Do jutra ostatni pacjenci oddziału neurologicznego w toruńskim szpitalu na Bielanach mają zostać ewakuowani. Część lekarzy specjalistów nie podpisała nowych kontraktów. Według dyrekcji chodziło o pieniądze. Dzisiaj w placówce pojawią się kontrolerzy z Narodowego Funduszu Zdrowia. Swoją kontrolę wszczęło także Ministerstwo Zdrowia.
Pierwsze informacje o problemach w szpitalu otrzymaliśmy na Kontakt 24 od pacjentki oddziału neurologicznego.
Janusz Mielcarek, rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu potwierdził, że oddział jest ewakuowany i - jak zaznaczył - jest to związane z niepodpisaniem kontraktów przez część lekarzy specjalistów neurologii. - Pacjenci, którzy wymagają hospitalizacji są stopniowo przenoszeni do innych szpitali - przyznał Mielcarek.
- Staramy się jak najszybciej odtworzyć kadrę oddziału tak, aby okres zawieszenia pracy tego oddziału był jak najkrótszy i wszystko mogło wrócić do normy - mówił w środę w rozmowie z Mariuszem Sidorkiewiczem, reporterem TVN24.
"Lekarze chcieli zarabiać dwa razy więcej"
Jak relacjonował reporter, oddział jest ewakuowany, bo minęły terminy wypowiedzenia tych kontraktów, które nie zostały przedłużone pod koniec roku. - Przedstawiciele dyrekcji mówią, że chodzi o pieniądze. Od wielu tygodni trwały twarde negocjacje dotyczące podwyżek. Lekarze mieli zażądać dwa razy więcej niż w tej chwili zarabiają. Później nieco ustąpili, ale nie doszło do porozumienia - wyjaśnił.
Jak podał, sami zainteresowani, czyli 10 lekarzy specjalistów, którzy z dnia na dzień podjęli decyzję o tym, że nie będą już pracowali w toruńskim szpitalu, niechętnie komentują całe zamieszanie.
- Nie udzielimy żadnych informacji. Dajcie nam pracować - ucięła rozmowę z reporterem TVN24 jedna z lekarek.
Lekarze wydali oświadczenie, w którym przekonują, że chodzi nie tylko o pieniądze i nie o tak duże, jak podaje dyrekcja, ale bardziej o warunki płacy i pracy. Twierdzą również, że "negocjacje rozpoczęły się zbyt późno i nie było czasu na wypracowanie kompromisu".
Po południu Narodowy Fundusz Zdrowia zapowiedział pilną kontrolę na oddziale. Urzędnicy mają się tam pojawić jeszcze dzisiaj.
Swoją kontrolę podjęło także Ministerstwo Zdrowia.
Trafią do innych placówek
W chwili, gdy zapadła decyzja o ewakuacji, na oddziale przebywało prawie 30 osób. - Do tej pory ewakuowano około 20 osób. Pozostałe osoby to najtrudniejsze przypadki - mówił przed godz. 14 Sidorkiewicz.
Jak dodał, ewakuowani pacjenci trafili do szpitali oddalonych nie dalej niż 50 km od Torunia, czyli m.in. do Bydgoszczy, Inowrocławia czy Świecia. Niektórzy chorzy zdecydowali się wrócić do domu. Do czasu opuszczenia oddziału przez wszystkich pacjentów opiekę nad nimi srpawuje neurochirurg, który został sprowadzony na oddział z miejscowej przychodni.
"Dziesięć minut na podjęcie decyzji"
Jak mówił Sidorkiewicz, w szpitalu jest chaos i dezinformacja. - Pacjenci o ewakuacji szpitala dowiedzieli się dopiero we wtorek późnym popołudniem - relacjonował.
- Jedna z pacjentek miała dziesięć minut na podjęcie decyzji, czy wyraża zgodę na wyjazd do innego szpitala. Dostałyśmy informację od pani dyrektor, że oddział ma zostać zlikwidowany - mówiła Ewa Klimecka, pacjentka. - Padały nazwy szpitali w Lipnie, Aleksandrowie, Inowrocławiu, w Bydgoszczy. Nikt z nas nie wie, gdzie trafi - dodała pacjentka.
- Usłyszałam, że oddział będzie zamknięty i muszę mieć dalszą diagnostykę poprowadzoną w innym szpitalu. Bardzo mnie to zaskoczyło. To wyszło tak nagle, że nie byłam przygotowana. Miałam dziesięć minut na podjęcie decyzji - dodała Renata Konopka, kolejna pacjentka.
Autor: js,popi/kka,rzw / Źródło: TVN24, Kontakt 24