"Ograniczają widoczność i szpecą otoczenie" - przyznali to nawet rządowi eksperci. Mimo to modernizowane linie kolejowe cały czas obrastają ekranami akustycznymi. Kierowcy protestują, bo niewiele widzą na przejazdach. Samorządy lokalne interweniują, gdzie się da. Kolej tymczasem uspokaja - jest bezpiecznie, a jak ktoś ma wątpliwości, niech... pisze mail.
Ekranów wzdłuż torów z roku na rok przybywa. Spółka PKP - Polskie Linie Kolejowe modernizuje główne szlaki. A tam, gdzie zmodernizuje, obudowuje tory nieprzezroczystymi ekranami dźwiękochłonnymi. Ekrany ciągną się kilometrami - z przerwami na przejazdy drogowo-kolejowe. Na części z tych przejazdów ekrany zasłaniają nadjeżdżające pociągi. Zdaniem mieszkańców i lokalnych władz jest to zagrożenie dla bezpieczeństwa kierowców i pieszych.
Jak dotąd żadna instytucja ani organizacja nie pokusiła się o opisanie problemu w ogólnopolskiej skali. O tym, że problem istnieje można się przekonać, analizując działania lokalnych władz z różnych stron Polski oraz niektóre urzędowe dokumenty.
Kiedyś kierowcy widzieli tory, teraz widzą ekrany
- Walka gminy o widoczność na przejazdach jest jak walka z wiatrakami - irytuje się Bożena Kucharczyk, naczelnik wydziału inwestycji i planowania Urzędu Miejskiego w Wołominie.
Samorząd gminy Wołomin interweniował już chyba wszędzie w sprawie przejazdu kolejowego między wsiami Zagościniec i Duczki, łącznie z petycjami do wojewody i ministra budownictwa. Ekran zbudowano niedawno, po modernizacji pierwszego odcinka linii kolejowej Rail Baltica (Warszawa - Białystok - Tallin).
- Czujemy nieskuteczność naszych działań i opór ze strony kolei, która twierdzi, że wszystko jest w zgodzie z prawem i dokumentacją techniczną. Ale nie poddajemy się, bo na tym przejeździe jest naprawdę niebezpiecznie - mówi naczelnik Kucharczyk.
Poddali się za to - jak wszystko na to wskazuje - mieszkańcy małopolskiej Rzezawy. W miejscowości tej od wielu lat obywatele i władze gminy walczyły o zburzenie budynku kolejowego, który zasłaniał widok z drogi na tory. Po modernizacji linii Kraków - Rzeszów budynek został zburzony, ale widoczność na przejeździe ograniczają teraz ekrany dźwiękochłonne. Protesty mieszkańców przeciw ekranom popierała nawet miejscowa policja.
- Żeby upewnić się przy otwartych zaporach, że nie nadjeżdża pociąg, kierowcy muszą częściowo wjeżdżać na torowisko - tłumaczył reporterowi TVN24 Łukasz Ostręga z Komendy Powiatowej Policji w Bochni.
Popierane przez policję interwencje mieszkańców i władz gminy trwały trzy lata. Ale na przejeździe nic się nie zmieniło.
- Najprawdopodobniej mieszkańcy przyzwyczaili się do tej niebezpiecznej sytuacji - słyszymy od sekretarza gminy Rzezawa Piotra Koczanowskiego.
Komisja wypadków dostrzega ekran
Wołomin i Rzezawa to tylko przykłady. Z doniesień regionalnych mediów wynika, że protesty przeciw ograniczaniu widoczności na przejazdach miały miejsce również w warszawskim Rembertowie i Barchowie w powiecie węgrowskim na linii Warszawa - Białystok; oraz w Woli Rzędzińskiej i Sterkowcu koło Brzeska. W Łódzkiem protestowali zaś mieszkańcy osiedla Rawka w Skierniewicach.
Również w województwie łódzkim na trasie między Koluszkami a Gałkówkiem w 2015 roku pociąg zmiażdżył samochód na przejeździe drogowo-kolejowym. Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych orzekła, że bezpośrednią przyczyną wypadku, w którym zginął kierowca, był wprawdzie błąd dróżnika. Jednak wśród przyczyn pośrednich komisja podała niedostateczną widoczność, ograniczoną przez ekran dźwiękochłonny stojący tuż przy torach.
Przykład groźnego dla bezpieczeństwa ekranu zasłaniającego kierowcom widok na tory pokazuje Najwyższa Izba Kontroli w opublikowanym w ubiegłym tygodniu raporcie o bezpieczeństwie na przejazdach kolejowo-drogowych. Opisany jest w nim i pokazany na zdjęciu przejazd w Siedlcach na zmodernizowanej linii Warszawa - Terespol. Kontroler zanotował tam "utrudnioną widzialność pociągów z drogi. Przeszkody stanowią kontener srk [sterowania ruchem kolejowym - przyp. red.] oraz ekrany dźwiękochłonne".
Ograniczają widoczność i szpecą otoczenie
Problem zagrożenia dla bezpieczeństwa przez ekrany dźwiękochłonne dostrzegli nawet swego czasu rządowi eksperci. W poprzedniej kadencji rozpoczęto prace nad zmianą rozporządzenia w sprawie warunków technicznych i usytuowania budowli kolejowych. W uzasadnieniu eksperci ówczesnego Ministerstwa Transportu napisali, że ekrany "zmniejszają bezpieczeństwo ograniczając widoczność i szpecą otoczenie". Projekt jednak ugrzązł w uzgodnieniach międzyresortowych i poprzedni rząd nie zdążył wydać rozporządzenia umożliwiającego zastępowanie ekranów wałami ziemnymi czy pasami zieleni.
"Przytorowy ekran tłumiący hałas" (pojęcie z rozporządzenia ws. budowli kolejowych) nadal jest więc podstawową, przewidzianą przez prawo, formą ochrony przed hałasem dochodzącym z dróg żelaznych. Innych form rozporządzenie nie przewiduje.
Kolej więc podchodzi do rozporządzenia tak rygorystycznie, że wbrew pasażerom i mieszkańcom zamierza wyciąć w pień drzewa i krzewy wzdłuż Warszawskiej Kolei Dojazdowej. Wskutek protestów mieszkańców i interwencji posła Stanisław Tyszki egzekucję rozporządzenia odłożono na rok 2018.
Punkt widzenia kolei
- Błędne jest przeświadczenie, że nasza spółka wymyśla sobie ekrany dźwiękochłonne i stawia je tam, gdzie chce - mówi portalowi Tvn24.pl rzecznik PKP PLK Mirosław Siemieniec. - Zanim coś zbudujemy, musimy uzyskać zgodę z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska na modernizację linii. Dyrekcja określa poziom hałasu, jaki może się utrzymywać w pobliżu linii po modernizacji i my musimy ten poziom osiągnąć.
Zdaniem rzecznika PKP PLK ekrany muszą być nieprzezroczyste, bo tylko one chłoną hałas. Ekrany przezroczyste odbijają fale dźwiękowe do wewnątrz.
Według zarządcy linii kolejowych wymagana prawem widoczność jest na przejazdach zachowana. Przepisy stanowią, że kierowca siedzący w samochodzie ustawionym przy przejeździe w odległości pięciu metrów od zewnętrznej szyny powinien widzieć od 60 metrów torowiska (na liniach, gdzie pociągi jeżdżą 60 km/h) do 140 metrów (na liniach, gdzie pociągi rozpędzają się do 100 km/h).
Większość przejazdów na zmodernizowanych ruchliwych liniach powinna być wyposażona w zapory, które samoczynnie opuszczają się, gdy nadjeżdża pociąg. Pytanie jednak, czy życie kierowców nie jest narażone, gdy dojdzie do awarii zapór. Rzecznik PKP PLK zapewnia, że nie.
- Mamy tu podwójny system zabezpieczeń - mówi Mirosław Siemieniec. - Jeżeli gdzieś dochodzi do awarii zapór czy sygnalizatorów, maszyniści nadjeżdżających pociągów są automatycznie o tym powiadamiani i przed przejazdem dotkniętym awarią mają obowiązek zwolnić do 20 km/h. System powiadamia ich o tym na tyle wcześnie, że są w stanie bezpiecznie zwolnić nawet z najwyższej prędkości dopuszczonej na danym odcinku.
Gdy kierowca widzi za mało
PKP Polskie Linie Kolejowe zapewniają, że bezpieczeństwo kierowców i pieszych jest dla spółki najważniejsze. Co więc może zrobić kierowca, który z duszą na ramieniu przejeżdża przez tory w miejscu szczelnie osłoniętym ekranami? Okazuje się, że najwyżej wysłać mail.
W kolejowym serwisie bezpieczny-przejazd.pl znajduje się formularz kontaktowy.
- Każdy sygnał otrzymany od kierowców czy pieszych zostanie zweryfikowany i sprawdzony w terenie - zapewnia rzecznik PKP PLK.
Kolejarze nieoficjalnie przyznają, że skoro kierowcom przeszkadzają ekrany, należałoby część ekranów rozebrać. Formalnie nie jest to jednak możliwe z powodu błędnego koła przepisów i procedur finansowania inwestycji.
Modernizacja linii kolejowej musi uwzględniać rygorystyczne normy ochrony przed hałasem. Jedyną dopuszczalną prawnie formą ochrony są ekrany dźwiękochłonne. Muszą więc być zaprojektowane i wybudowane. Nie można ich nie uwzględniać, bo nie dostanie się pozytywnej decyzji środowiskowej. Spośród tych, które już stoją, nie można ich częściowo rozebrać, bo każde odstępstwo od projektu grozi utratą dofinansowań z Unii Europejskiej.
Autor: Jacek Pawłowski/sk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24