADOPI ma roczny budżet na poziomie 10 milionów euro. Według wstępnych szacunków monitoring zaledwie 100 tytułów utworów muzycznych i filmów oraz przygotowanie listy 25 tysięcy "pirackich" IP to koszt 35 tysięcy euro miesięcznie. We Francji codziennie pliki peer-to-peer ściągane są na ok. 50 tysięcy adresów IP - wylicza Geringer de Oedenberg. Według niej właśnie przez brak odpowiednich środków francuska walka z piratami internetowymi zakończy się "piękną klapą i kompromitacją". - Zobaczymy prawo, które nie może być wdrożone. Sama jestem bardzo ciekawa jak ono nie będzie funkcjonować - przyznaje.
Ale wiele europejskich krajów na Francję patrzy dzisiaj z zazdrością i już dopina swoje odpowiedniki ustawy HADOPI. Najbardziej zaawansowane prace toczą się w Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Przygotowaniem do objęcia projektem HADOPI wszystkich krajów Unii ma być z kolei raport europosłanki Marielle Gallo, członkini francuskiej Unii na rzecz Ruchu Ludowego, stanowiącej zaplecze polityczne urzędującego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego.
Głosowanie we wrześniu
Do przekładanego już kilka razy głosowania nad raportem dojdzie jeszcze we wrześniu, podczas drugiej sesji plenarnej PE. - Wszystko wskazuje na to, że teraz on upadnie, ale zagrożenie jest poważne. Nasza grupa (Socjalistów i Demokratów - red.) ma alternatywny raport, który wskazuje bardziej właściwe w naszej ocenie drogi systemowej, a nie doraźnej, walki z piratami, na przykład poprzez ułatwianie internautom dostępu do legalnego, taniego streamingu plików. Oczywiście prawo autorskie musi być przestrzegane, ale HADOPI pokazuje kierunek, w który nie powinno się iść. Autorom na pewno nie zapewni on większych dochodów, a ci, którzy ściągają nielegalnie pliki, na pewno znajdą inne sposoby by omijać prawo - ocenia Geringer de Oedenberg.
Autorzy tej ustawy wychodzą z mylnego założenia, że wystarczy ukarać jakąś część obywateli, aby odstraszyć od tego procederu innych. Ale ta teoria może okaże się wielkim fiaskiem, bo ci, którzy nie wiedzą, że udostępniają pliki z naruszeniem praw autorskich, będą robić to dalej. Natomiast ci, którzy wiedzą że naruszają prawo, znajdą wiele sposobów, by robić to bezpiecznie. Ominięcie tych przepisów poprzez maskowanie adresu IP jest banalnie proste Jarosław Lipszyc, prezes Fundacji Nowoczesna Polska
Absurd prawny
Specjaliści od Internetu nie zostawiają suchej nitki na francuskim prawie. - Ta ustawa może być farsą. Metody ścigania internautów przez identyfikację adresu IP są zawodne i prowadzą do wielu absurdów. Wiadomo przecież, że numer IP nie jest człowiekiem i wystarczy przytoczyć sytuację, w której z jednego komputera podpiętego pod jedno IP w domu korzysta kilka osób – mówi Jarosław Lipszyc, prezes Fundacji Nowoczesna Polska. I podaje przykład ze Stanów Zjednoczonych, gdzie do jednego z uniwersytetów listy ostrzegawcze związane z podobnymi przepisami wysyłano do numerów IP drukarek.
- Autorzy tej ustawy wychodzą z mylnego założenia, że wystarczy ukarać jakąś część obywateli, aby odstraszyć od tego procederu innych. Ale ta teoria może okaże się wielkim fiaskiem, bo ci, którzy nie wiedzą, że udostępniają pliki z naruszeniem praw autorskich, będą robić to dalej. Natomiast ci, którzy wiedzą że naruszają prawo, znajdą wiele sposobów, by robić to bezpiecznie. Ominięcie tych przepisów poprzez maskowanie adresu IP jest banalnie proste – ocenia Jarosław Lipszyc.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu