Eurobank przeprasza swoich klientów oraz wszystkich, którzy za pośrednictwem mediów byli świadkami windykacyjnej rozmowy - powiedziała w TVN24 rzeczniczka banku, Alina Stahl. Zapewniła, że zarząd banku zweryfikuje wszystkie procedury windykacyjne i wzmocni nadzór nad tym działem. Poinformowała też, że bank rozmawiał już z klientem, który był wcześniej lżony i zastraszany przez windykatorów.
Sprawa dotyczy jednego z klientów Eurobanku, pana Włodzimierza z Gdańska, który chciał odroczyć spłatę raty kredytu. W odpowiedzi usłyszał krzyki, wyzwiska i groźby. Takie metody windykacji długów stosowali pracownicy Eurobanku. Zdesperowany klient rozmowy nagrywał.
Bank obiecuje poprawę
Rzeczniczka Eurobanku przeprosiła wszystkich, którzy słyszeli rozmowy pracowników banku z klientem z Gdańska. Obiecała, że procedury windykacyjne banku się zmienią.
Alina Stahl przekonywała, że rozmowy windykacyjne są bardzo trudne. - W początkowej fazie wysyłamy SMS-y i dzwonimy. W ostatecznej formie klient dostaje wezwanie do zapłaty - mówiła rzeczniczka. Dodała, że proces ten jest narażony na nieprawidłowy przebieg. Dlatego pracownicy banku są specjalnie szkoleni, by prowadzić rozmowy na ten temat. - Zmienimy formę, nie będzie tak jak w rozmowie, którą państwo słyszeli - obiecywała Stahl.
Rzeczniczka uważa, że "ludzie, którzy popełniają błędy powinni tracić pracę", przyznała, że nie wie, czy tak stanie się w przypadku tych konkretnych windykatorów. - Na razie skupiliśmy się na kontakcie z klientem, ale na pewno równolegle przebiegają rozmowy z pracownikami banku - dodała.
Zapewniła natomiast, że Eurobank rozmawiał już z panem Włodzimierzem i sprawę wyjaśniono. Okazało się, że klient ten rzeczywiście zwracał się do banku z prośbą o zmniejszenie raty kredytu, ale pismo od niego zaginęło.
Prosił o zmniejszenie rat
W lutym pan Włodzimierz z Gdańska pożyczył w banku 20 tys. zł. Początkowo spłacał raty regularnie, ale potem wpadł w tarapaty finansowe. W październiku i listopadzie zamiast 1200 zł w sumie zapłacił kolejno 300 i 200 zł. Do banku wysłał pismo, w którym poprosił o zmniejszenie wysokości miesięcznej raty.
Pisemnej odpowiedzi nie było, ale na reakcję banku nie musiał długo czekać.
Obelgi i groźby
Zamiast ugody, czy chociaż próby negocjacji, otrzymał serię grubiańskich telefonów od kilku pracowników Eurobanku. Usłyszał m.in., że jest nieudolny, a harmonogram spłaty kredytu traktuje jak papier toaletowy. Najbardziej jednak dotknęła go obelga, że w wieku 50 lat na niczym się nie zna.
- Wstyd i hańba. Żona się z pana śmieje już? Dzieci się z pana śmieją? - Proszę pana... - Znalazł się pan W. Nie będziemy rozmawiać, nie umiem oddać pieniędzy, bo jestem nieudolny, tak? Zapis rozmowy p. Włodzimierza z pracownikiem Eurobanku
Oprócz obelżywych słów, pan Włodzimierz usłyszał też groźby. - My z takimi ludźmi nie będziemy współpracować. I ja na pewno, panie W. będę na rozprawie, jak będzie pan sądzony w sprawie kodeksu karnego. (...) I zobaczymy, panie W., jak dostanie pan wyrok, to zobaczymy, kto będzie się wtedy śmiał" - krzyczał do słuchawki pracownik banku.
Pomóc może UOKiK
Mec. Piotr Ładoń radził w TVN24, by walcząc z jakimkolwiek przedsiębiorcą, klient najpierw zwrócił się do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, zamiast występować do sądu w pojedynkę. UOKiK może uznać, że doszło do naruszenia praw konsumenta.
Co więcej – prawnik zwrócił uwagę, że w przypadku lżenia i zastraszania klienta Eurobanku mogło dojść do złamania prawa karnego.
Mec. Ładoń podkreślił też, że co prawda nie spłacając rat w terminie klient banku złamał warunki umowy z bankiem, ale jednocześnie wykazał chęć dalszej spłaty na innych warunkach. – W Polsce są odpowiednie organy, do których można się zwrócić w takiej sprawie – stwierdził prawnik.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24