- To nieprawda, że rosyjski raport jest obowiązującym dokumentem międzynarodowym. Ma status dokładnie taki sam jak nasz - ocenia prof. Marek Żylicz, członek komisji Millera i ekspert prawa lotniczego. To zdanie kłóci się ze stanowiskiem MAK, który we wtorek sugerował mniejsze - "tylko wewnętrzne" - znaczenie polskiego dokumentu. Prof. Żylicz zarzuca MAK, że "nie była komisją niezależną" i na dodatek podczas swoich prac wiele razy naruszała międzynarodowe przepisy.
- Aleksiej Morozow powiedział, że MAK działał jako komisja niezależna. Rzeczywiście aneks 13. (konwencji chicagowskiej - red.) mówi, że powinna to być komisja niezależna, ale ona nią nie była, ponieważ MAK jest instytucją odpowiedzialną za bezpieczeństwo lotów w tym obszarze federacji rosyjskiej. Jest więc w pewnym zakresie sędzią we własnej sprawie, jeśli jednocześnie bada, czy wszystko było w porządku po stronie rosyjskiej - ocenia profesor.
Naruszenia MAK
Według Żylicza kwestia bycia "sędzią we własnej sprawie" jest bardzo istotna i "trzeba będzie zwrócić na nią uwagę w ewentualnych dalszych wyjaśnieniach na arenie międzynarodowej". Podobnie jak na liczne uchybienia w stosunku do zapisów zawartych w aneksie 13., choćby tych, które nakazywały MAK-owi dopuszczenie do wszystkich potrzebnych dowodów.
- Nie dopuścili nas m.in. do oblotu kontrolnego urządzeń lotniskowych, mieliśmy trudności z otrzymaniem przepisów dotyczących lotów w tym obszarze - zwraca uwagę ekspert. We wtorek Morozow wytłumaczył, że do oblotu lotniska nie zostaliśmy dopuszczeni ze względu na fakt, że dokonywał go "rosyjski samolot wojskowy".
Polski ekspert w zakresie międzynarodowego prawa lotniczego wskazuje także na inny przykład "nie wykonania przez MAK zadań zgodnie z aneksem". - MAK miał obowiązek przeprowadzić negocjacje w celu uzgodnienia rozbieżności między rosyjskim a polskim raportem. Oni takich negocjacji nie przeprowadzili i zaskoczyli nas pospiesznie zorganizowaną konferencją - przypomina.
Dwa raportu - taki sam status
Biorąc wszystkie przytoczone wyżej fakty pod uwagę, prof. Żylicz zaznacza, że nie zgadza się z tezą postawioną we wtorek przez Morozowa, jakoby raport MAK był "obowiązującym dokumentem międzynarodowym", w odróżnieniu od raportu polskiego, który spełniać może tylko rolę dokumentu wewnętrznego, bez znaczenia z punktu widzenia międzynarodowego prawa.
- Raport rosyjski ma status dokładnie taki sam jak nasz, może być uważany za obowiązujący w Rosji, ale nie w Polsce - uważa ekspert. We wtorek Aleksiej Morozow przekonywał, że "raport MAK stał się dokumentem obowiązującym" a Komitet "prowadził śledztwo zgodnie ze standardami ICAO". Twierdzi jednak, że strona rosyjska nie zgłosiła do niej (ICAO) swojego raportu.
"Przykre"
"Ogólne wrażenie" profesora Żylicza po wtorkowej konferencji Rosjan jest - jak podkreśla - "przykre". - Wygląda na to, że MAK upiera się przy swoich ustaleniach. Broni pozycji, która jest nie do obronienia w świetle międzynarodowego prawa - zaznacza profesor. I dodaje: - We wtorek przytoczono te same argumenty, których my nie uznajemy, te oceny, z których zdaniem strony rosyjskiej wynika, że nie było żadnego ujemnego wpływu na katastrofę po stronie rosyjskiej.
CAŁĄ PREZENTACJĘ RZĄDOWEGO RAPORTU ZNAJDZIESZ tutaj
Źródło: PAP