Jest już niemal pewne, że rządowy projekt wydłużający urlopy macierzyńskie wejdzie w życie - pisze dziennik "Polska". Mamy z dziećmi pozostaną w domu przez przynajmniej 20 tygodni, a więc o dwa dłużej niż obecnie. Ponadto, jedno z rodziców będzie mogło pójść na urlop dodatkowy - nawet na kolejnych sześć tygodni.
To już niemal pewne. Młode mamy, które urodzą dzieci po 1 stycznia, zostaną w domu ze swymi maluchami przynajmniej przez 20 tygodni, czyli o 2 tygodnie dłużej niż obecnie.
Za przyjęciem projektu podpisują się nie tylko posłowie Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, ale też opozycja.
– Oczywiście, że go poprzemy – powiedziała "Polsce" posłanka Prawa i Sprawiedliwości Joanna Kluzik-Rostkowska. – Zaproponowane przez rząd zmiany w polityce rodzinnej to najlepsze rozwiązania, na które możemy sobie dziś pozwolić – dodał Mirosław Barszcz, były minister finansów w rządzie PiS.
Przeciwko urlopowi fakultatywnemu
Kluzik-Rostkowska zaznaczyła jednak, że PiS nie jest za urlopem fakultatywnym. Jej zdaniem, jest to rozwiązanie pozorne, bo pracodawcy i tak będą wywierać nacisk na rodziców, żeby ci wracali do pracy.
Kobieta, która zrezygnuje z urlopu wychowawczego i zaraz po zakończeniu macierzyńskiego będzie chciała wrócić do pracy na pół etatu, objęta zostanie ochroną przed zwolnieniem. I to nawet do trzech lat. To, zdaniem rządu, powinno się opłacać pracodawcom, bo przez ten czas nie będą musieli za takie osoby płacić składek na fundusz pracy.
Pracodawcy nie są jednak tego tacy pewni. – Obawiam się, że jeśli wprowadzimy gwarancje zatrudnienia dla młodych mam, firmy zaczną unikać zatrudniania ich na umowę o pracę. Przecież właśnie z tego powodu nie zatrudnia się pracowników tuż przed emeryturą – powiedział "Polsce" Jacek Męcina z PKPP „Lewiatan”.
Źródło: Polska
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu