Zarzut w związku z aferą SKOK Wołomin usłyszał były szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Zygmunt K. - dowiedział się tvn24.pl. Wpływowy, choć emerytowany już prokurator, miał popełnić przestępstwo na szkodę tej kasy.
Prokurator K. usłyszał zarzuty w śledztwie, które prowadzi Prokuratura Regionalna w Lublinie. Badany tutaj jest jeden z wątków działalności zorganizowanej grupy przestępczej w SKOK Wołomin.
- Zygmunt K. jest podejrzany o popełnienie oszustwa na szkodę SKOK Wołomin, to jest o przestępstwo z artykułu 286 Kodeksu karnego. Z uwagi na dobro trwającego postępowania przygotowawczego nie mogę udzielić więcej informacji - przekazał nam Piotr Marko, rzecznik lubelskiej prokuratury.
Łapówka za problemy z prokuraturą
Wspomniany artykuł Kodeksu karnego mówi o tym, że “kto w celu osiągnięcia korzyści majątkowej doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem” podlega karze więzienia od sześciu miesięcy aż do ośmiu lat.
Jak oficjalnie potwierdziliśmy, w tym samym postępowaniu prokuratury jeszcze poważniejsze zarzuty usłyszał również były prezes SKOK Wołomin Mariusz G.
- Jest podejrzany o popełnienie między innymi przestępstwa czynnej płatnej protekcji, określonego w art. 230a par. 1 kk. Popełnienie tego przestępstwa, to jest udzielenia korzyści majątkowej w zamian za pośrednictwo w załatwieniu sprawy w instytucji państwowej, nie jest w żaden sposób związane z osobą Zygmunta K. - brzmi wyjaśnienie, które przesłał rzecznik Piotr Marko.
Według nieoficjalnych informacji chodzi o łapówkę w wysokości 500 tysięcy złotych, dzięki której były prezes SKOK Wołomin chciał załatwić w prokuraturze problemy kierowanej przez siebie kasy. Nie udało nam się jednak ustalić, czy ta łapówka ostatecznie została wręczona, komu i kiedy.
Wpływowy prokurator
Zygmunt K. to niezwykle wpływowa postać w prokuraturze. Był protegowanym Lecha Kaczyńskiego, gdy tragicznie zmarły prezydent pełnił w latach 2000-2001 funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w rządzie Jerzego Buzka. To Kaczyński awansował go na funkcję prokuratora apelacyjnego w Warszawie.
Jego uznanie Zygmunt K. zdobył nadzorując w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej śledztwo w sprawie bezprawnej inwigilacji braci Kaczyńskich i części ich środowiska politycznego przez dawny Urząd Ochrony Państwa - afera była znana jako "inwigilacja prawicy".
Zygmunt K. zaczął nadzorować i decydować o biegu najważniejszych śledztw: w sprawie afery PZU Życie, afery Rywina, zabójstwa generała Marka Papały i mafii z Pruszkowa.
Po wygranych wyborach przez SLD pozostał na stanowisku. Cieszył się wtedy poparciem m.in. sędzi Barbary Piwnik, która od października 2001 do lipca 2002 roku była ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym w rządzie Leszka Millera. Po trzech latach sprawowania funkcji szefa warszawskiej apelacji Zygmunta K. zdymisjonował następca Piwnik – Grzegorz Kurczuk.
Zygmunt K. przeszedł w stan spoczynku, czyli na prokuratorską emeryturę. W 2016 roku do lubelskiego sądu trafił akt oskarżenia przeciwko niemu. Okazało się, że zdaniem śledczych K. miał w latach 2009 -2012 roku w Lublinie i Janowie Lubelskim podrabiać podpisy brata i swojej córki na dokumentach dotyczących działalności spółki, którą razem prowadzili. O przestępstwie zawiadomił brat emerytowanego już wtedy prokuratora. Do historii przeszło jego ostre spięcie przed komisją śledczą do sprawy PKN Orlen z jednym z przełożonych z Ministerstwa Sprawiedliwości.
- Panie ministrze, nie telefonowalibyście do Prokuratury Apelacyjnej w drażliwych sprawach tylko pod jednym warunkiem, gdyby wam telefony pozabierać - powiedział podczas konfrontacji. Chodziło wtedy o to, kto zlecił prokuraturze apelacyjnej zajęcie się notatkami służb specjalnych o kontraktach zawieranych przez państwowy koncern paliwowy.
Autor: Robert Zieliński, Maciej Duda / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24