W Polsce nie ma zagrożenia wirusem Ebola, ale gdyby nawet pojawiły się pojedyncze przypadki zawleczone z Afryki, jesteśmy przygotowani na taką sytuację - zapewnił w piątek rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jan Bondar.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) określiła w piątek epidemię wirusa Ebola w Afryce Zachodniej - największą i najdłuższą w historii - jako sytuację nadzwyczajną dla zdrowia publicznego o zasięgu międzynarodowym. Zalecono, by kraje "przygotowały się na wykrywanie i postępowanie w przypadku zachorowań", a także "ułatwiły procedury ewakuacji swoich obywateli, zwłaszcza personelu medycznego, który jest narażony" na zakażenie.
W Polsce nie ma zagrożenia
- Na razie nie ma sytuacji, która zmuszałaby Polskę do przedsięwzięcia jakichś nadzwyczajnych środków, na przykład montowania bramek termowizyjnych wykrywających pasażerów z gorączką na lotniskach czy rozdawania w samolotach ulotek – powiedział rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jan Bondar. Przypomniał, że epidemia trwa od pół roku i co tydzień dwa samoloty wylatują z Konakry (stolicy Gwinei) do Paryża, a mimo to nie odnotowano żadnego przypadku zachorowania poza Afryką. - Nie lekceważymy zagrożenia i każdy przypadek gorączki tropikalnej był w przeszłości sprawdzany. U powracających z Afryki osób wykrywano wielokrotnie dengę, ale nie Ebolę. Gdyby jednak pojawił się taki pacjent, kilka krajowych ośrodków ma odpowiednie warunki do zapewnienia mu opieki – zapewnił Bondar.
Gorączkę krwotoczną Ebola wywołuje wirus Ebola należący do rodziny Filoviridae - jednoniciowych wirusów RNA. Jego rezerwuarem są prawdopodobnie owocożerne nietoperze, często spożywane w krajach Afryki (dlatego wirus nie może się zadomowić w Polsce - nie ma u nas ani takich zwierząt, ani zwyczaju ich zjadania). Zarazić się wirusem od człowieka można poprzez kontakt z wydzielinami osoby chorej, zwłaszcza jej krwią. Na szczęście zakażenie nie przenosi się drogą powietrzną (jak w przypadku grypy). Choć początkowo Ebola wydawała się kandydatem na groźną broń biologiczną, wojskowych zniechęciło to, że stosunkowo trudno się nią zakazić.
Ebola początkowo jak grypa
Objawy rozpoczynają się po okresie trwającym nawet 21 dni i początkowo przypominają grypę – bóle mięśni, dreszcze, wysoka gorączka. Później pojawiają się wymioty, bóle klatki piersiowej i wysypka. Chory słabnie, następują obfite krwawienia wewnętrzne, z jam ciała, a nawet poprzez pory skóry. Umiera od 50 do 90 proc. chorych. Jeśli chory przeżył dwa tygodnie od wystąpienia gorączki, ma szansę wyzdrowieć. Po wieloletnich badaniach opracowano wprawdzie szczepionki i leki przeciwko Eboli, jednak są one nadal w stadium eksperymentalnym. Pomimo to WHO podjęła decyzję o ich wykorzystaniu u chorych. Dotychczas stosowane było tylko leczenie objawowe (na przykład odpowiednie nawadnianie). Szczególnie ważne jest odizolowanie osób chorych od zdrowych w odpowiednich ośrodkach i neutralizacja wirusa wydzielanego przez pacjenta. Wyjątkowo duży zasięg obecnej epidemii specjaliści przypisują między innymi brakowi właściwej izolacji chorych. Wirus Ebola jest stosunkowo mało odporny - niszczy go na przykład promieniowanie UV (także światło słoneczne), temperatura powyżej 60 stopni Celsjusza, a także powszechnie dostępne chemiczne środki do dezynfekcji. Przestrzeganie zasad higieny dobrze chroni przed wirusem. Obecna epidemia Eboli rozpoczęła się w marcu w Gwinei i rozprzestrzeniła się do Sierra Leone i Liberii. Przypadki zachorowań odnotowano też w Nigerii. Od początku roku epidemia spowodowała śmierć prawie 1000 ludzi.
Autor: bieru//rzw / Źródło: PAP