Dla Ludwika Dorna to, że tajne służby PRL wytypowały go jako kandydata na tajnego współpracownika oznacza, że "bezpieka zauważyła jego działalność".
- Mam przekonanie, że dołożono tutaj należytej staranności - podsumował Dorn w radiowej Trójce publikację przez IPN nazwisk osób, które miały współpracować ze służbami specjalnymi PRL.
Według danych z katalogu, Ludwik Dorn był w 1975 r. typowany jako kandydat na współpracownika. Nie ma jednak informacji o tym, żeby SB podjęła próbę pozyskania go.
Dorn powiedział w "Trójce", że nikt z PRL-owskich służb do niego nie przychodził. Wytypowanie go jako kandydata na tajnego współpracownika oznacza jedynie, że "bezpieka zauważyła jego działalność i podjęła decyzję o przygotowaniu do próby zwerbowania". - Kandydat na tajnego współpracownika to też była osoba rozpracowywana bardzo intensywnie - mówił Dorn. - To tyle oznaczało: trzeba sprawdzić, czy nie znajdzie się na niego jakichś haków, słabości, żeby go zwerbować - dodał.
Wyjaśnił także, że między 1975 rokiem, kiedy - jak wspominał - podpisał protest przeciwko zmianom w konstytucji, a 1976 rokiem, kiedy angażował się w akcję pomocy robotnikom Ursusa i Radomia, były jedno lub dwa wydarzenia, które już wtedy oceniał jako zainteresowanie służb jego osobą. Myślał wtedy - jak mówi - "aha, czy to nie jest kombinacyjka operacyjna?".
IPN rozpoczął we wtorek publikację spisu osób publicznych oraz trzech innych katalogów: osób rozpracowywanych przez tajne służby PRL, funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa oraz osób zajmujących wysokie stanowiska w PRL.
Zgodnie z nową ustawą lustracyjną, która 15 marca weszła w życie, IPN miał w ciągu pół roku zacząć publikować cztery katalogi - spis osób, które miały współpracować z tajnymi służbami PRL. Przepis ten zakwestionował w maju Trybunał Konstytucyjny.
Źródło: PAP, "Trójka"
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Bartłomiej Zborowski