Pobicia sąsiadów, demolowanie samochodów czy wybijanie szyb to tylko niektóre z wyskoków 66-latka z Rusocina, który terroryzuje wieś. Mieszkańcy zgodnie przyznają, że mężczyzna jest agresywny i niebezpieczny. - To typowe porachunki sąsiedzkie - odpowiada policja. Materiał telewizji "Blisko ludzi".
Mieszkańcy Rusocina w woj. pomorskim boją się opowiadać o terroryzującym okolicę Kazimierzu M. przed kamerami. W nieoficjalnych rozmowach zgodnie przyznają jednak, że jest on agresywny i niebezpieczny. - Jakbyśmy coś powiedzieli, to nam by się coś później stało - wyznawali wprost reporterowi "Blisko Ludzi". Przy wyłączonych kamerach opowiadali jednak o pobiciach, napaściach czy powybijanych oknach.
Kara za zwrócenie uwagi
Ofiarą agresywnego mężczyzny stał się m.in. pan Zbigniew, który został niedawno dotkliwie pobity. Ośmielił się bowiem zaprotestować przeciwko pełnemu agresji zachowaniu Kazimierza M. i zwrócił mu uwagę. - Nos rozbity. W nos mnie uderzyli. Wywrócili mnie do boku i cały bok mam zjechany - opowiadał o reakcji Kazimierza M., pokazując dotkliwe obrażenia. - Ja jeszcze do tej pory nie mogę ani spać, ani nic. Nie mogę się przewrócić na bok, cały czas są bóle - mówił.
Kazimierzowi M. rozprawić się z sąsiadem pomógł jego dwudziestokilkuletni syn. Żaden z nich nie chciał jednak rozmawiać z reporterem.
Gdzie jest policja?
Kazimierz M. nie stara się zaprzeczyć, że dotkliwie pobił sąsiada, jednak policja wciąż nie zareagowała i nawet mężczyzny nie przesłuchała. - Na postępowanie jest miesiąc, nawet dwa, a nawet trzy miesiące - tłumaczyła rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Pruszczu Gdańskim, Marzena Szwed-Sobańska. - Policjanci pojechali na miejsce, sprawdzili sytuację, poinformowali pana o dalszym toku, jak powinien się zachować - dodała.
Pani Marlena, jedna z nielicznych mieszkanek Rusocina, która zdecydowała się na rozmowę przed kamerami, przyznaje, że nie jest to pierwszy przypadek, kiedy policja nie reaguje na agresję Kazimierza M. - Potrafi rzucić w kogoś czymś, kwasem oblać samochód - opowiadała o jego zachowaniu. - To po prostu nieobliczalny człowiek. Terrorysta, tak to można nazwać - dodała.
- Jako jednostka policji w Pruszczu Gdańskim nie odnotowaliśmy tego typu zgłoszeń, żeby ten pan w jakiś sposób terroryzował mieszkańców - odpowiada rzeczniczka. - Z naszych informacji wynika, że są to typowe porachunki sąsiedzkie.
Policja spokojna, mieszkańcy przerażeni
Spokoju policjantów nie podzielają mieszkańcy. - Strach jest czasami przejść przez klatkę - przyznają przerażeni. Rodzina pobitego pana Zbigniewa obawia się natomiast, że również ta sprawa, podobnie jak np. podpalenie samochodu, zostanie umorzona.
- Stwierdziłam, że muszę to nagłośnić - tłumaczy swoją decyzję pani Marlena. - Bo albo dojdzie do samosądu w końcu, tak jak to się kiedyś wydarzyło w innym mieście, albo skończy mój tato z nożem w plecach albo moja mama polana kwasem po twarzy - mówi.
- My jako policja zadziałaliśmy prawidłowo - odpiera zarzuty o opieszałość postępowania rzeczniczka Komendy w Pruszczu Gdańskim. Mieszkańcy obawiają się, że takie podejście funkcjonariuszy tylko rozzuchwali agresywnego mężczyznę. Pobity pan Zbigniew boi się również zemsty. - Tak jak policja teraz działa, to lepiej, żeby jej wcale nie było - mówi rozgoryczony. - Bo i bandyci są i zostaną bandytami.
Autor: kg/jk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TTV