- Twierdzę, że źle się stało, ale to nie jest kwestia zaniedbań ze strony prokuratury - tak w "Kropce nad i" prokurator generalny Andrzej Seremet skomentował upublicznienie akt ze śledztwa ws. afery podsłuchowej. Dodał, że wszelkie tropy wskazują na to, że dokumenty mogły udostępnić osoby, którym - zgodnie z prawem - prokuratura wcześniej je przekazała.
Andrzej Seremet tłumaczył, że w tej sytuacji nie mamy do czynienia z klasycznym przeciekiem, bo dane nie wyciekły bezpośrednio z prokuratury, np. w wyniku błędu jednego ze śledczych.
Podkreślał, natomiast, że prokuratura była zobowiązana udostępnić akta m.in. stronom postępowania, zgodnie z art. 156 par. 5 KPK.
Mówi on, że "w toku postępowania przygotowawczego stronom, obrońcom, pełnomocnikom i przedstawicielom ustawowym udostępnia się akta, umożliwia sporządzanie odpisów i kserokopii oraz wydaje odpłatnie uwierzytelnione odpisy lub kserokopie tylko za zgodą prowadzącego postępowanie przygotowawcze."
Seremet dodał, że dotychczasowe ustalenia wskazują na to, że to właśnie stamtąd pochodzą ujawnione dokumenty. Poinformował, że "w najbliższym czasie prokuratura urealni tropy" dotyczące tego, kto przekazał akta śledztwa do publikacji.
- Wszelkie tropy wskazują na to, że doszło do ujawnienia tej informacji, dlatego, że prokurator w sposób legalny, w pełni zgodny z prawem ujawnił te informacje określonym osobom - wyjaśnił. - Twierdzę, że źle się stało, ale to nie jest kwestia zaniedbań ze strony prokuratury - dodał.
Podkreślał, że błędny jest przekaz mówiący, że to prokuratura jest tym "organem, który cieknie, który jest jak durszlak."
Prokurator pytany, dlaczego nie zablokowano dokumentów, gdy tylko pojawiły się na Facebooku, odpowiedział, że podjęto takie działania, ale spotkano się z odmową.
"To, co zostało ujawnione, nie jest już tajemnicą"
Seremet zaznaczył, że nikt nie ma prawa bez zgody prokuratury ujawniać jakichkolwiek informacji z postępowania przygotowawczego. - W tym zakresie jest odpowiedzialność karna i mam nadzieję, że poniosą ją wszystkie te osoby, które przyczyniły się do ujawnienia tych informacji - powiedział.
Wyjaśnił, że odpowiedzialność ponosi osoba, która pierwsza ujawniła dane. Natomiast ci, którzy będą je powielać nie popełnią przestępstwa. - To, co zostało ujawnione, nie jest już tajemnicą - tłumaczył.
Seremet przyznał też, że nie może być tak, że Polską rządzi Stonoga i kelnerzy.
Dane wrażliwe?
Prokurator Generalny przekonywał, że adresy zamieszkania czy numery PESEL zawarte w opublikowanych dokumentach ze śledztwa nie są danymi wrażliwym zgodnie z ustawą o ochronie informacji niejawnych.
Jak wyjaśnił, dane wrażliwe dotyczą m.in. informacji na temat stanu zdrowia czy sytuacji rodzinnej.
- Jeżeli są tam takie rzeczy opisane, to są to w tym zakresie dane wrażliwe - tłumaczył.
"Premier oczekuje zdecydowanych działań"
Andrzej Seremet we wtorek rozmawiał o sprawie upublicznienia akt ze śledztwa z afery podsłuchowej z premier Ewą Kopacz. Jak mówił, rozmowa trwała blisko godzinę.
- Premier oczekuje zdecydowanych działań prokuratury w związku z tą sytuacją - mówił.
Pytany, czy szefowa rządu oczekuje jego dymisji, odpowiedział: - To nie było oczekiwanie. Premier wyraziła swoje niezadowolenie tą sytuacją, z czym się zgadzam.
21 nośników
Gość "Kropki nad i" poinformował, że w aferze podsłuchowej zabezpieczono 21 nośników z zarejestrowanymi rozmowami. Dodał, że nagrania pochodzą z około stu spotkań. Nie wykluczył, że istnieją inne taśmy, które mogą znajdować się w rękach osób trzecich. Stwierdził, że jeśli tak będzie, wówczas będą one objęte nowym śledztwem. W środę o godz. 12 Seremet przedstawi w Sejmie informację na temat opublikowanych akt.
Śledztwo ws. upublicznienia akt
W poniedziałek na jednym z portali społecznościowych na profilach Zbigniewa Stonogi i Gazety Stonoga opublikowano zdjęcia kilkunastu tomów akt śledztwa w sprawie tzw. afery podsłuchowej. We wtorek śledztwo ws. bezprawnego, publicznego rozpowszechnienia wiadomości ze śledztwa podjęła Prokuratura Okręgowa w Warszawie i powierzyła do prowadzenia komendzie stołecznej policji.
Za publiczne rozpowszechnianie bez zezwolenia materiałów ze śledztwa grozi grzywna, ograniczenie wolności lub kara do lat dwóch pozbawienia wolności.
Autor: db//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24