We wsi Żurawlów na Zamojszczyźnie miało się odbyć spotkanie mieszkańców z przedstawicielami zagranicznego inwestora, firmy Chevron, która w okolicy szuka łupków. Do rozmowy jednak nie doszło. Szef firmy opuścił spotkanie, kiedy zorientował się że na salę przyszli nie tylko mieszkańcy Żurawlowa, ale również ludzie z całej Polski, przedstawiciele organizacji ekologicznych i media. Sprawie przyjrzał się reporter programu "Polska i Świat".
Największym problemem związanym z wydobywaniem łupków okazuje się być komunikacja pomiędzy inwestorem i mieszkańcami terenów, na których wydobywany ma być surowiec.
W Żurawlowie zaplanowane spotkanie miało mieć charakter publiczny, a mimo tego szef Chevronu wyszedł, kiedy zorientował się, że przyszli na nie nie tylko mieszkańcy wsi.
Najważniejsza komunikacja?
Przed spotkaniem inwestorzy zapewniali, że najważniejsza sprawą dla firmy jest głos mieszkańców. Chodziło o informację zwrotną, czym są zainterersowani i jakie mają wątpliwości ws. łupków.
Na spotkaniu mieli się również pojawić eksperci, których zadaniem było wyjaśnienie wszystkich wątpliwości związanych z poszukiwaniem gazu łupkowego w tamtych okolicach.
Dlaczego do spotkania nie doszło? - Nie było to spotkanie przewidziane dla agresywnych, demagogicznych grup ekologicznych, po to żeby zaprezentować tylko i wyłącznie swoje stanowisko - argumentowała Grażyna Bukowska, szefowa PR Chevron Polska.
Mieszkańcy wsi, mieli jednak najwięcej pretensji do samych inwestorów. - Dlaczego wyszli? Czy my żeśmy ich napastowali, czy my żeśmy na nich krzyczeli? Jak my jako społeczeństwo Żurawlowa zostaliśmy potraktowani? - mówiła Barbara Siegieńczuk, jedna z mieszkanek Żyrardowa.
Mimo wielokrotnych próśb o powrót na spotkanie, przedstawiciele Chevronu się na nim nie pojawili.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn 24